środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 19: Gra cieni


Nie spojrzała na mnie ani przez chwilę. Siedziała ze spuszczoną głową, patrząc na swoje smukłe dłonie. Siedziałem obok niej i patrzyłem na nią wyczekującym spojrzeniem. Nie wiem czy zdawała sobie sprawę z tego, że patrzyłem na nią takim a nie innym wzrokiem. Chyba myślała, że przyszedłem tu tylko po to aby z nią posiedzieć. Myliła się, chciałem wiedzieć co wtedy się stało. Nie zaznam spokoju dopóki nie powie mi prawdy. Nie może przecież zamykać się w sobie, jestem tutaj po to aby jej pomóc. Nie chcę patrzeć jak się zadręcza.
Pytałem ją po raz kolejny co się stało. Jednak ona milczała jak zaklęta, jakby ktoś zamknął jej buzię na zawsze. Nie pisnęła ani słowa, nie wykonała najmniejszego ruchu, oprócz tego, że poruszyła dłońmi. Martwię się, nie może tłamsić tego w sobie, to jeszcze bardziej ją dobije. Sam na siebie się złościłem, że nie zdążyłem, nie przewidziałem tego, że może się coś stać jeśli mnie przy niej nie będzie. Jak mogłem puścić ją wtedy samą? Wiedziałem, że jest narażona na pułapki jakie przygotowały na nas Whitney i Cornelia, ale mimo to zbagatelizowałem to. A teraz ona cierpi przeze mnie. Jak mogłem być taki głupi?
- Pepper?
Cisza, znowu odpowiedziała mi cisza. Zaczynałem się denerwować, to wszystko zaczęło mnie dobijać.
- Przepraszam... to moja wina, powinienem iść z tobą wtedy nic by się nie stało...
Coś we mnie pękło, musiałem powiedzieć to na głos. Nigdy nie mówiłem co gryzło mnie w środku, aż do tej chwili. Zawsze owijałem w bawełnę, zwodząc, że nie chodzi oto o czym tak naprawdę myślałem. Nigdy nie chciałem przyznać co chodzi mi po głowie. To o czym myślę zawsze pozostawało moją tajemnicą.
- Nie, Tony. Nie powinieneś się zadręczać.
Nie myślałem, że odpowie. Liczyłem na to, że opowie mi co się stało, jednak chyba za dużo wymagam. Muszę dać jej czas, z drugiej strony jeśli nie dowiem się co się stało nie będę mógł jej pomóc.
Przysunąłem się do niej, teraz siedziałem ramię w ramię z nią. Objąłem ją ramieniem i ucałowałem w czoło. Skoro nie chce rozmawiać mogę dotrzymać jej towarzystwa, wesprzeć. Położyła głowę na moim ramieniu i westchnęła prawie słyszalnie.
Zapowiada się długi wieczór.

~*~


Siedzieliśmy już kilka godzin w zbrojowni. Panowała zupełna cisza, nie rozmawialiśmy. Zastanawiałem się czy rudowłosa nie zasnęła. Jednak kiedy spojrzałem na jej twarz byłem pewny, że nie. Oczy miała otwarte, pełne smutku i pustki. Obdarzyła mnie tylko jednym spojrzeniem przez ten cały czas. 
W zbrojowni rozległ się alarm. Podniosłem się szybko z kanapy i podbiegłem do głównego komputera. Usłyszałem tupot stóp i dźwięk otwieranych drzwi. Pepper wybiegła ze zbrojowni. Co mam teraz robić? Biec za nią czy odpowiedzieć na alarm? Trudna decyzja... ale nie mogę zaniedbywać obowiązków Iron Man'a. Spojrzałem na pulpit komputera. No pięknie, okazało się, że to fałszywy alarm. Mój system raczej nigdy się nie myli, coś jest nie tak.Może najlepszym zdarzają się pomyłki? Nie, to nie to...
I znowu pomyślałem, że coś może grozić Pepper. Może ten alarm był tylko po to aby odwrócić moją uwagę? A jak jej się coś stało?
Wybiegłem ze zbrojowni, w mgnieniu oka znalazłem się pod drzwiami domu. Otworzyłem je i nie patrząc czy ktoś jest w salonie oprócz Rhodey'ego, wbiegłem po schodach. Bez pukania otworzyłem kolejne drzwi tym razem do pokoju Pepper. Nie myliłem się była tutaj, a co najważniejsze cała i zdrowa. Siedziała przy toaletce, wzrok miała utkwiony w lusterku. Nie spojrzała na mnie kiedy przekroczyłem próg, dalej tkwiła jakby w zamyśleniu. Usiadłem przy stoliku. Poczekam, w końcu powinna coś z siebie wydusić, choćby jedno słowo.
Albo mi się wydawało, albo minęły godziny a my dalej siedzieliśmy w ciszy. Powoli zaczęło mnie to denerwować. Jak można tak zamknąć się w sobie? Nie mówić nic, nawet nie ruszyć się odrobinę. Zachowywała się tak jakbym nie istniał, jakby mnie tu nie było. Co się z nią dzieje? Czy wtedy aż tak się przestraszyła, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować? Na dodatek nic nie chce powiedzieć. Nie chodzi mi już o tą sprawę z wypadkiem. Nie mówi nic, zupełnie nic. Nie chcę żeby przeżywała to wszystko sama, przecież ma mnie i Rhodey'ego.
Powoli zaczęło się ściemniać. Spojrzałem na zegarek, było paręnaście minut po siódmej. No tak, wrzesień, teraz o tej porze będzie coraz ciemniej. Trzeba do tego przywyknąć.
Spojrzałem na Pepper. Wyglądała na lekko przestraszoną, przestała patrzeć namolnie w lusterko. Teraz patrzyła za okno. Poderwała się szybko z krzesła i podeszła do włącznika światła. W pokoju zrobiło się jasno, a rudowłosa ponownie chciała usiąść przy toaletce.
Nie mogłem pozwolić na to, żeby znowu się zatraciła. Wstałem i złapałem ją za rękę. Drgnęła i spojrzała na mnie. Już nie tak radośnie jak kiedyś, teraz w jej oczach nie tańczyły już wesołe ogniki, panowało w nich wiele bólu. Nie mogłem na to patrzeć, moje serce jakby kuło i krwawiło.
- Powiesz w końcu co się stało? - byłem zły, że milczała.
Tego nie można było nazwać zwykłym milczeniem. W sumie nijak to nazwać.
- Tak bardzo chcesz wiedzieć? - jej głos brzmiał tak jakby chciała na mnie warknąć, a może już to zrobiła?
- Spokojnie, chce ci pomóc.
- Pomożesz mi jak stąd wyjdziesz. - teraz już prawie krzyczała.
Wyrwała swoją rękę z ucisku i wyszła na balkon. Zdziwiła mnie swoim zachowaniem, nie znałem jej od takiej strony. Może w ogóle jej nie znam? Nie zamierzałem się jednak poddawać, wyszedłem za nią. Stała oparta plecami o barierkę. Kiedy mnie zobaczyła znowu się zdenerwowała.
- Mówiłam ci, że masz wyjść!
- Nie poznaję cię. Czemu nie chcesz powiedzieć co się wtedy stało?
- Chcesz wiedzieć?!
Wrzasnęła tak przeraźliwie, że chyba było ją słychać aż na dole.
- Tak. - odpowiedziałem najspokojniej jak umiałem.
- Nie odpowiem ci na to pytanie ponieważ nie jestem Pepper. - uśmiechnęła się nikczemnie. - Ale skoro już tu jestem a ona ci nie powiedziała, jak ją pięknie w ciemnościach nastraszyłyśmy...
Dopiero teraz ujawniła swoją prawdziwą postać. Mogłem to przewidzieć, przede mną stała Madame Mask. Nie wiem czy to Whitney, czy Cornelia. Na pewno któraś z nich. Ubrana w czarny kostium i złotą maskę. Ogarnęła mnie złość, jak mogłem być taki ślepy i głupi! Cholera, przecież ona weszła do zbrojowni! Jak ona to zrobiła? Czy przez ten cały czas rozmawiałem z nikim innym jak z Maską? Musiałem z nią rozmawiać od tego wypadku... Jak ja mogłem dać się tak wyrobić!
- Gdzie jest Pepper i co z nią zrobiłaś?! - wrzasnąłem i dodałem. - Jak dostałaś się do zbrojowni?!
Zaśmiała się tak lekko, że przez chwilę wydawało mi się, że nie ma serca.
- Świetnie ją odegrałam prawda? Taka mała, płaczliwa, smutna Pepper. Dzięki niej się tam dostałam, przecież musiałam być wiarygodna.
- Co jej zrobiłaś?!
- Jest w porządku, nie rozwaliłam jej tak jak wcześniej rany... Ale możesz być pewien, że tym razem będzie gorzej. - znowu, ten przeraźliwy śmiech. Bezduszna dziewczyna!
- Mów gdzie ona jest...
- Bo co? Nie masz zbroi, jesteś bezbronny.
- Ty też, bez maski.
- Widzisz Tony... Różnica jest taka, że teraz załatwiłabym ciebie bo ją mam. Ale... - tutaj przerwała wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Na to jeszcze nie pora.
Nie wytrzymałem. Podbiegłem do niej i kiedy chciałem się na nią rzucić ona tak po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Byłem tak cholernie zły, że nie zauważyłem tego, że to nie Pepper. To musiała być Cornelia, dobrze ją znała i zaaranżowała wszystko tak abym myślał, że rozmawiam z rudowłosą.
Najgorsze było to, że nie wiedziałem gdzie jest ta prawdziwa Pepper. I chyba nie prędko się dowiem.







Rozdział jest, to już 19. Aż ciężko mi w to uwierzyć, że dotrwałam. Co nie oznacza oczywiście końca. Chce wam podziękować za ponad 4000 wejść! :) I oczywiście, za tyle komentarzy, które mnie motywowały i motywują dalej. Oby było tak dalej. 
Zaskoczone? 
Proszę o opinie w komentarzach :))
Pozdrawiam.


Obserwatorzy