poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 14: Koszmary prawdą


Chwilę wcześniej

Leżałem na kanapie w salonie. Oglądałem telewizję, a przynajmniej próbowałem. Myślami byłem przy Pepper. Właściwie nie wiem dlaczego, ale kiedy poszła na górę zacząłem o niej myśleć aż do tej pory. Naprawdę dobrze trafiłem, jest świetną osobą. Potrafi pocieszyć i wesprzeć. Nie żeby Rhodey tego nie potrafił. Tyle, że wsparcie od płci przeciwnej chyba bardziej mi pomaga.
Usłyszałem kroki dobiegające ze schodów. Obróciłem głowę i podniosłem się. Po schodach schodziła rudowłosa. Ubrana w fioletowy podkoszulek i spodenki w tym samym kolorze. Wyglądała jakby na trochę przestraszoną. Co dziwniejsze szła sztywno, ręce miała wzdłuż ciała. Weszła do kuchni, uprzednio zaświecając światło. Pomyślałem, że zgłodniała lub chciała się czegoś napić. Jednak to co zobaczyłem wprawiło mnie w osłupienie.
Dziewczyna wyjęła nóż z szuflady. Obróciła go do siebie, powoli przybliżając go do swojego brzucha. Cholera! Co ona wyprawia?!
Wstałem z kanapy i podbiegłem do niej. W ostatniej chwili wyrwałem jej nóż z rąk i rzuciłem go gdzieś w kąt blatu. W tym czasie oczy Pepper zamknęły się a ona wyglądała jakby traciła przytomność. Złapałem jej bezwładne ciało w talii i przeniosłem na kanapę. Delikatnie dotknąłem jej policzka lekko je klepiąc aby się obudziła. Podziałało.
Rudowłosa otworzyła oczy. Przez chwilę bardzo intensywnie mrugała. Później spojrzała na mnie i podniosła się. Rozejrzała się po pomieszczeniu i nerwowo zaczęła dotykać swojego brzucha. Kiedy upewniła się, że wszystko jest w porządku odetchnęła.
- Pepper?
- Co ja tutaj robię?! - pisnęła jeszcze wystraszona.
- Zeszłaś po schodach i poszłaś do kuchni... Chciałaś wbić sobie nóż w brzuch! - powiedziałem z wyrzutem.
Spojrzała na mnie jak na wariata. Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem to nie ja zwariowałem.
- Nie ja chciałam go wbić! To Cornelia i Whitney! Nie widziałeś ich tutaj?! - mówiąc to wstała, wyraźnie poddenerwowana.
Podniosłem lewą brew do góry ze zdziwienia. Co ona bredzi? Nie było tutaj nikogo oprócz mnie i jej. Jakim cudem niby miały tu być dwie inne osoby?
- Tutaj nikogo nie było. Szłaś sama.
Dziewczyna opadła na kanapę w akcie bezsilności. Zakryła twarz dłońmi i podciągnęła nogi pod brodę. Ja natomiast kontynuowałem.
- Opowiesz co ci się śniło?
Przez dłuższą chwilę siedziała w jednej pozycji nie wykonując najmniejszych ruchów. Chyba musiała się uspokoić.
- Prowadziły mnie, a potem jedna z nich chciała mi wbić sztylet w brzuch...
- Ja widziałem co innego. Szłaś sama... jeszcze trochę i znowu trafiłabyś na ostry dyżur.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Po raz kolejny ratujesz mi skórę.
Fakt. Ocaliłem ją, tym razem od samobójstwa. Z jej strony wyglądało to inaczej. Ciekawe, że w jej śnie pojawiły się akurat te osoby, a nie inne. Jeszcze gorsze jest to, że lunatykowała i robiła to co w tym śnie. Co by było gdyby naprawdę się zabiła? Przez jeden sen, który był sprawką Whitney i Cornelii mogłem jej już nigdy nie zobaczyć. Nie miałem wątpliwości co do sprawców tego zajścia. To wszystko staje się groźne i niebezpieczne niż przedtem. Na dodatek nie wiemy jakim cudem udało im się aż tak wpłynąć na Pepper, że zaczęła robić to co działo się w śnie. Muszę znaleźć te dwie. To się musi skończyć.
- Chodź, musisz odpocząć.
Wstałem i zacząłem ją podnosić jednak ona gwałtownie się szarpnęła i usiadła. Spojrzałem na nią pytająco.
- Nie, nie, nie. Nie mogę zasnąć.
Przestraszyła się, nie dziwota, że nie chce iść spać. Ja również miałbym problem z zaśnięciem po takim czymś. Ale musi spróbować.
- Zostanę z tobą.
Widziałem po niej, że się waha, jednak po chwili zrezygnowana kiwnęła głową na zgodę. Wstała i poszła w kierunku piętra. Wchodziłem za nią po schodach. Zatrzymała się tuż przed drzwiami do pokoju.
- Może jednak dzisiaj już nie powinnam zasypiać? - spytała z paniką w głosie.
- Nie możesz się wykończyć.
Sięgnąłem do klamki i otworzyłem drzwi. Wpuściłem ją do środka a sam wszedłem za nią. Rudowłosa nie pewnie podeszła do łóżka. Stała nad nim chwilę jakby walczyła ze sobą. Ostatecznie położyła się i odwróciła plecami do ściany. Słyszałem jak z rezygnacją wzdycha cicho.
Usiadłem przy stoliku. Patrzyłem jak jej oddech staje się spokojny i miarowy. Nie nastąpiło to tak szybko, jednak mimo obaw zasnęła.
Spojrzałem na zegarek, który stał obok jej łóżka. Dochodziła druga w nocy a mi dalej nie chciało się spać. Dziwne. Jutro pewnie będę padnięty...
Wyszedłem na balkon nie mogąc usiedzieć. Przymknąłem okno aby nie wychłodzić w pokoju. Niebo było pochmurne, księżyc schował się pod warstwą chmur. Zrobiło się chłodniej niż wcześniej jednak nie przeszkadzało mi to. Oparłem się plecami, tyłem do barierki zakładając ręce na klatkę piersiową. Spojrzałem na Pepper, która teraz miała uśmiech na twarzy. Powinna już spać spokojnie, mam taką nadzieję. Mimo to zostanę z nią dopóki nie nadejdzie ranek.
Nie wiem jak długo stałem na balkonie. Po pewnym czasie zamknąłem go i usiadłem na fotelu. Sen zmógł mnie, zasnąłem.

~*~

Leniwie i powoli zmusiłam powieki aby się otworzyły. Podniosłam się przeczesałam ręką włosy. Rozciągnęłam się i rozejrzałam się po pomieszczeniu. To co zobaczyłam wprawiło mnie w nie lada zdziwienie. Na fotelu siedział, a właściwie leżał Tony. Musiał być tutaj całą noc, bo zasnął ubraniach. Uśmiechnęłam się na jego widok i po cichu wstałam. Wzięłam ze sobą kołdrę i nakryłam nią chłopaka. Później podeszłam do szafy i wyjęłam ciuchy. Dzisiaj zdecydowałam się na czarną bluzkę na ramiączkach z baskinką oraz białe rurki. Świetny zestaw, do tego moje ukochane czarne trampki. Wyszłam bezszelestnie i zamknęłam drzwi. Kierowałam się oczywiście do łazienki. Umyłam zęby i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Jeszcze tylko lekki makijaż. 
Usiadłam przy toaletce. Tony dalej spał w najlepsze. Zaśmiałam się pod nosem. Posmarowałam twarz kremem a potem nałożyłam tusz na rzęsy. Mały makijaż a jak wiele potrafi zdziałać. Wyglądam o wiele lepiej. 
Stwierdziłam, że zanim chłopak się obudzi zrobię nam śniadanie. Na korytarzy wpadłam na pomysł aby wejść do pokoju Rhodey'ego. Zastanawiałam się jak on przeżywa to wszystko. Zapukałam do drzwi jednak nikt mi nie odpowiedział. No cóż, muszę wejść od tak.
Wparowałam do pokoju ale nikogo nie zastałam. Łóżko było zaścielone, w sumie wyglądało jakby nikt z niego nie korzystał. Wyszłam zamykając drzwi.
Myślałam, że na parterze zastanę panią Rhodes. I tym razem nikogo nie było. W salonie pustko jak i w kuchni. Na blacie jedynie leżała mała, zapisana kartka papieru. 
<Nie czekajcie na mnie, wrócę późno. Pieniądze są na blacie. Opiekujcie się Pepper.>
Kartka z pewnością była od mamy Rhodey'ego. Miło było ją czytać, zwłaszcza, że pani Rhodes traktowała mnie zupełnie inaczej jak zwykłego gościa. Chyba musiała mnie lubić trochę bardziej. Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. 
Chciałam zrobić śniadanie. Tylko co podać? Stwierdziłam, że zrobię kanapki z pomidorem, ogórkiem, szynką i serem. Idealny zestaw na najważniejszy posiłek dnia. 
Zabrałam się za przygotowanie. Na początku miałam problem ze znalezieniem deski do krojenia bądź noża. To dziwne, że wczoraj tak po prostu podeszłam do szuflady, w której była zastawa z nożami do krojenia a dzisiaj nie mogę ich znaleźć. 
Postawiłam wodę na herbatę, a kanapki przełożyłam na talerz i postawiłam na stole. Później stały tam dwa kubki herbaty. 
Na zegarku widniała godzina dziewiąta. Gdzie ten Tony? Skierowałam się ku schodom. Chwilę potem otwierałam już drzwi do pokoju. Oczywiście mogłam się tego spodziewać. Czarnowłosy spał w najlepsze i chyba nie zamierzał wstawać. No nic, muszę go obudzić.
Usiadłam na oparciu fotela. Szturchnęłam lekko Tony'ego. On otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. 
- Cześć, śpiochu. - zachichotałam patrząc na niego. 
- Hmm, cześć. - mruknął sennie. 
Chyba jeszcze nie wszystko docierało do niego tak jak powinno. Pokręciłam głową i dodałam.
- Śniadanie gotowe.
Widocznie orzeźwiłam go tymi słowami bo spojrzał na mnie o wiele lepszym wzrokiem. 
- Czekam na dole. 
Wstałam i wyszłam za drzwi. Jeśli Roberta budzi go tak codziennie to jej współczuję. Wyzwanie jak się patrzy.

~*~

Jak to się stało, że zasnąłem u niej? Chyba musiałem być bardzo zmęczony. Na dodatek czułem, że burczy mi w brzuchu. Pora na śniadanie. 
Zszedłem po schodach na dół wprost do kuchni. Na stole czekały już kanapki i kubki z herbatą. Na krześle siedziała Pepper, która już zaczęła jeść. Usiadłem obok niej i sięgnąłem po kanapkę. Było pyszne, naprawdę. Smakowało mi jak nigdy, być może przez to, że byłem bardzo głodny. Wypiłem herbatę i spojrzałem na rudowłosą. Wow, wyglądała zjawiskowo. Tak jak wtedy gdy uratowałem ją po raz pierwszy. 
Zorientowała się, że na nią patrzę. Pepper zaczęła spoglądać na mnie ze zdezorientowanym wzrokiem. Uśmiechnąłem się tylko do niej. 
- Pięknie wyglądasz. 
Sam nie wierzę, że to powiedziałem. Rudowłosa wydała się w pierwszej chwili zaskoczona, jednak po chwili jej twarz pokrył rumieniec. Odwróciła głowę aby ukryć zawstydzenie. Powiedziałem coś nie tak? Pepper to bardzo ładna dziewczyna, pewnie nie raz usłyszała to od innych chłopców, więc dlaczego się rumieni? 
Wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia. Ja chyba wybiorę się do zbrojowni. 
- Idziesz ze mną do zbrojowni? 
Kiwnęła głową. Poczekałem aż odstawi naczynia. Potem wyszliśmy w ciszy z domu. Zamknąłem drzwi na klucz. Nie chciałem później mieć na głowie pani Rhodes gdyby coś zginęło. Razem z Pepper poszedłem w kierunku magazynu. 








Tak jak obiecałam w rozdziale 14 jest akcja. Może nie wielka, ale zawsze coś tam jest. Jakieś pytania? 
Pozdrawiam.
Ps.

Drogie czytelniczki, bardzo chciałabym podziękować jak i tym komentującym moje wpisy, jak i również tym, anonimowym osobą, które być może to czytają. Mamy już ponad 2000 wejść, na bloga, którego założyłam w listopadzie. 
Dziękuję Annie Katari, za ciepłe słowa, w komentarzach jak i poza nimi :)
TonyPepper, za komentowanie moich wpisów samymi cudownymi określeniami :)
Pepper, która również jak dziewczyny wyżej podtrzymuje mnie na duchu świetnymi komentarzami :)
Oraz Fumi, która teraz gdzieś zniknęła :) Mimo to, wcześniej również dodawała mi otuchy.
I wszystkim tym, którzy może się nie ujawniają a czytają moje opowiadanie.

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 13: Chwile zapomnienia


Co on znowu wymyślił? Już drugi raz mnie dzisiaj zaskoczył. Tak jak Tony poprosił, narzuciłam na siebie coś ciepłego a mianowicie bluzę. Zamknęłam drzwi od pokoju i zbiegłam po schodach. W salonie czekał na mnie czarnowłosy.
- Gotowa? - spytał.
Kiwnęłam głową. Wyszliśmy z domu i znowu zmierzaliśmy w kierunku zbrojowni. Po raz kolejny chłopak wstukał kod a stalowe drzwi ukazały wnętrze. Tony podszedł do zbroi. Patrzyłam na niego nieco podejrzliwie. Kiedy już założył zbroję, moje spojrzenie stało się łagodne. Stał się wyższy o parę centymetrów i jakby przybrał siły. Twarz miał nie odsłoniętą, pewnie chwilowo.
- Dowiem się o co chodzi? - spytałam.
Chłopak podszedł do mnie i objął mnie w talii. Już wiedziałam. On chce lecieć zie mną.
- Lepiej się mnie dobrze złap.
Postanowiłam, że zrobię tak jak kazał. Lepiej nie narażać się nie potrzebnie. Czułam lekki stres. Zapewne to przez to, że nigdy nie  latałam, choćby nawet samolotem. 
- Nie stresuj się.
Przełknęłam głośno ślinę. Nim się obejrzałam Tony zasłonił twarz maską i wzbiliśmy się w powietrze. Wylecieliśmy przez otwór w hangarze, a ja ujrzałam cudowny widok. Lecieliśmy nad ulicami miasta. Aż dech zaparło mi w piersi. Nie da się opisać tego uczucia. Niesamowite. Przez kilka minut wpatrywałam się w panoramę, dopóki nie wylądowaliśmy na najwyższym budynku w mieście. To dopiero widok! Tony w tym czasie zdjął zbroję, która zamieniła się w plecak.
- Chciałaś zobaczyć miasto nocą. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
Rzuciłam mu się w ramiona, a on delikatnie jakby bał się, że mnie zrani objął mnie.
-Jesteś wspaniały. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wiem. -zgodził się Tony, śmiejąc się.
- Skromny niestety już nie.
Tym razem to ja się zaśmiałam a chłopak zrobił naburmuszoną minę, jednak po chwili i on zaczął się śmiać. Usiedliśmy na skraju wieżowca. Panorama miasta wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Gdzie bym tylko się nie obejrzała, wszędzie widać oświetlone ulice, budynki i spacerujących ludzi. Nie sądziłam, że Tony zabierze mnie tutaj. Myślałam, że wtedy znowu był myślami gdzie indziej, a tutaj takie zaskoczenie. On zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja nawet mu za to nie podziękowałam w odpowiedni sposób... Właściwie, to nie wiem jak mu podziękować... Słowa nie wystarczą, nie dla mnie. Na razie nic mi nie przychodzi do głowy, ale postaram się coś wymyślić. Może jakiś prezent? Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. I tutaj znowu pojawiają się schody, bo w robieniu prezentów jestem kiepska. Co mogę kupić bogatemu i sławnemu nastolatkowi? To musi być coś wystrzałowego, ale nie do przesady. Pomyślę jeszcze nad tym.
Spojrzałam na Tony'ego. Wyglądał na jeszcze bardziej zamyślonego niż zazwyczaj. Zastanawiałam się o czym myśli. Patrzył na panoramę miasta tak obojętnym wzrokiem, że wydawało mi się, że jego dusza na chwilę opuściła ciało. W życiu nie widziałam aby ktoś tak odpłynął. Wyjątkowy przypadek. Z drugiej strony nie dziwiłam mu się. Bycie Iron Man'em na pewno dawało mu się we znaki. Godzić jeszcze tą funkcję z chodzeniem do szkoły i czasem wolnym. Z pewnością tego drugiego miał mniej. Był na każde wezwanie. Można powiedzieć, że poświęca się bardziej niż nie jeden człowiek. Ryzykuje życie dla innych. Idealny materiał na przyjaciela, udowodnił to gdy oddał mi krew. Nie przemyślał tego, że mogą wystąpić jakieś komplikacje. Po prostu podjął szybką decyzję. Ciekawe czy ja bym tak umiała... pewnie bym się przestraszyła. Ale dla przyjaciół zrobiłabym wiele. 
Spojrzałam w dół, na ulicę. Ścieżki powoli wyludniały się a gdzie nie gdzie w oknach gasły światła. Chyba musi być już późno. Nie przeszkadzało mi to, że siedzimy tutaj i nie odezwiemy się do siebie ani słowem. Nie chciałam przerywać ciszy. Tony był gdzie indziej, ja też. Mimo, że siedzieliśmy blisko siebie każdy był teoretycznie w innym miejscu. 
Cóż się dziwić, znaliśmy się nie cały miesiąc. Nie mogłam wymagać abyśmy rozmawiali dniami i nocami. Nie wszystko stracone, wszystko się rozwinie. Miejmy nadzieję.
- O czym myślisz? 
Wzdrygnęłam się. Przestraszyłam się. Spojrzałam na Tony'ego, który patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem. 
- O niczym... 
- Nie prawda, gdy myślisz o czymś ważnym marszczysz czoło. - odpowiedział podnosząc lewy kącik ust do góry. 
Skąd on to mógł wiedzieć? Przecież sam był zamyślony, patrzył pustym wzrokiem na miasto, nie zwracając na mnie uwagi. Obserwował mnie? 
- Skąd wiesz? Sam odpłynąłeś. 
- Patrzę na ciebie od dobrych pięciu minut. - powiedział śmiejąc się pod nosem.
Co? Jak mogłam tego nie zauważyć? 
- Także, o czym myślisz?
- To nic ważnego, naprawdę. - powiedziałam patrząc po raz kolejny w dół. 
Nie lubiłam zdradzać moich myśli, uważałam to za niepotrzebne. To co działo się w mojej głowie lepiej żeby pozostało tajemnicą. Przez mój nie wyparzony język mogłabym wpaść w niezłe kłopoty i przy okazji wpakować w to innych. Tak, mój talent do katastrofy jest rozpowszechniony. 
- Może lepiej ty się pochwal co zaprząta twoje myśli.
Jedynym ratunkiem było odwrócenie pytania. Podziałało.
- Zastanawiam się co by było gdybym nie był Iron Man'em. Myślę o tym codziennie. 
Teraz zdałam sobie sprawę jak wielką odpowiedzialność nosi na swoich barkach. Widocznie ciężko mu było sobie z tym poradzić. Przynajmniej wiem o czym nieustannie myśli. 
- Nie martw się na zapas.
- Ja się nie martwię... po prostu czasem chciałbym żyć jak zwykły nastolatek... - odparł cichym głosem. Widać było, że spochmurniał. 
- Fakt nie martwisz się... ty się tym zadręczasz. Jak tak dalej pójdzie to się wykończysz... Każdy musi mieć chwilę odpoczynku. - powiedziałam. Nie chciałam go dobić, ale taka była prawda. - Pamiętasz, co powiedziałeś mi w szpitalu? 
- Dużo wtedy ci mówiłem... 
- Między innymi, że poradzimy sobie razem. Teraz też tak będzie. 
Spojrzałam mu w oczy. Widać w nich było zakłopotanie i zmartwienie, jednak po moich ostatnich słowach pojawiły się małe iskierki szczęścia. Chyba udało mi się go choć trochę podnieść na duchu. 
Tony spojrzał na mnie już o wiele szczęśliwszym wzrokiem. Ja też się uśmiechnęłam widząc, że na chwilę przestał o tym wszystkim myśleć. 
- Zbieramy się? 
Kiwnęłam głową. Wstałam i otrzepałam ubranie. Jeszcze ostatni raz spojrzałam na miasto, które już nie świeciło światłami tak jak wcześniej. Połowa z nich była zgaszona. 
Tony w tym czasie odział się w pancerz. Podszedł do mnie i objął mnie jedną ręką. Ja natomiast oplotłam jego szyję. 
I znowu byłam w powietrzu. Tym razem lecieliśmy o wiele szybciej niż poprzednio. Czemu mu się tak śpiesz? W parę minut wylądowaliśmy w magazynie. Tony zdjął zbroję i zamknął ją w kapsule. Wyszliśmy ze zbrojowni na świeże powietrze a potem skierowaliśmy się do domu. Otworzyliśmy po cichu drzwi. Okazało się, że na dole nikogo nie ma. Było aż tak późno, że wszyscy już spali? Weszliśmy do kuchni i spojrzeliśmy na zegarek. Dochodziła jedenasta! No nieźle, zasiedzieliśmy się. 
- Wiesz, chyba pójdę się położyć. 
- Do jutra, Pepper.
Uśmiechnęłam się i poszłam na górę. Otworzyłam drzwi do pokoju, który tymczasowo zajmowałam. Wzięłam pidżamę, zamierzałam się odświeżyć. Tylko, gdzie jest łazienka? Trudno, pójdę na chybił trafił. Zostały się dwa pomieszczenia. Łazienka pewnie będzie na prosto. Nie myliłam się. 
Trochę mi zeszło zanim wyszłam z łazienki. Czułam się padnięta mimo, że wcześniej przespałam trzy godziny. 
Z powrotem się położyłam i czekałam na sen.


~*~

Miałam bardzo dziwny sen. W pomieszczeniu, w którym się znajdowałam było ciemniej niż zwykle. Widziałam tylko drzwi, nic poza tym. 
Co to za miejsce?
Stało się coś dziwnego. Straciłam kontrolę nad sobą. Wstałam z łóżka, po czym skierowałam się do drzwi. Próbowałam się zatrzymać jednak coś mnie powstrzymywało. Czułam jakby ktoś trzymał mnie po obu stronach i prowadził do drzwi. 
Co się dzieje?!
Wyszłam z pokoju, a moim oczom ukazała się Cornelia i Whitney. To one mnie przytrzymywały. Co one robią w moim śnie? Przestraszyłam się i to nie na żarty.
- Czego chcecie? 
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na nie. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji. Wielka pusta i obojętność. O dziwo były bez masek, normalnie ubrane. 
Sala, w której teraz się znajdowałam wyglądała jeszcze gorzej. Zeszliśmy do niej po schodach. Nie wiem jak udało mi się zejść bez żadnego potknięcia. Pomieszczenie było wypełnione rożnego rodzaju nożami. Począwszy od małych, kończąc dużymi. Zestresowałam się jeszcze bardziej. To przestaje być zabawne, chociaż nie było takie od początku. 
Zaczęłam się szarpać, jednak one trzymały mnie bardzo mocno. Spojrzałam po raz kolejny na nie. Tym razem miały już maski i kostiumy. Nie mogłam ich rozróżnić, wyglądały identycznie. Dziewczyna po mojej prawej stronie puściła mnie i podeszła do ściany, na której zawieszone były sztylety. Wzięła jeden z nich po czym podeszła do mnie. Chciała wbić mi go w brzuch, jednak ja się szarpałam. Myślałam o tym żeby się wybudzić. Zamiast tego upadłam i czułam jak spadam w otchłań. 







Zaczyna się coś dziać. Wiem, że nie lubicie nudy, dlatego coś nowego. Mam nadzieję, że się spodoba :) 
Pozdrawiam. 
Ps. Jakieś pytania? 

środa, 18 marca 2015

Rozdział 12: Nie zawsze będzie idealnie


Rozpakowywałam swoją walizkę, chciałam zobaczyć jej zawartość. Mam nadzieję, że ojciec spakował chociaż szczoteczkę i płyn do kąpieli. Moim oczom ukazała się wypchana kosmetyczka. Używałam jej codziennie, jednak nie wszystkich w niej zawartych produktów. Położyłam ją obok lustra a ciuchy włożyłam na półki do szafy. Zasunęłam bagaż i z powrotem zajrzałam do kosmetyczki. Uf, dobrze, że wszystko jest. 
Nałożyłam na twarz krem, aby wyglądała na trochę bardziej witalną i promienną. Poczekałam aż dobrze się wchłonie i nałożyłam tusz na rzęsy. Przynajmniej będą się wydawać mniej podpuchnięte. No, zdecydowanie lepiej. 
Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Czuję się jeszcze trochę przemęczona, chyba się prześpię. Przytuliłam się do poduszki. Czekałam na sen, który przyszedł zadziwiająco szybko. 


~*~

Siedziałem w pokoju razem z James'em. Dochodziło godzina siódma. Chyba pora coś przegryźć. James jak zwykle czytał książkę do historii. Czasami wydaje mi się, że zwariował na punkcie tego przedmiotu. 
- Idziemy coś zjeść? 
On zdawał się mnie nie słyszeć bo dalej wpatrywał się w książkę. Jego oczy sunęły po linijkach tekstu jak błyskawice. Pewnie znał już podręcznik na pamięć, chore. 
Podszedłem do niego i wyrwałem mu tak po prostu lekturę. Spojrzał na mnie nieprzyjemnym wzrokiem.
- Słyszałeś o co się ciebie spytałem?
- Pytałeś o coś? - spytał głupio, robiąc przy tym zaskoczoną minę.
Machnąłem tylko ręką po czym wyszedłem z pokoju. Miałem nadzieję, że wyjdzie za mną jednak nic z tego. Wolał przesiedzieć cały wieczór nad tym marnotrawnym przedmiotem, ech. Zszedłem po schodach na dół i skierowałem się do kuchni. Wyjąłem potrzebne rzeczy i składniki do zrobienia jajecznicy. 


~*~

Otworzyłam oczy, które wydawały się cięższe niż zazwyczaj. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na zegarek, który stał na szafce nocnej. Przespałam trzy godziny! Kurczę, chyba pora wstać. Jak ja zasnę w nocy?
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej turkusową bluzkę na ramiączkach oraz czarne rurki. Założyłam ubrania na siebie i wyszłam z pokoju. Usłyszałam odgłosy dochodzące z kuchni. Zbiegłam szybko po schodach. Na moje nieszczęście wpadłam na kogoś. Spodziewałam się upadku jednak czyjeś silne ramiona złapały mnie tuż przy posadzce. Zamrugałam kilka razy powiekami i spojrzałam w górę. Przed upadkiem ochronił mnie Tony. Podniósł mnie lekko w górę a potem odstawił na podłogę. Kiedy tak na niego patrzyłam po raz kolejny serce zabiło mi mocniej. Szybko opanowałam się i podziękowałam jednocześnie przepraszając za moją niezdarność.
- Miałem po ciebie iść, kolacja gotowa. 
Powiedział i objął mnie delikatnie w pasie. Ja uśmiechnęłam się tylko, odwracając głowę starając ukryć się rumieńce. Wdech i wydech, Pepper. 
Usiadłam do stołu a Tony podał mi talerz z jajecznicą. Muszę przyznać, że wyszła mu świetnie, była przepyszna. Po skończonym posiłku chciałam umyć talerze, jednak Tony kategorycznie zaprzeczył i zabrał się za to sam.
- Nie taktuj mnie jak kaleki. To tylko plecy, zwykła rana. - nie chciałam, żeby mnie we wszystkim wyręczał. 
Chyba zdenerwowało go to co powiedziałam, bo odstawił naczynia do zlewu i spojrzał na mnie gniewnie. 
- Pepper, to nie zwykła rana... Prawie się wykrwawiłaś! - powiedział nieco wyższym głosem niż zazwyczaj. - Wiesz co myślałem jak znalazłem cię w domu w tej kałuży?!....
Znowu spojrzałam w dół, tym razem na swoje buty. Zrobiło mi się głupio, on się zamartwiał a ja jak zwykle to zbagatelizowałam. Zrobiłam to poniekąd nieświadomie. Nie chciałam go zdenerwować. 
- Pepper... przepraszam. - podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu. - Nie potrzebnie się uniosłem. 
- Nie, Tony. Masz rację. - powiedziałam, dalej nie patrząc na niego. - Wiesz, położę się, nie czuję się jeszcze najlepiej. 
Obróciłam się do niego plecami i prawie biegiem weszłam po schodach. Otworzyłam drzwi i usiadłam przy stoliku. 
Dlaczego tak zareagowałam? Przecież nic się nie stało... Może tylko tyle, że Tony nie potrzebnie się martwił a ja to zwyczajnie w świecie olałam.
Dziwi mnie, moje zachowanie gdy spojrzy na mnie lub dotknie. Co się dzieje? Wcześniej było inaczej, traktowałam go normalnie. Czy coś się zmieniło? W zasadzie to nie wiem co myśleć i przede wszystkim co czuję. Przeczesałam ręką włosy i skierowałam się do okna balkonowego. Wyszłam na balkon, który okazał się być wyposażony w dwa leżaki. Jednak ja nie miałam ochoty siedzieć. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. 


~*~


Walnąłem pięściami o blat. Dlaczego tak postąpiłem? Fakt, martwiłem się o nią, wiedziałem, że nie jest jeszcze w pełni sił ale nie musiałem tak reagować. Nie chciałem żeby się przemęczała, poza tym była gościem w moim domu. 
Drugim powodem było to, że chciałem spędzać z nią więcej czasu. Lubiłem ją, dobrze czułem się w jej towarzystwie. Teraz jednak kiedy ją dotykam czuję, że robi mi się gorąco i mimo to, że moje serce jest słabe, wydaje mi się jakby biło szybciej. Dlaczego tak jest? Przecież do tej pory traktowałem ją jak przyjaciółkę a tutaj taka zmiana... właściwie to nie wiedziałem co czuję. 
Cóż, czas pokaże. 
Może pójdę zobaczyć jak się czuje? Tak, przeproszę ją jeszcze raz przy okazji. 
Zauważyłem też, że Pepper wpływa na mnie lepiej niż Rhodey. W zbrojowni chciała żebym odpoczął, posłuchałem jej. Gdyby mój przyjaciel mi to powiedział zbagatelizowałbym to. Nie wiem czemu, ale pierwszy raz posłuchałem czyiś rad. Zawsze chodziłem własnymi ścieżkami, najczęściej samotnie. 
Stałem przed drzwiami jej pokoju. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem po cichu drzwi. W pomieszczeniu nikogo nie było, przynajmniej tak to wyglądało. Okno balkonowe było otwarte. Podszedłem i stanąłem w progu. 
Pepper odwróciła powoli głowę, przyglądając mi się uważnie. Przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną i przestraszoną, jednakże po chwili odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Przestraszyłeś mnie. - powiedziała roztrzęsionym głosem. 
Podszedłem do niej i oparłem się o barierkę. Spojrzałem w dół. Rhodey wychodził z domu, ciekawe gdzie go niesie. Pewnie idzie do zbrojowni. Ostatnio jest jakiś małomówny... to chyba przez Cornelię. Wiedziałem, że ta dziewczyna nie była mu obojętna. Podobała mu się, a tutaj takie rozczarowanie. Wybrała gorszą stronę. Widocznie Rhodes, potrzebował samotności, jednak nie za dużo bo zatracił by się zupełnie w tym przedmiocie zgrozy... tak, mam na myśli historię. 
- Chciałem jeszcze raz cię przeprosić... nie chciałem się unosić. 
- To ja ciebie powinnam przeprosić... ty sobie wypruwałeś żyły, żeby mnie uratować a ja tak po prosu to olałam...
- Wcale tego nie olałaś, ja tylko się martwiłem.
Ona spojrzała na mnie przepraszającym a zarazem intrygującym wzrokiem. Położyła mi głowę na ramieniu a ja objąłem ją lekko. Teraz będzie dobrze, na pewno. Przymknąłem lekko oczy, jednak dalej patrzyłem na miasto, które wyglądało jeszcze piękniej niż zazwyczaj. Całe oświetlone, aż błyszczało w blasku księżyca. Chyba nie tylko mi ten widok się spodobał, bo twarz Pepper aż promieniała. Dopiero teraz zauważyłem jak pięknie wygląda w poświacie księżyca. Jakby o czymś marzyła. 
- Zawsze podobał mi się widok miasta nocą. - odezwała się nagle.
Ja nie odpowiedziałem. Byłem myślami gdzie indziej. Co tu zrobić żeby ją choć trochę uszczęśliwić? Już wiem! Pokaże jej miasto nocą, z wieżowca. Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Ubierz się ciepło, dobrze? 
Pepper podniosła głowę, tak, że mogłem spojrzeć jej w oczy. Podniosła jedną brew do góry, w geście zdziwienia. 
- Znowu jakaś wycieczka? 
Zaśmiałem się. 
- Tak, czekam na dole. 
Wyszedłem z jej pokoju. Po chwili byłem już na dole. Usiadłem na kanapie i czekałem aż Pepper zejdzie na dół. Mam nadzieję, że choć trochę ją uszczęśliwię. Obym tylko niczego nie zepsuł. Miejmy nadzieję, że nie będzie rozczarowana. 





Wiem, chyba za spokojny ten rozdział, ale mam nadzieję, że was nie zawiedzie. Jeśli to ma was uszczęśliwić, to w następnych rozdziałach się trochę podzieje :) 
Pozdrawiam. 

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 11: Nowy start


Minęły dwa dni, nareszcie. Przez ten czas spędzony w szpitalu Tony przyszedł do mnie jeszcze dwa razy. Dziwiłam się, że znajduje czas na to wszystko. Iron Man, szkoła i odwiedzanie mnie. Mimo, że był weekend nawet w dni wolne nie mogliśmy zapomnieć o Akademii Jutra. A wiadomo co nam to uniemożliwiało - prace domowe. W liceum życie nie było łatwe, niestety.
Dzisiaj mam opuścić to okropne miejsce. Znowu musiałam poprosić Tony'ego o pomoc. Głupio mi było, że ciągle mu przeszkadzam i zabieram wolny czas ale... mój ojciec nie interesował się mną tak jak kiedyś. Był tu wczoraj. Nie był skory do rozmowy, tak samo jak i ja. Oby dwoje nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Wiedział, że wychodzę jutro ze szpitala jednak praca wzięła górę. Nie odbierze mnie ponieważ nie może wziąć wolnego, prowadzi ważną sprawę. Byłam zawiedziona co z pewnością widział, jednak pozostał niewzruszony. Po czym pożegnał się i wyszedł. Tak, cudowne odwiedziny.
Teraz zastanawiam się co zrobi jak wrócę do domu, A przede wszystkim jak ja się mam zachowywać gdy tam trafię? Nie wyobrażam sobie tego po tym co się dowiedziałam. Czuł pewną nie chęć do mnie, jestem pewna. Zresztą, kto od razu zaakceptował zaistniałą sytuację? O ile w ogóle ją przyjmie do wiadomości...
Za chwilę ma być tu Tony. Pora się przebrać. Wypis już dostałam, więc nie ma przeszkód żebym mogła swobodnie wyjść.
Sprawdziłam czy wszystko mam w mojej małej walizce. Mimo to, że ojciec odwiedził mnie wczoraj przyniósł ze sobą kilka moich rzeczy. Co prawda nie było ich kilka. Było ich o wiele więcej niż potrzebowałam. Zdziwiłam się, ale skąd ojciec mógł wiedzieć ile ubrań potrzebuję.
Usłyszałam jak drzwi od sali otwierają się. Obróciłam głowę i ujrzałam Tony'ego, Uśmiechał się do mnie, cały promieniał. Szkoda, że ja nie mogłam się aż tak bardzo cieszyć. Sytuacja związana z ojcem nie dawała mi spokoju.
- Cześć, Pepper. - mówiąc to podszedł do mnie i przytulił.
Byłam zaskoczona, jednak odwzajemniłam gest.
- Cieszę, że cię widzę. - odparłam szczerze. - Tony, to na pewno nie kłopot? Głupio mi tak ciągle cię o coś prosić...
- Żaden, nie przejmuj się.
Wziął mój bagaż mimo moich protestów. Wyszliśmy ze szpitala i skierowaliśmy się na parking. Znowu wzrokiem szukałam auta Starka. Ciekawe czy i tym razem będzie to czerwone Ferrari. Myliłam się. Moim oczom ukazało się srebrne Porsche. Wow, ile on może mieć tych aut? Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod szpitala. Cieszyłam się jak nigdy. Miałam nadzieję, że już tam nie wrócę.
W połowie drogi zorientowałam się, że nie jedziemy do mojego domu.
- Tony?
- Hmm? - mruknął nie patrząc na mnie. Pewnie dlatego, że prowadził.
- Dlaczego nie jedziemy do mnie?
- No... mama Rhodey'ego chciała żebym cię przywiózł do niej. - odparł.
Co? Jak to mama Rhodey'ego chciała żebym do niej przyjechała? Dziwne, przecież powinnam jechać do domu.
Nie odezwałam się już nic do końca podróży, tak samo jak Tony. Myślami byłam przy jego ostatnich słowach. O co chodzi mamie James'a? Widziałam się z nią parę razy, jest miłą kobietą ale surową. Nie dziwię się, że czarnoskóry czasami ma dość.
Podjechaliśmy pod dom chłopaków. Czułam się trochę niekomfortowo. Rzadko bywałam u niego w domu. Wyszłam z auta razem z Tony'm. O dziwo wyciągnął moją walizkę z bagażnika. Przekroczyliśmy próg domu a ja od razu zostałam przywitana przez Rhodey'ego.
- Cześć, Pepper. Jak się masz? - zapytał przytulając mnie.
- Lepiej.
- Moja mama jest w salonie. Weźmiemy twoją walizkę. - powiedział Tony uśmiechając się lekko.
Kiwnęłam tylko głową.
Skierowałam się do salonu. Pani Rhodes siedziała na kanapie, która stała przy stoliku. Pokój był duży. Dwie kanapy po obu stronach stolika, ustawione na prosto od telewizora. Przyjemnie.
- Dzień dobry.
- Witaj Pepper. - odpowiedziała mi z uśmiechem mama Rhodey'ego, wskazując miejsce obok siebie.
Usiadłam obok.
- Jak się czujesz?
- Coraz lepiej.. - odpowiedziałam starając się wymusić dobry uśmiech.
- Słuchaj, twój tata poprosił mnie abyś na tydzień zamieszkała u nas. - powiedziała a ja szeroko otworzyłam oczy. - Wiem, że jesteś zdziwiona ale twój tata ma teraz dużo na głowie.
- Jest pani pewna? Ja mogę zadzwonić i to odwołać... nie chcę przeszkadzać.
- Ależ Pepper, nie gadaj bzdur. Czuj się jak u siebie.
Ja uśmiechnęłam się tylko.
- Muszę już iść, pytaj się o wszystko chłopców.
Nim się zdążyłam pożegnać pani Rhodes wyszła z domu. Westchnęłam.
Jak to mam tutaj zostań tydzień? Myślałam, że pojadę prosto do domu. Nie żeby przeszkadzało mi tutaj zostać, ale nie chcę nadużywać gościnności mamy James'a. Dlaczego nie mogę jechać do ojca? Może nie chce mnie widzieć?... Ech, po co ja się zamartwiam... czego ja oczekuję, odwiedził mnie raz w szpitalu i to wszystko. Teraz to wygląda jakby chciał się mnie pozbyć. Jeszcze ta walizka z większą ilością ubrań... tak, teraz to wszystko zaczęło nabierać sensu.
Usiadłam wygodnie i włączyłam telewizor. Jak zwykle same wiadomości, nic nowego. Co ja będę robić przez cały dzień? Już teraz bardzo mi się nudzi, a co dopiero za parę godzin.
Usłyszałam kroki, ktoś schodził po schodach. Obróciłam głowę i zobaczyłam czarnowłosego. Uśmiechnęłam się na jego widok, po raz kolejny tego dnia. Usiadł obok mnie. Spojrzałam w jego piękne, niebieskie oczy. Widziałam w nich troskę, oraz coś czego nie mogłam rozszyfrować. Tak, Tony był dla mnie po części zagadką. Nie pokazywał często co czuje, pozostawał nie do końca odgadniony.
-  Chciałbym cię gdzieś zabrać.
- Gdzie? - spytałam, parząc na niego podejrzliwie.
- Zobaczysz. - powiedział wstając.
Chwycił moją rękę i podniósł mnie z kanapy. Poczułam przyjemne ciepło płynące z jego ciała. Wzdrygnęłam się lekko. Wyszliśmy z domu.
Na dworze było bardzo ciepło, wręcz gorąco jak na wrzesień. Skierowaliśmy się ku jakiemuś wielkiemu magazynowi. Zdziwiłam się, co on mógł mi tam pokazać? Weszliśmy do hangaru po czym doszliśmy do wielkich stalowych drzwi. Tony wpisał coś na panelu po czym drzwi otworzyły się. Razem z chłopakiem weszłam do środka a moim oczom ukazało się coś niesamowitego! Na środku stała zamknięta komora. A przed nią na wielkim panelu leżała zbroja Iron Man'a! U góry było ich jeszcze więcej. Po prawej stronie znajdował się komputer, przewyższający wielkością wszystkie inne. Po lewej stała kanapa z dwoma fotelami. W rogu stało coś jeszcze przypominające fotel, w kształcie kuli. Tyle, że to była okrągła rama a w środku siedzenie.
- Witaj w zbrojowni. - powiedział Tony podchodząc do komputera i opierając się o niego.
- Wow! Tu jest niesamowicie.
On tylko uśmiechnął się szeroko i przy tym czarująco. Moje policzki pokrył rumieniec, że aż odwróciłam głowę w drugą stronę, udając, że interesuje mnie coś innego.
Podeszłam do zbroi Iron Man'a. Czerwono-żółta, wielka i z pewnością ciężka. Ciekawe ja kto jest ją nosić. Chciałabym przekonać się jak to jest być w powietrzu, latać. Może kiedyś.
Odwróciłam się w stronę Tony'ego. Pracował przy komputerze. Chyba był bardzo zmęczony, bo co chwilę opierał się o blat, żeby zaczerpnąć powietrza.
- Tony?
Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. Ujął moją dłoń i spojrzał na mnie. Znowu moje serce zabiło mocniej. Co się ze mną dzieje? Przecież to tylko przyjaciel, dlaczego tak zareagowałam? Spokojnie Pepper, zachowuj się naturalnie.
- Odpocznij. - powiedziałam cichym głosem.
Spojrzał na mnie dziwnie, widziałam, że zaraz zaprotestuje.
- Proszę.
Westchnął tylko i posłusznie usiadł na kanapie. Myślałam, że będzie próbował się wywinąć. Szybko poszło.
Spojrzałam na pulpit. Tony szukał Cornelii i Whitney. Chyba muszę mu przemówić do rozsądku, nie może się przemęczać tylko dla jakiś dwóch osób. Wszyscy musimy odpocząć.
Usiadłam obok chłopaka. Wydawał się po raz kolejny nieobecny, jednak kiedy spojrzałam na niego on spojrzał na mnie. Albo mi się wydawało, albo naprawdę był smutny.
- Coś się stało?
- Nie mogę ich znaleźć... zawsze lokalizowałem Maskę a teraz nic! - powiedział podirytowany.
- Nie zamartwiaj się, to nic nie da. - byłam kiepska w pocieszaniu, jednak chyba to pomogło bo Tony przez chwilę się uśmiechnął.
Wstał i zwrócił się do mnie.
- Chodź, odwiozę cię domu.
Chwila, on chyba nie wie, że zostaję u nich na tydzień. A może to wszystko jest odwołane?
- Właściwie, to nie musisz. - odpowiedziałam, nerwowo strzelając palcami.
- Jak to? Chyba nie chcesz wracać sama... Nawet nie ma takiej opcji. - powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Nie... pani Rhodes, powiedziała, że mam zostać na tydzień u was. Tak podobnież chciał mój ojciec. - mówiąc do spuściłam wzrok na swoje ręce.
- W takim razie chodź.
Wstałam z kanapy i poszłam za nim. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w domu. Była dopiero piąta. Weszliśmy na piętro. Tony otworzył drzwi, zapewne do pokoju jego i Rhodey'ego.  O dziwo, James spał. Zachichotałam razem z czarnowłosym. Zamknęliśmy po cichu drzwi.
- Pokaże ci twój pokój.
Parę kroków od pokoju chłopaków znajdował się tymczasowo mój pokój. Było to bardzo przytulne pomieszczenie. Ściany pomalowane na brzoskwiniowy i fioletowy kolor. W rogu stało łóżko, a nieco dalej mały stolik i dwa fotele. Duża szafa, która zajmowała połowę ściany oraz duże okno, z wyjściem na balkon. Uśmiechnęłam się na widok tego miejsca. Tak bardzo przypominało mi mój dom. Szkoda, że nie mogę tam teraz być. W pokoju znajdowała się jeszcze toaletka, przy której stała moja walizka.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, wołaj. - usłyszałam głos chłopaka po czym szczęknięcie zamka.
I zostałam sama.
Podeszłam do toaletki i usiadłam na krześle. Spojrzałam w lustro i dopiero teraz zobaczyłam jak tragicznie wyglądam. Lekko podpuchnięte oczy i oczywiście worki pod nimi. Chyba pora o siebie zadbać.






O dziwo szybko napisałam ten rozdział. Nie sądziłam, że tak łatwo pójdzie. Pewnie nasuwa wam się pytanie co będzie z Pepper. Spokojnie, odpowiedź w kolejnych rozdziałach. 
Jakieś pytania?
Pozdrawiam.

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 10: Wszystko jest nie tak



Byłem u Pepper już prawie godzinę. Chciałem zapytać co się stało, jednak ona nie przestawała płakać. Może już nie łkała tak jak na początku. Mimo to łzy dalej spływały po jej jeszcze bardziej różowych policzkach. Nie patrzyła na mnie tylko na swoje place. Co się mogło stać? Płacze przeze mnie? Nie, przecież nie dawno powiedziała, że mi dziękuje i dobrze, że jestem. Słysząc te słowa zrobiło mi się cieplej na sercu. Słyszałem je parę razy od przyjaciela, jednak słowa od dziewczyny, którą znam dwa tygodnie... bodajże trzy, wywołały u mnie pozytywne uczucia. Nie zwykły uśmiech, tylko prawdziwą radość. Chyba to wszystko przez te ostatnie wydarzenia. Naprawdę nie było lekko. 
Zastanawiałem się co mogło się stać. Widać było, że płakała wcześniej. Nie wytrzymałem tej ciszy i odezwałem się.
- Powiesz mi co się stało? 
Spojrzała na mnie żałosnym, przepełnionym goryczą wzrokiem i lekko kiwnęła głową. Widziałem, że nie jest skóra do rozmowy.
- Okazało się, że... człowiek, który mnie wychowywał przez tyle lat... nie jest moim ojcem... 
Otwarłem szeroko oczy. Byłem zdziwiony, bardzo.
- Jak to? 
Odetchnęła głęboko.
- Wtedy kiedy było ze mną źle... chciał oddać krew... powiedział, że nie mam takiej krwi jak mama, więc on musiał mieć... Wyszło inaczej, ale to chyba już wiesz. - odparła i niemrawo uśmiechnęła się.
- Byłem przy tym... twój tata wyglądał na zdezorientowanego... - powiedziałem patrząc na swoje dłonie.
Trudny temat, wiedziałem, że jest jej ciężko. Sam przeżyłem rozstanie z matką jak i ojcem. Jednak Pepper miała gorzej. Nie wiedziała kto jest jej prawdziwym ojcem.
- Minął tydzień... nie odwiedził mnie...
Drżała jej ręce gdy mówiła, co ja gadam cała się trzęsła! Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać jak nigdy dotąd. Czułem żal w sobie, że byłem bezsilny wobec tej sytuacji. Mogłem tylko przy niej być. Chociaż może to już ją wesprze?
- Jak to? - spytałem głupio.
- Nie wiem... codziennie się nad tym zastanawiam.
Usiadłem na łóżku, obok niej. Dalej nie patrzyła mi w oczy tylko na swoje szczupłe, smukłe dłonie. Nie wiedziałem, że jest w takim stanie. Ech... co ja mogłem zrobić? Nie powiem jej, że będzie dobrze bo nienawidzę tych słów. Zawsze mówiła mi to mama Rhodey'ego, jak i on sam. A ja i tak wiedziałem, że nie będzie. Trzeba było przywyknąć i pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Chociaż nawet to było trudne do zrobienia...
- Dlaczego nic nie mówiłaś wcześniej?
- Nie lubię rozmawiać o swoich problemach... jeszcze ta sprawa z Cornelią i Whitney... - odparła po czym dodała - Tony?
- Tak, Pepper?
- One mówiły, że...  no... ty jesteś Iron Man'em. - powiedziała szybko i spojrzała prosto w moje oczy.
Cholera teraz to już po mnie. Co jej mam powiedzieć? ,,Nie słuchaj ich, one tylko żartowały."? Jak to głupio brzmi. Ufam jej wiem, że nie wyda naszego sekretu nikomu... Mam taką nadzieję. Właściwie to nie miałaby podstaw żeby komukolwiek powiedzieć. Ryzyk fizyk.
- I, że Rhodey to War Machine... Odpowiesz mi?
- No... tak... - odparłem, nerwowo przeczesując włosy ręką.
Próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło mi to. Bałem się jej reakcji... nie wiem dlaczego, ale nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Ostatnio tyle działo się moim życiu jak i w jej, że natłok wydarzeń może nią porządnie wstrząsnąć. Same wypadki i nieszczęścia... Czego jeszcze mogłem się spodziewać?
- Ja... nie mam pojęcia co odpowiedzieć... - spojrzała na mnie.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz. To mi wystarczy.
- Pewnie... nie wierzę... dwa razy uratowałeś mi życie... cholera, jak ja ci się odwdzięczę?
- Taka już moja rola. - odpowiedziałem i zaśmiałem się lekko.
- Tony, jest coś jeszcze...
- Tak? - spytałem z niepokojem w głosie.
-  Powiedziały, że... mnie już mają z głowy... a teraz pora na was...
Mówiąc to zaczęły trząść się jej ręce, na nowo. Zagarnąłem ją w swoje ramiona, delikatnie gładząc ręką jej włosy. Objęła rękami moją szyję, wtulając głowę w moje ramię. Objąłem ją jeszcze mocniej i szepnąłem.
- Poradzimy sobie. Razem.


~*~

Minęło już kilka godzin. Siedziałem dalej w szpitalu u Pepper. Właśnie zasnęła. Była bardzo zmęczona widziałem jak zamykają jej się oczy, jednak ona wciąż powtarzała, że jest w pełni sił. W końcu skończyło się na tym, że zasnęła na wpół siedząco. Nie chciałem jej budzić dlatego wyszedłem z sali i skierowałem się do wyjścia. Był już wieczór, dziwiłem się, że aż tyle czasu u niej spędziłem. Nie przeszkadzało mi to, że przesiedziałem razem z nią całe po południe. Potrzebowała z kimś porozmawiać zwłaszcza teraz kiedy Cornelia ją zdradziła, tak samo jak  mnie i Rhodey'ego. Zapomniałem nawet o tym gdy byłem w szpitalu. A teraz znowu wszystko powróciło. Muszę je znaleźć. Muszę wiedzieć dlaczego one to zrobiły. Chociaż może nie muszę ich szukać? Wydaje mi się, że same wrócą. Będą chciały mnie wykończyć, w końcu takie mają zadanie. Tylko dalej nie mieści mi się to w głowie, że pozwoliły tak skrzywdzić Pepper. Zwłaszcza panna White. A o Stane... szkoda gadać... myślałem, że już nigdy nie włoży Maski. Myliłem się. Stała się przez nią agresywna, a przede wszystkim inna. Co dziwniejsze wyglądało na to, że powstała druga maska specjalnie dla Cornelii. Kto mógł powtórzyć dzieło mojego ojca? Ta maska była jedynie prototypem a co najważniejsze jedyna. Nikt nie wiedział o jej istnieniu oprócz mnie i wynalazcy. Później dowiedziała się Whitney, kiedy jej ojciec przejął firmę. I tak została Madame Mask. Długa historia, pełna zawiłości. Chyba nie mogę znieść tego, że złamała daną mi obietnicę... Znaliśmy się bardzo długo i to wpłynęło również na mój stan. Teraz jednak liczyło się tylko żeby Pepper wyzdrowiała. Nie żałuję, że powiedziałem jej kim jest Iron Man i War Machine. Chociaż o tym drugim się domyśliła. Ufam jej, wiem, że mogę jej powierzyć mój największy sekret. W sumie to wie mniej niż połowę. Nie ma pojęcia o implancie i początkach. Kiedyś na pewno przyjdzie czas na opowiedzenie jej o tym.
Przekroczyłem drzwi zbrojowni. Nawet nie wiedziałem jak się tutaj znalazłem. Chyba nogi same mnie tutaj poniosły. Widocznie byłem bardzo zamyślony, co zdarzało mi się bardzo często. Geniusze już tak mają... albo geniusze z odrobiną szaleństwa.
Wstukałem kod na panelu i wszedłem do mojego królestwa. Tak, uwielbiałem to miejsce. Traktowałem je jak odskocznię od innych problemów jak i też poważną sprawę związaną z Iron Man'em. Jak się okazało Rhodey był już w środku. Siedział na obrotowym fotelu, wyraź znudzony. Coś czuję, że zaraz się ożywi i zacznie matkowanie i zbędne pytania. Podszedłem do głównego komputera aby sprawdzić czy coś nie dzieje się w mieście. Nic. Coś czuję, że to cisza przed burzą.
- Gdzie ty byłeś? - spytał podirytowanym głosem. - Dzwoniłem chyba z 10 razy!
- Spokojnie byłem u Pepper. - odparłem.
- Co tak długo? - powiedział to, tym razem zabawnie. - Nowy romans?
Mówiąc to zaczął chichotać i zabawnie ruszać brwiami, Cały James i jego poczucie humoru. Szkoda, że mi nie było do śmiechu. Widząc moją krzywą minę natychmiast spoważniał.
- Powiesz o co chodzi?
Zacząłem mu opowiadać wszystko to co powiedziała mi Pepper. Widziałem, że było mu przykro z powodu zaistniałej sytuacji.
- Jest coś jeszcze.
- Kolejna katastrofa?
- Zależy jak ty na to spojrzysz. - odpowiedziałem z niemrawym uśmiechem. - Powiedziałem jej, że Iron Man to ja... Właściwie sama się o to zapytała.
- Jesteś pewien, że możemy jej zaufać? - spytał podejrzliwie patrząc na mnie wzrokiem pełnym obaw.
- Tak jestem pewien. Ufam jej.
- Skoro ty tak sądzisz, to... co teraz?
- Zamierzam poczekać. Whitney i Cornelia wrócą, nie muszę ich szukać. - westchnąłem i dodałem. - A co do Pepper to chyba trzeba pokazać jej zbrojownię, prawda?
James pokiwał tylko głową.
Ja natomiast zabrałem się za ulepszanie mojej zbroi. Skoro od tej pory mamy dwie maski i wariata, który je wynajął przydadzą się nowe możliwości.

~*~

Mam dość. Nie mogę dłużej znieść leżenia w czterech ścianach. Na dodatek prawie sama. Dlaczego prawie? Odwiedził mnie dzisiaj tylko Tony. A ja tak bardzo liczyłam, że w drzwiach zobaczę mojego tatę. Nie widziałam się z nim od tygodnia... a właściwie, to co teraz? Jak mam się do niego zwracać? Tato? Mam nadzieję, że nie skreślił mnie... chciałabym żeby wszystko było tak jak dawniej. 
Jeszcze teraz ta sytuacja z Tony'm... Uratował mi dwa razy życie. Nie docierało do mnie za bardzo, że jest Iron Man'em. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaką odpowiedzialność nosi gdy staje się bohaterem. Tyle niewinnych ludzi, których broni. Właściwe to jak on sobie z tym wszystkim radzi? Taka duża odpowiedzialność. Ja bym chyba nie dała rady na jego miejscu. Teraz już przynajmniej wiem co po części dzieje się w jego głowie, wtedy kiedy jest zamyślony. Dziwię się, że przyznał się od razu, że jest Iron Man'em. Przecież równie dobrze mógł się wytłumaczyć, że mi dostatecznie nie ufa aby powiedzieć prawdę. Znamy się zaledwie miesiąc, może nawet nie cały. Cieszę się, że był w stanie mi zaufać. 
Z dnia na dzień lubię go coraz bardziej. Nie dlatego, że dowiedziałam się, że jest tym słynnym bohaterem, który radzi sobie z wieloma złoczyńcami. Po prostu uratował mnie dwa razy. Poświęcił się dla mnie i oddał krew. Jest miły, zabawny. Paroma słowami dobrze mu z oczu patrzy. Wydaje mi się, że dużo przeszedł i dalej ciężko mu zamknąć za sobą przeszłość. Ma przyjaciela, który go wspiera ale może i to dla niego za mało. Muszę mu się jakoś odwdzięczyć, ale nie wiem jak. Zrobił przecież dla mnie wiele, zbyt wiele. Chyba naprawdę musi mnie lubić... innego wyjścia nie widzę.
Lekarz oświadczył mi, że za dwa dni mogę opuścić szpital. Nie ma żadnych powikłań po transfuzji, a rana goi się świetnie. Nareszcie, nie wytrzymałabym tu kolejnego tygodnia. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu a zwłaszcza bezczynnie. Teraz pozostaje kwestia tylko tego, kto mnie odbierze. Głupio mi prosić Tony'ego o pomoc po raz kolejny, ale jeśli tata się nie zjawi znowu będę musiała liczyć na Starka.
Dochodziła godzina jedenasta. Pora iść spać, miejmy nadzieję, że jutro będzie lepszy dzień. 



Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać. Jeszcze rozdział jest krótki i wydaje mi się całkiem bez sensu. Jeśli wam się coś nie podoba, lub są jakieś błędy bądź cokolwiek... piszcie. Potrzebuję waszych opinii, lepiej mi się wtedy pisze :) 
Pozdrawiam.
Ps. Kolejny rozdział postaram się napisać w tydzień, nie tak jak teraz.








Obserwatorzy