poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 27: Niepokojące efekty


Wyszłam na pole. Było mroźno jednak mi to nie przeszkadzało. Było mi ciepło wręcz gorąco. Ciekawe co Tony chce mi pokazać i czego chce mnie nauczyć. Sądzę, że mogę sobie nie dać rady, ale czemu by nie spróbować? 
Pojawił się Tony w zbroi. Nic się nie zmieniła, czerwona ze złotymi elementami. I na środku kształt implantu, tym samym broń czyli repulsor. 
Zaczął padać śnieg. Spojrzałam w niebo. Jak cudownie patrzeć na taką pogodę kiedy jest Ci gorąco. Ciekawe co będzie w lato, może być problem. Cóż zamknę się w zbrojowni tam zawsze było chłodno w upalne dni. 
Tony odsłonił twarz. I te jego oczy. Niebieskie, teraz wręcz stalowe patrzyły na mnie jakby chciały mi coś powiedzieć. Gdyby mówiły usłyszałabym: tęskniłem. Może się myliłam ale z tego co powiedział mi Tony w zbrojowni tak wynikało. 
- No to od czego zaczniemy? - chciałam przerwać ciszę. 
- Może na początek spróbuj mnie uderzyć. 
Czy on oszalał? Chce żebym znowu wylądowała w szpitalu tym razem z otwartym z łamaniem? Chociaż nie wiem czy byłoby co ratować przecież to tytanowa zbroja... Nie miałabym ręki. Co z tego, że jestem silna ale nie aż tak. 
- Zwariowałeś? Chcesz żebym straciła rękę?! - wrzasnęłam na niego.
- Pepper nic ci się nie stanie. 
Ja zamiast zaprotestować, zdenerwowałam się i uderzyłam go pięścią w brzuch. Zanim zorientowałam się co się stało, Tony leżał kilka metrów dalej i nie dawał znaków życia. Leżał bez ruchu. Czym prędzej do niego podbiegłam. Nie zdążył zasłonić twarzy, widziałam jego zaskoczoną minę. Nie wiedziałam, że mam aż tyle siły! 
- Tony! Nic ci nie jest? Bolało cię coś? 
Spojrzałam na jego brzuch i klatkę piersiową. Nie było widać żadnego wgniecenia. Całe szczęście, chociaż to i tak było destrukcyjne. 
- Nic mi nie jest. - odpowiedział po chwili namysłu. - Nie wiedziałem, że masz aż tyle siły. Może teraz spróbujesz być nie widzialna i zaatakujesz? 
- Chcesz żebym cię zabiła czy co? - spojrzałam na niego jak na wariata.
- Nie, jestem w zbroi nic mi nie zrobisz. 
Westchnęłam z żalem. Oby tylko nie wynikło nic złego z tego. 


~*~


Postanowiłem, że wrócę do zbrojowni do Tony'ego i Pepper. Ciężko było mi uwierzyć w to co przekazała nam rudowłosa ale nie miałaby po co kłamać. One już nie żyją nie wrócą. A ja jednak wciąż za nią tęsknię. Tak, żeby nie czuć tego bólu, który nam zadała nie wypowiadam jej imienia. Ale czy to właśnie mi nie zadała największego ciosu? Prosto w serce. Muszę się ogarnąć i o niej zapomnieć, użalanie się nad sobą nic nie da. W końcu to ona chciała nas wykończyć. A mimo to wciąż za nią tęsknię. 
Wyszedłem na pole i zobaczyłem jak Tony walczy. Nie wiedziałem jednak z kim bo nie widziałem tej osoby. Może po prostu ćwiczy sam ze sobą? 
Jednak sytuacja wyglądała inaczej. Ktoś podniósł Tony'ego. Wiedziałem to bo nie miał włączonych silników. Przez chwilę trzymał go w górze a później rzucił o jakieś dziesięć metrów dalej. Cholera!
Czym prędzej biegłem do niego jednak dalej nie widziałem przeciwnika. Po chwili wszystko stało się jasne. 


~*~

Zobaczyłam Rhodey'ego, który biegł do Tony'ego. Sama to robiłam tylko on nie mógł mnie zobaczyć bo stałam się niewidzialna. Chyba trochę przesadziłam. Znokautowałam Iron Man'a! 
Podbiegłam do Tony'ego nad, którym stał już Rhodey. Czarnowłosy odsłonił maskę.
- Pepper... 
Przestałam być niewidzialna, znów byłam widoczna. Rhodey przestraszył się. Najwidoczniej nie spodziewał się, że to ja. 
- Tony! Nic ci nie jest?! - zapytał Rhodey. - Co wy wyprawiacie?
- To ja jej kazałem. Chciałem sprawdzić co z nią zrobiłem. - odezwał się Tony, który powoli wstał. - Jesteś silniejsza ode mnie... A ty nie masz zbroi. 
- Wiem, jestem niewidzialna i mogę wszystkich parzyć. 
- Parzyć? - spytał czarnoskóry.
Dotknęłam jego ramienia. Tym razem starałam się kontrolować to aby go nie poparzyć. Chyba zrozumiał o co mi chodziło. 
- Nieźle, możesz wszystkich ogrzewać.
- Nie poparzyłaś go? - spojrzał na mnie Tony.
- Nie, kontrolowałam to. Tony więcej już nie próbujmy. - westchnęłam. 
- Ona ma rację, gdyby ktoś jeszcze to zobaczył. - potwierdził Rhodes. 
- Dobrze, jak na razie koniec.
Westchnęłam po raz kolejny tym razem z ulgą. 
- Chciałem sprawdzić jeszcze jedno. Jesteś w stanie stopić moją zbroję? 
Czy on do cholery zwariował? 
- Daj jej jakąś starą część a nie zbroję, chłopie! - złapał się za głowę Rhodey.
- Zgoda, niech będzie.
Już miałam iść w stronę zbrojowni kiedy zauważyłam porozumiewawcze spojrzenia chłopaków. Zignorowałam to i ruszyłam przed siebie. Jednak nie dane było mi iść bo poczułam jak czyjeś dłonie mnie oplatają i wzbijamy się w powietrze. Tony! 
- Co ty wyprawiasz? 
- Będzie szybciej. 
Nie odezwałam się już bo po chwili byliśmy już w zbrojowni. Byłam cała mokra od tego śniegu. Kilka razy wylądowałam na białym puchu. Kazałam Tony'emu puścić wszelkie hamulce. Mimo to jednak on dalej miał jakąś blokadę. Cóż może i lepiej w zbroi ma więcej możliwości. Oczywiście przecięłam sobie policzek nie wiem jakim cudem. Gdy Tony to zobaczył zaczął mnie przepraszać. Chciałam to teraz obejrzeć ale kiedy sięgnęłam po lusterko niczego nie zobaczyłam. Dziwne. 
W tym czasie Tony szukał jakiejś starej części. Po chwili przyniósł mi ją a ja zabrałam się do roboty. Skupiłam się i przyłożyłam rękę do kawałka. Po chwili zaczął się lekko przetapiać. Natychmiast odpuściłam. 
- Co ja z tobą zrobiłem. 
Nie to chciałam usłyszeć. Uratował mi życie, więc o co mi chodzi? To, że mam jakieś zdolności nie oznacza, że zaraz wszystkich pozabijam. 
- Uratowałeś mi życie. A te umiejętności to nic. Teraz już nikt mi nic nie zrobi. 
- Gdzie masz ranę? 
- Nie mam... Zniknęła. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
- Pepper. Muszę przeprowadzić skan. - widząc moją minę dodał. - To ważne.
Zrobiłam minę jakbym miała od tego umrzeć i westchnęłam ciężko. Żadnego skanu nie będzie, o nie! Po moim trupie! Niech mnie najpierw znajdzie jeśli tak bardzo tego chce. Stałam się niewidzialna i już po chwili zbierałam swoje rzeczy z kanapy. Tony na początku nie zrozumiał co się stało. Postanowiłam go zmylić. Podeszłam pod drzwi od zbrojowni i wyszłam. Oczywiście tylko z jego perspektywy tak wyglądało. Ja zostałam w środku. Nie wiem jak to się stało, ale gdy dotknęłam moich ciuchów stały się przezroczyste. Fajna sprawa, najwidoczniej czego nie dotknę to robi się niewidzialne.
Tony oczywiście był bardzo zły ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Musiał przestać świrować, to wszystko przez tą substancję. Gdyby nie ona leżałabym w śpiączce albo dawno kopnęła w kalendarz. Rozumiem, że się martwi ale teraz już nie ma o co. Dla niego jest ważne to czy nie stanę się maszyną do zabijania a nie to, że żyję!
To naprawdę przykre kiedy przyjaciel... Zaraz przyjaciel? Czemu ja tak o nim myślę. Czułam coś do niego to niewątpliwe, ale czy mogłam go nazywać kimś więcej niż tylko przyjacielem? Właściwie co ja sobie wyobrażam? Może on niczego nie chce? A właściwie to czego chciałby chcieć ode mnie? Jest Tony'm Starkiem, przystojnym bogaczem i skrywa tajemnicę, która każdego zastanawia. Bo on jest Iron Man'em i choćby wydawało się, że jest zepsutym do szpiku kości dzieckiem bogatego tatusia to jednak on nie potrafi przejść obojętnie kiedy innym dzieje się krzywda. Właśnie dlatego go kocham. Bez wątpienia muszę się w końcu do tego przyznać. Zrozumiałam, że chciałabym być dla niego wszystkim... Ostoją, spokojem, radością, muzą, przyjaciółką, kobietą a przede wszystkim dać mu miłość. Czułam coś już wcześniej przed moją ,,śmiercią"*, kiedy przez przypadek mnie dotknął albo spojrzałam w jego oczy. Dopiero ten wypadek uświadomił mi, że mogę stracić wszystko.
Nawet nie zorientowałam się kiedy Tony założył zbroję i wyleciał przez otwór. Nie wiem czy poleciał mnie szukać czy może ochłonąć. Może odezwał się jakiś alarm? Sprawdźmy to.
Podeszłam do komputera i faktycznie coś tam było. O cholera! Jakaś nieznana sygnatura w okolicy centrum. To musi być Mandaryn. Usiadłam przy fotelu i włączyłam system. Widziałam wszystko oczami Tony'ego. Leciał w samo centrum walki. Okazało się, że Mandaryn specjalnie wywołał zamieszanie bo wiedział, że zjawi się tutaj Iron Man.
- Wiedziałem, że przylecisz. Jak Pepper? Słyszałem, że ma się cudownie! - słychać było drwinę w jego głosie.
Prychnęłam pod nosem. Zapomniałam jednak, że dźwięk nie jest wyłączony i Tony może wszystko usłyszeć. Na wszelki wypadek wyłączyłam komunikacje między zbrojownią a pancerzem.
- Ty gnoju! Wszystko twoja wina! - wrzasnął Tony.
Rozumiałam jego rozpacz. Przeze mnie zmieniło się cale jego życie, przynajmniej z kilku ostatni miesięcy. A wszystko zaczęło się od tego feralnego wypadku. Uratował mnie, zawdzięczam mu życie. Te ostatnie trzy miesiące można nazwać ,,W pogoni za Ekstremis".
- Prawie ją zabiłem. Wiedziałem, że uderzę w twój czuły punkt. Ale ty Stark jesteś geniuszem, nie doceniłem cię. Dzisiaj naprawdę dala ci radę bez większego trudu.
Co? Skąd on wiedział, że walczyłam z Tony'm? Cholera, on nas śledzi... Kto wie, może zna kod do zbrojowni?
- Skąd ty to wiesz?
- Obserwuję was, czasami, A raczej, Pepper ostatnio się bardzo zmieniła, przez to co jej podałeś. Z każdym dniem coraz piękniejsza.
Po tych słowach Tony ostro się wkurzył. Nie miał zamiaru odpowiadać więcej na zaczepki Mandaryna. Zaatakował go. Strzelił z repulsorów. I tak rozpętała się prawdziwa walka. Byłam w pogotowiu, bo wiedziałam, że Tony może sobie nie dać rady. Kto wie do czego ten wariat był zdolny. I miałam rację. Już po chwili rozpętała się prawdziwa burza. Tony ledwo dawał sobie radę, a poziom naładowania implantu w dalszym ciągu malał. Zaczęłam z nerwów ściskać pięści. Mandaryn był bardzo silnym przeciwnikiem, atakował Iron Man'a pierścieniami, których miał aż pięć. Jeden z nich pozwalał mu się teleportować, drugi pozwalał używać ognia, w końcu przestałam zwracać uwagę na Mandaryna, tylko na Tony'ego. Jakoś dawał sobie radę jednak oberwał dość mocno i zaczął lecieć w dół. Na ekranie pokazały mi się uszkodzenia zbroi, oraz niski poziom energii. Postanowiłam działać. Włączyłam zdalne sterowanie zbroją i próbowałam zgubić Mandaryna. W tym samym czasie przyszedł Rhodey, który zobaczył jak bardzo jestem przerażona podszedł do mnie i spytał.
- Pepper, co się dzieje?
Jednak nie czekał na odpowiedź tylko spojrzał na ekran.
- Zakładam zbroję i lecę pozbyć się tego gościa. Ty w tym czasie sprowadź Tony'ego bezpiecznie do zbrojowni.
Jednak okazało się to nie potrzebne. Tony przejął kontrolę nad zbroją, uderzył Mandaryna całą mocą i resztkami sił przyleciał do nas. Wylądował. Kiedy zbroja się otworzyła czarnowłosy padł jak długi na ziemie. Razem z Rhodey'm przenieśliśmy go na kanapę. Podłączyłam ładowarkę do implantu i teraz pozostało nam tylko czekać.

~*~

Godzinę później

Tony powoli otwierał oczy. Siedziałam nad nim cały czas bo dopadły mnie wyrzuty sumienia. Gdybym nie uciekła to może bym go powstrzymała. Ale będzie wkurzony, już to czuję. Rhodey w tym czasie poszedł do sklepu bo jak zwykle jest nienażarty! A mnie zostawia z tym wszystkim samą. 
- Co się stało? - spytał Tony patrząc na mnie.
- Mandaryn. 
Wystarczyło jedno słowo a ja widziałam, że zaraz wybuchnie. 
- Czemu uciekłaś?! - krzyknął. - Ja to robię wszystko dla twojego dobra a ty sobie to lekceważysz! 
- Przesadzasz! Nic mi nie jest! To była tylko zwykła rana... Zrozum, że tej dawnej słabej Pepper już nie ma. Jestem silna, niewidzialna, parzę na zawołanie i szybciej się regeneruję. 
- Właśnie, nie ma jej... daj mi przeprowadzić ten cholerny skan i będziesz miała spokój.
- Niech ci będzie. - wywróciłam oczami.
Po chwili było już po wszystkim. Okazało się, że oprócz tych wszystkich zdolności może pojawić się telekineza. Byłam w stu procentach zdrowa, miałam podwyższony poziom regeneracji. To znaczy, że jeśli ktoś zraniłby mnie nożem - oczywiście lekko - to nie będzie po tym śladu. Taka cząstka nieśmiertelności. 
- To nie jest od Ekstremis. Tam nic takiego nie pisało...
- Tony skąd możesz to wiedzieć? Może na każdego reaguje to inaczej.
- Sugerujesz, że mój ojciec nie odkrył wszystkich efektów ubocznych?
Oho, temat ojca Tony'ego był drażliwy, tyle sama zdążyłam zaobserwować. Co tu teraz powiedzieć żeby nie rozpętać niepotrzebnej kłótni?
- Ja nic takiego nie powiedziałam, sugeruję tylko, że tak naprawdę nie znasz do końca właściwości tej substancji.
Po tych słowach chłopak trochę się opanował. Chyba zrozumiał, że każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie, zwłaszcza, że to na mnie przetestował tą substancję. Wiem, nie powinnam tak mówić, ale taka jest prawda. Nie mam do niego żalu, w końcu dzięki niemu znów mogę podziwiać świat. Który przyjaciel by się tak poświęcił? Żaden. Ale Tony to wyjątkowy człowiek o wielkim sercu.
- Przepraszam, jestem po prostu zły. Chciałem rozprawić się z nim raz na zawsze, ale mi nie wyszło.
- Tony, nie zadręczaj się tak wszystkim. On cię sprowokował...
Niepotrzebnie to powiedziałam, bo chłopak zorientował się, że coś jest nie tak. Myślał chyba, że Rhodey po mnie zadzwonił.
- Byłaś tutaj cały czas?
- Yy... no tak.
- Pepper! Nie nadużywaj swoich zdolności tylko po to aby się przede mną ukryć!
- Przepraszam, ale nie bądź taki nadopiekuńczy, ja nie umieram.
- Fakt, ale samokontrola się liczy. - odparł Tony z rozczarowaniem.
Postanowiłam, że jednak go posłucham dla dla świętego spokoju. Wiem, że ma rację, ale Pepper Potts słucha samej siebie. Może dlatego pakuje się w ciągłe kłopoty?
Co zrobić... Przecież ja wcale nie robię tego specjalnie, taka już moja natura. Z drugiej strony lubię gdy w moim życiu dużo się dzieje. W sumie to nie raz sama prowokowałam niepotrzebne kłótnie, sytuacje. Najczęściej zdarzało się to w szkole. Starcia z nauczycielami, a później dywanik u dyrektora. Teraz wcale nie będzie lepiej. Muszę zacząć nad sobą panować, przecież Tony nie chce mojej krzywdy.
- Przepraszam. Ciężko mi, to nowa sytuacja. Zrozum, że nie wiem jak mam się zachować.
- Rozumiem, Pep. - mówiąc to uśmiechnął się do mnie.
Chyba nigdy tak do mnie nie mówił. Tak zdrobniale i z takim uśmiechem. Promiennym, szerokim. Właśnie takiego Tony'ego lubiłam najbardziej, to w nim się zakochałam. Sama się teraz uśmiechałam tak o nim myśląc. Oby wszystko było dobrze. Tylko ten cholerny Mandaryn nie daje nam spokoju. Mam nadzieję, że wszystkie nasze kłopoty znikną. Niepokoi mnie ten sms od Mandaryna. Może powinnam mu odpisać żeby dał nam spokój? Tak, to chyba nie jest taki zły pomysł. W końcu to tylko jedna wiadomość. Zrobię to później, bo Tony może coś zauważyć. A tego bym nie chciała, znowu zacząłby robić wszystko by go odnaleźć i zniszczyć. Dzisiejsza akcja mogła skończyć się tragedią. Tony ma słabe serce, nie mogę dokładać mu zmartwień. Wystarczy, że chroni nas wszystkich. Skoro ja jestem super silna i niewidzialna, mogę to wykorzystać. Przynajmniej będę jakoś mogła obronić się przed Mandarynem. To naprawdę ważne.
- Tony, muszę wyjść tata mnie potrzebuje.
- Tata? To on nie jest w pracy?
Właściwie czemu go kłamie? Dlaczego tak powiedziałam? To dziwne, ale to chyba jedyna wymówka jaka przyszła mi do głowy. Tak naprawdę chciałam wysłać sms'a i odpocząć w domu. Trochę ciszy mi nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie ukoi nerwy. Tony chyba mi uwierzył, bo już po chwili wychodziłam ze zbrojowni. Odpisałam Mandarynowi żeby zostawił nad w spokoju. Wątpię, że posłucha ale zawsze można spróbować.
Niedługo później byłam w domu. O dziwo zastałam też ojca. Był tylko na chwilę po jakieś ważne dokumenty. Nawet nie zapytał mnie jak się czuje, jak było wczoraj na balu. Cóż, chyba nie przejmuje się mną aż tak bardzo, jak inni ojcowie o swoje dzieci. Przykre, jednak da się przywyknąć. Nie ukrywam, że czasami sprawiało mi to ból. Jestem silna, wielokrotnie radziłam sobie w takich sytuacjach. Teraz też tak będzie.




Nowy rozdział już jest! Komentujcie, przyjmę każdy rodzaj krytyki. 
Pozdrawiam.




Obserwatorzy