czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 26: Ta jedna noc




Impreza miała miejsce w budynku jednego z lepszych hoteli Nowego Jorku. Sala przystrojona była w podobny kolor do mojej sukienki, z sufitu zwisały sztuczne płatki śniegu, a na parkiecie gdzie nie gdzie była rozrzucona imitacja białego puchu. Wszystko to wyglądało bajecznie. Stoliki przystrojone białymi obrusami i do ozdoby mini rzeźbami z lodu.
Jak się okazało Rhodey już czekał na nas przy jednym ze stolików. Tak samo jak Tony był ubrany w czarny, elegancki garnitur.
- Wow, Pepper. Wyglądasz świetnie.
Zaśmiałam się tylko i spojrzałam na Tony'ego, który przez chwilę patrzył na Rhodey'ego tak jakby miał go udusić. Zdziwiłam się, o co może mu chodzić? Zawsze mieli dobry kontakt, przecież znali się od dziecka. Wydaje mi się, że dużo się zmieniło jak mnie nie było. Może trzeba o tym porozmawiać? Nie chcę żeby ich przyjaźń się rozpadła.
- Tony, wszystko w porządku? - spytałam nachylając się do niego.
Nie odpowiedział mi przez dłuższą chwilę. Patrzył tylko na mnie tymi swoimi pięknymi, niebieskimi oczami, które mnie zahipnotyzowały. Nie wiem kiedy to się stało, ale nasze usta zaczęły się do siebie zbliżać. Dzieliły nas milimetry, prawie stykaliśmy się nosami. W porę oprzytomniałam. Chrząknęłam wstałam i poszłam na parkiet. Nie ukrywam, przestraszyłam się. Ale dlaczego stchórzyłam?


~*~


Nie mogłem znieść tego, że ktoś oprócz mnie powiedział jej, że ładnie wygląda. To prawda, ale... Czy ja jestem zazdrosny? I ta chwila zapomnienia. Co ja właściwie chciałem zrobić? Pocałować ją? Zatraciłem się w jej brązowych oczach, które zawsze w jakiś sposób mnie przyciągały. Najbardziej zdziwiła mnie jej reakcja. Zachowała się tak jakby nic się nie stało. Może nic więcej dla niej nie znaczę? Teraz kiedy się zmieniła, kto wie czy nie zmienił się jej sposób myślenia i postrzegania wszystkiego?
Nie odpuszczę tak łatwo. Może zbiorę w sobie na tyle odwagi aby powiedzieć jej co czuję. W końcu jest bal, to jedyna taka noc. Szukałem Pepper wzrokiem. Tańczyła z jakimś chłopakiem w żółtych okularach. Miał czarne włosy, ubrany był w garnitur. Kto to jest? To pewnie ten nowy uczeń. Tylko jak on się nazywał... Gene? Chyba tak. Nie ukrywam, poczułem jak moje serce zaczyna mocniej bić. Nie chciałem się przyznać, ale byłem cholernie zazdrosny. W końcu Pepper to najładniejsza dziewczyna jaką dane mi było spotkać.
Poczekałem aż ten debil w żółtych okularkach odejdzie od niej. Kiedy tak się stało, zerwałem się z krzesła i podszedłem do niej.
Bez żadnego pytania porwałem ją w ramiona. Miałem takiego pecha, że akurat włączyli trochę wolniejszą nutę. Chociaż ja wiem? Czy to pech?
- Kto to był? - nie mogłem utrzymać języka za zębami.
- To Gene. Nowy uczeń...
- I już z nim tańczyłaś? Skąd on cię w ogóle zna? - nie ukrywam, zacząłem się robić trochę podejrzliwy.
Po ostatnich zdarzeniach obiecałem sobie, że nie pozwolę aby po raz kolejny cierpiała. Choćby nawet kosztem mojego zdrowia.
- Przypadkiem. Coś nie tak? Wydajesz mi się jakiś... co najmniej dziwny.
- Wydaje ci się. Jestem po prostu ostrożny.
- Ostrożny, bo myślisz, że się wygadam o Iron Man'ie? Albo, że zobaczy,  że coś ze mną nie tak?
Poczułem jak moje ramię zaczyna mnie piec. To chyba od gorąca.  Pepper musiała się zdenerwować i tak jakby... Nie chcący zaczęła wydzielać większe ciepło.
- Uspokój się.  Patrzysz..
Spojrzała na mnie przestraszona. Chyba nie była tego świadoma.
- Mój boże! Przepraszam.
- Mówiłem ci, że ten bal to nie jest dobry pomysł... Powinienem przeprowadzić badania, sprawdzić czy nie zaszły w tobie jakieś poważniejsze zmiany..
- Świetnie! Czy ty chociaż raz możesz się przestać przejmować? Daj mi się cieszyć życiem...
Powiedziawszy to zwyczajnie odeszła. Tak po prostu w środku piosenki. Kiedy zorientowałem się, że stoję jak głupi na parkiecie kiedy wszyscy tańczą, podszedłem do naszego stolika.
Szukałem jej wzrokiem, niestety nigdzie jej nie widziałem. Czy ona nie może zrozumieć, że się martwię? Jeśli coś będzie nie tak urwę sobie głowę...
Gdzie mam jej szukać? Może jest gdzieś z Rhodey'm. Usiadłem przy stoliku i czekałem, aż któreś z moich przyjaciół wróci. Minęło piętnaście minut, siedziałem razem z Rhodey'm. Nadal nigdzie nie widziałem Pepper. Zacząłem się martwić. Dałem znać przyjacielowi, że zaraz wracam. Udałem się na poszukiwanie rudowłosej.


~*~


Siedziałam sobie na dachu budynku. W sumie bycie innym nie jest takie złe. Jest środek zimy a mi jest gorąco. Bez problemu wyszłam na dach, chyba nie mam już lęku wysokości. I jestem super silna w dodatku gdy się wkurzę to parzę. A właśnie Tony. Czemu on się tak wszystkim przejmuje? Żyję, nic mi nie jest! Chyba muszę w coś walnąć... to jest dobry pomysł? A jak coś rozwalę? Chyba się jednak muszę troszeczkę hamować... Może być ciężko.
Usłyszałam kroki. Ciekawe kto to. Obejrzałam się i zobaczyłam Tony'ego. No super, znowu przyszedł mi prawić kazania?
- Jeśli przyszedłeś mi  mówić jaka to jestem chora i umierająca to od razu mówię, że nie chce tego słuchać.
- Słuchaj to nie jest śmieszne! Mogłaś umrzeć! - warknął Tony.
Wstałam i spojrzałam na niego. - Ale żyję!
- Żyjesz, ale to nie znaczy, że masz się przemęczać!
- Co ja takiego robię? Tylko tańczyłam, nie jesteś moim ojcem żeby mi nawet tego zabronić! - wrzasnęłam na niego i z nerwów przeczesałam swoje włosy, wydawało mi się, że stają się jeszcze dłuższe.
- Pepper... Ja cię wcale nie chce krytykować. To zwykła troska... To nie tobie śni się po nocach jak spadasz... Czasami w ogóle nie śpie, nie chce widzieć tego po raz kolejny...
Nie wiedziałam, że on aż tak to przeżywa. Muszę mu opowiedzieć co się działo po drugiej stronie. O ile jeśli tak to można nazwać. Jeśli w ogóle to się tak nazywa. Zdecydowałam, że nie będę się z nim kłócić, a jutro opowiem mu co widziałam.
- Ja nie wiedziałam, że tak to przeżywasz... Tony, nie kłóćmy się, chodźmy się bawić. Potraktujmy to jako rekompensatę za stracony czas.
O dziwo posłuchał mnie. Spojrzał na mnie już trochę bardziej radośnie niż przed chwilą. Zeszliśmy na dół i zaczęliśmy tańczyć. Byłam szczęśliwa, zatraciłam się w oczach Tony'ego. Tańczyliśmy bardzo długo, w ogóle nie odczuwałam zmęczenia a tym bardziej jakichkolwiek zmartwień. Jednak nie spodziewałam się co będzie działo się za kilka dni. 


~*~


Zbliżała się północ. Razem z Pepper świetnie się bawiliśmy. Nie wiadomo kiedy skończy się bal, podejrzewam, że bardzo późno nad ranem.
Postanowiłem trochę odpocząć ze względu na moje serce, przez, które poczułem się trochę słabiej niż zwykle. Pepper oczywiście to zauważyła i kazała mi usiąść. Nie chciałem się jej sprzeciwiać, teraz to tak jakby ona rządzi. Poza tym jest silna i jak się złości to parzy. Oj będzie ciężko jak wróci do szkoły.
- Tony może chcesz coś pić? Jak implant? Ładowałeś go w ogóle, czy znowu lecisz na rezerwie?
Jednego jestem pewien. Gadulstwo rudowłosej nie uległo zmianie. Uśmiechałem się jak głupi do sera. Moja Pepper.
- Jedno się w tobie nie zmieniło, dalej nie przestajesz zadawać tylu pytań na raz. - mówiąc próbowałem powstrzymać się od śmiechu widząc jej minę. - Wszystko jest w porządku, implant ma 80%, wystarczy na całą noc.
- Jesteś pewien? Ale masz ze sobą ładowarkę?
Oczywiście, że nie miałem. No cóż, muszę powiedzieć jak jest. Nie jestem kaleką żeby się co chwilę ładować, dam radę.
- Nie mam, nie jest mi teraz potrzebna.
Pepper westchnęła z żalem. - Obiecaj, że jeśli coś będzie się działo to po nią pojedziemy.
- Dobrze.
Siedzieliśmy przy stoliku dłuższą chwile aż nagle stało się coś dziwnego. Pepper spojrzała na Gene'a. Obserwowała go przez cały czas. Nie powiem trochę mnie to denerwowało, była na balu ze mną a nie z tym chłoptasiem. Postanowiłem jednak nic nie mówić, mieliśmy się dzisiaj nie kłócić. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie. Gene spojrzał się na nas. Najpierw mnie zmierzył lodowatym wzrokiem jakby chciał co najmniej mnie poszatkować. Później swoje spojrzenie przeniósł na Pepper, która nie wątpliwie wpadła mu w oko. Uśmiechnął się do niej, rudowłosa robiła to samo tylko z niechęcią. Gene jednak potraktował to inaczej, uznał to na zachętę. Powoli podchodził do stolika przy którym siedzieliśmy. Zacząłem się powoli wkurzać, co ten dupek sobie wyobraża! Spojrzałem na rudą ale ona nic sobie z tego nie robiła. Gene przeciskał się przez tłum ludzi a ja postanowiłem zareagować.
- Pepper, co ty do cholery wyprawiasz?!
Ona spojrzała na mnie rozdziawionymi oczami i jak gdyby nigdy nic spytała:
- Tony czy ja mogę być niewidzialna?
Co? O co ona mnie pyta?
- Czytałem, że to możliwe ale...
Zanim zdążyłem się obejrzeć Pepper zniknęła akurat wtedy gdy podszedł do nas Gene. W dalszym ciągu patrzyłem się w miejsce gdzie siedziała dziewczyna. Co się stało?!
- Gdzie Pepper? Przed chwilą tu siedziała.
- Przywidziało ci się. - odrzekłem z pogardą.
Wkurzony odszedł od stolika na tyle daleko, że pojawiła się Pepper. Byłem w szoku! Co ja najlepszego zrobiłem z tym cholernym Ekstremis?!
- Pepper do jasnej cholery! - uniosłem się trochę.
- Tony musiałam coś zrobić... Tak się skupiłam, że w końcu się udało... Przepraszam.
- Tutaj nie o to chodzi, nie wiem co jeszcze przyniesie Ekstremis.
- Nic się nie dzieje, naprawdę. Nie możesz się wiecznie martwić Tony.
Znów wróciliśmy na parkiet i tak spędziliśmy całą noc. Faktycznie przestałem się przejmować, przy niej było mi tak cudownie. 

 

~*~



Obudziłam się w swoim łóżku. Spojrzałam na zegarek było po czternastej! Pamiętam, że Tony odwiózł mnie do domu o piątej, bardzo długo balowaliśmy. Trochę szumi mi w głowie, ukradkiem przed niebieskookim wypiłam parę drinków. On chyba też coś wypił, tylko mniej ode mnie musiał prowadzić. Nie pamiętam co stało się z Rhodey'm. Ogólnie po drugiej w nocy lekko straciłam świadomość, tak dobrze bawiłam się z Tonym.
Okazało się, że spałam w ubraniach. Spojrzałam na telefon. Dwadzieścia nieodebranych połączeń od Tony'ego! Może coś się stało?
Zdjęłam ciuchy i poszłam na szybki prysznic. Ciężko było mi poradzić sobie z włosami, jednak takie długie włosy to marzenie. Dziwię się tylko, że mój tata nie pytał o nie. Najwyżej wcisnę mu kit, że to od jakiś lekarstw. Po kąpieli przebrałam się w czyste ciuchy, włosy zostawiłam rozpuszczone i zeszłam na dół aby sprawdzić czy jest coś do jedzenia.
Oczywiście nie zastałam mojego taty tylko wiadomość od niego.
,,W lodówce nic nie ma, zjedz coś na mieście"
Czyli standard. Ubrałam płaszcz mimo, że było mi gorąco, do tego buty i torebka. Chyba mam wszystko. Padał śnieg. Chyba był duży mróz bo nie było mi już tak ciepło jak przed chwilą. Chociaż tyle, że nie zamarzałam jak zazwyczaj. Nie oddzwaniałam do Tony'ego, postanowiłam zjawić się w zbrojowni.
Po około trzydziestu minutach znalazłam się w zbrojowni. Wklepałam kod na panelu i weszłam do środka.  Oczywiście zastałam Tony'ego przy panelu, Rhodey siedział w fotelu. Czułam wewnętrzny spokój. Masek już nie było i nigdy nie wrócą. Jednak jest jeszcze Mandaryn.
- Cześć chłopaki.
Chyba ich przestraszyłam bo oby dwoje się wzdrygnęli.
- Pepper, dzwoniłem do Ciebie. – odezwał się Tony, który założył ręce na klatkę piersiową. Wyglądał jakby zaraz miał zrobić mi wojnę stulecia.
- Przepraszam, wstałam po czternastej zdążyłam się tylko wykąpać i przebrać.
Zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na kanapę.
- Szukacie kogoś? Wyglądacie jakby coś się stało.
- Pepper pokaż Rhodey’emu czego się wczoraj nauczyłaś, bo on mi zwyczajnie nie wierzy.
Zdziwiłam się. O co mu chodzi?
- Chodzi ci o niewidzialność?
Tony kiwnął głową. Pomyślałam o tym i stało się, byłam przezroczysta. Fajne uczucie kiedy nikt cię nie widzi.
Spojrzałam na Rhodey’ego, który był zwyczajnie w szoku. Myślałam, że zaraz spadnie z fotela.
Wróciłam do normalności i spojrzałam na niego z triumfem.
- No i co? Przecież nie zwariowałem…
Rhodey w dalszym ciągu się nie odzywał. Chyba aż za bardzo nim to wstrząsnęło.
Ja miałam zamiar opowiedzieć im co działo się po drugiej stronie. Oczywiście nie miałam zamiaru wspominać o tym co powiedziała mi Cornelia. Tony mnie nie kocha, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Szkoda.
- Chłopaki muszę wam coś powiedzieć. – widząc panikę na twarzy Tony’ego dodałam. – Nic mi nie jest. To dotyczy Cornelii i Whitney.
- No to mów. – ożywił się czarnoskóry.
- Tak więc… Żeby to nie zabrzmiało dziwnie, to one utrzymywały mnie przy życiu. Inaczej nie przeszłyby na drugą stronę. Cornelia była pewna, że Tony coś wymyśli i tak się faktycznie stało.
Spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Spodziewałam się tego, bo nikt normalny by w to nie uwierzył. A ja widziałam na własne oczy jak z nimi rozmawiam. Czekałam aż któryś z nich w końcu coś powie. Po chwili byłam już lekko podirytowana, ile można?
- Halo, jesteście tam jeszcze czy wyparowaliście?
- Pepper mówisz poważnie? - odezwał się Rhodey, który dopiero teraz zrozumiał co ja powiedziałam.
- A po co miałabym żartować?
Nagle ożywił się nie kto inny, jak pan Stark. - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - słyszałam wyraźne pretensje w jego głosie. 
- Tony, jestem przytomna dopiero dwa dni. Poza tym wczoraj był bal nie chciałam was wszystkich martwić. Ważne jest to, że nigdy nie wrócą. - podsumowałam.
Mina Tony'ego była nie pewna, ale skoro nic nie mówi to chyba sobie odpuści zbędne komentarze. Tak powinno być.
Jak dawno nie byłam w tym miejscu. Ogólnie trzy miesiące to wielka strata w życiu, przyjaźni, szkole. Buda to dla mnie najmniejszy problem ale będzie ciężko tam wrócić, przyzwyczaić się.  Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i wyjęłam telefon. Wczoraj sprawdzałam już na zabawie czy nie ma na nim wiadomości albo nieodebranych połączeń. Nic nie było. Teraz zauważyłam jedną wiadomość. Odczytałam ją. Jej treść była przerażająca...
<Przed śmiercią nie uciekniesz, Pepper. Jeszcze się spotkamy.>
Byłam przekonana, że ta wiadomość jest od Mandaryna. Tylko skąd on wiedział, że żyję? Musi nas obserwować. Boże czy to piekło się kiedyś skończy? Schowałam telefon czym prędzej aby chłopaki nie zaczęli zadawać pytań.
Starałam się zachowywać jakby nic się nie stało ale chyba mi to nie wychodziło. Tony dziwnie na mnie spoglądał mimo to, że był zajęty pracowaniem przy komputerze. Rhodey natomiast zmył się. Chyba nie mógł zrozumieć tego co powiedziałam. Oby tylko Stark nie zorientował się, że coś jest nie tak. Spokojnie Pepper, wdech i wydech. Jak tu się uspokoić skoro Mandaryn wie, że żyjesz... Tutaj nie chodzi też o mnie bo mam super siłę, niewidzialność i parzenie na zawołanie. Bez wątpienia potrafię siebie ochronić ale co z Tony'm i Rhodey'm? Może i mają zbroje ale to nie to samo co ja... Mandaryn zna ich tożsamość może w każdej chwili im coś zrobić. Postanowiłam przerwać ciszę bo zorientowałam się, że niebieskooki ciągle na mnie patrzy.
- Czego szukasz?
- Skąd wiesz?
- Widzę, martwi cię ten koleś w zbroi. Mandaryn. - właściwie to nie wiem czemu zaczęłam ten temat. Obym się nie wygadała.
- Skąd wiesz jak się nazywa? - spytał podejrzliwie.
- Pamiętasz jak Maski porwały mnie i kazały stawić wam się na dachu Stark International? Właśnie wtedy z nim rozmawiały. Kazał im wykonać zadanie tak jak potrzeba bo inaczej spotka je kara. I spotkała.
- I ty mi dopiero teraz o tym mówisz?
Znowu zaczyna. Chyba tak musi być, że robi mi wyrzuty.
- Tony, ja nie miałam pojęcia, że go szukasz. Wiem tylko tyle.
Westchnęłam. Czy już zawsze tak będzie? Wieczne problemy, kolejni wrogowie, śmierć czyhająca na nas na każdym kroku?
- Wybacz. Ostatnio jestem dość nerwowy, mało sypiam. Dużo czasu zajęło mi sporządzenie Ekstremis, w między czasie szukałem, tego Mandaryna.
- Rozumiem, na razie możesz spać spokojnie.
- Na razie?
Ups, zaraz się wygadam... Powiedzieć mu czy nie o tej wiadomości?
- Yy... no...
- Pepper, mów co wiesz. Im szybciej go znajdziemy tym lepiej dla nas wszystkich.
- Tony, wiesz, że teraz to wy jesteście najbardziej zagrożeni. Mnie uratowałeś i wzmocniłeś a wy bez zbroi możecie mieć poważne kłopoty.
- Nie zapominaj, że nie jesteś nieśmiertelna. A jeśli chcesz się jakoś bronić to musisz poćwiczyć. Najlepiej z nami, gdy będziemy w zbroi. - powiedział Tony.
- Możemy już teraz? - zapytałam wyraźnie podekscytowana.
- No... - chyba się wahał ale spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Dobrze.
Zaklaskałam z radości w dłonie. Stwierdziłam, że wyjdę na pole bez żadnej kurtki. Będzie gorąco.



Witam! Wiem, jesteście zdziwieni. Pod koniec pierwszego rozdziału wstawiam wam nowy rozdział. Jest to już księga druga, w której 26 rozdział jest drugą notką tyczącą się tej serii.
Pozdrawiam, miłego czytania.






środa, 20 lipca 2016

Wielki Powrót

Cześć!

Nie było mnie tutaj aż 7 miesięcy. Chciałabym bardzo przeprosić ale ostatnie półrocze w mojej starej szkole było bardzo pracowite, do tego egzaminy gimnazjalne i walka o dobre oceny. Oczywiście wybór dobrego liceum!
Wszystko zakończyło się pomyślnie dlatego wracam do was moi kochani czytelnicy. Mam już napisane dwa rozdziały ale o tym za chwilę.

Dziękuję za ponad 10000 tysięcy wyświetleń! Nigdy nie spodziewałam się, że aż tyle osób będzie czytało mojego bloga. Dla mnie to wielkie osiągnięcie zwłaszcza,  że tyle razy próbowałam.

Wracając do rozdziałów. Wczoraj przez przypadek usunęłam prolog. Nie będę pisać go od nowa tylko dorzucę coś do pierwszego rozdziału. I tak poprawiam wszystko od początku z błędów, literówek a nawet niepotrzebnych przecinków. Postaram się zmienić szablon, poszukam czegoś co bardziej pasuje do tematyki. Dopóki czegoś stosownego nie znajdę i nie poprawie rozdziałów nowych notek na razie nie będzie.

Jednak żeby nie zostawiać was w niepewności dodam, że dalej będzie się dużo działo. Przeczytacie między innymi co potrafi nasza Pepper jak i uczucie, które rodzi się między rudowłosą i naszym przystojnym Tony'm.

Pozdrawiam wszystkie osoby, które jeszcze z nadzieją odwiedzają tego bloga. 

I przepraszam blogi czytelniczek, które zapomniałam komentować. Na to wszystko naprawdę nie było czasu. Obiecuje poprawę :)

Obserwatorzy