czwartek, 24 sierpnia 2017

Rozdział 29: Nic nie zdarza się dwa razy


Jej usta, jej wzrok, spojrzenie... Czegoś nie potrafiłem zrozumieć. Gdy oderwała swoje usta od moich, nie mogłem na nią spojrzeć bo ona tego nie zrobiła. Może się pomyliłem? Może ona tego wcale nie chciała? Może nic do mnie nie czuje a tylko ja sobie coś ubzdurałem? Za dużo pytań a odpowiedzi brak. Choćbym chciał ją dogonić i powiedzieć, że kocham ją całym sercem i tylko ona jest dla mnie ważna, tylko ona się liczy, tylko z nią będę szczęśliwy - to nie mogę tego zrobić, bo wiem, że ona nic do mnie nie czuje. Dała się ponieść chwili. Wokół taka piękna sceneria, księżyc w blasku i jej cudowna, twarz. Twarz, którą zapamiętam do końca życia, te cudowne piegi, które zimą delikatnie znikają i przygasają przez co jest bardziej słodka niż była. Te rude włosy, które teraz skąpane w zimowym wietrze, powiewają we wszystkie strony, tak długie jak jeszcze nigdy nie były. I te najcudowniejsze, najpiękniejsze oczy, zielone jak najprawdziwszy szmaragd w letnim, południowym słońcu. To wszystko w niej, zadziałało na mnie jak magnes, nie mogłem się powstrzymać aby nie zatopić się w jej pełnych, różowych jak truskawka ustach. Rozpaliły mnie do czerwoności, obudziły na nowo to co czułem od dawna. Miłość. Tak, kocham ją i nie mogę przestać. Najgorsza jest myśl, że ona nie odwzajemnia moich uczuć, a przez to mogę stracić przyjaciółkę. Dla niej to było coś czego się nie spodziewała i nawet nie myślała, że kiedyś do tego dojdzie. Jeśli nie mogę liczyć na miłość, chcę chociaż móc się z nią przyjaźnić. Jest dla mnie bardzo ważna i nie pozwolę żeby odeszła. Nie, nie mogę jej pozwolić odejść. Jednak teraz najlepszym rozwiązaniem będzie pobycie w samotności. Niech nasze serca się uspokoją, bo moje łomocze i nie może przestać. Czułem się cudownie, tak jakbym moje prawdziwe serce odżyło na nowo. A z drugiej strony mam wrażenie, że rozpadło się już na zawsze.
Ta noc zmieni wszystko w naszym życiu. I będziemy sobie musieli z tym poradzić, moja słodka, mała Pep.



~*~


Błąkałam się po mieście. Było gdzieś grubo po dziesiątej ale nie przeszkadzało mi to. Nie przeszkadzało mi również zimno panujące wkoło. Chciałam się komuś wyżalić, ale komu? Tak naprawdę krążyłam niedaleko zbrojowni, miałam nadzieję, że Tony'ego tam nie ma a Rhodey będzie w stanie mi pomóc.
Zdecydowałam. Idę tam, potrzebuję wiedzieć, czy Tony mnie kocha, czy jest jakaś nadzieja.
Dotarłam do zbrojowni, otworzyłam drzwi kodem i zastałam tam tylko Rhodey'ego. Kiedy zobaczył mnie taką zapłakaną podszedł do mnie.
- Pepper! Co się stało? Gdzie Tony?!
Wzięłam głęboki wdech, bo zaczęłam się trząść z nerwów.
- Nie mam zbyt dużo czasu.
- Co to znaczy? - Rhodey zaczął coraz bardziej panikować.
- Tony mnie pocałował.
Zapadła cisza. Rhodey zmieszał się i nie wiedział co powiedzieć. Patrzył na mnie przenikliwie, jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy i zobaczyć to wydarzenie na własne oczy.
- Jak to? To czemu tutaj jesteś?
- Jestem tutaj bo spanikowałam, uciekłam po tym jak powiedział, że nie powinien tego robić... Rhodey, ja nie wiem co mam myśleć.
- Pepper, nie wiem jak mam Ci pomóc, Tony mało mówił mi przez ostatni czas. Jedyne co widziałem to to jak tworzył Ekstremis oraz jaki przejęty i zamknięty w sobie siedział przy twoim łóżku. Nie było dnia żeby tego nie przeżywał, nie płakał, nie rozpaczał. Udawał, że jest twardy ale ja dobrze wiedziałem, że bardzo go boli strata ciebie. I to nie jak na zwykłego przyjaciela.
Coś mnie tknęło. Co Rhodey miał na myśli? Czy on coś sugerował? Nie zdążyłam zapytać, bo drzwi od zbrojowni zaczęły się otwierać.
 - Nie było mnie tutaj. - szepnęłam i stałam się niewidzialna.
Rhodey przez chwilę stał rozkojarzony ale otrząsnął się i usiadł na kanapie. Ja w tym czasie stałam w kącie zbrojowni i obserwowałam wszystko.
- Gdzie byłeś? Gdzie Pepper? - spytał James jak gdyby nigdy nic.
Ucieszyło mnie to, że postanowił dochować tajemnicy.
- Pepper wróciła do domu. Trafiła na Mandaryna, próbował ją zaatakować ale wypaliła mu dziury w zbroi.
- To czemu jesteś taki przybity?
- Pocałowałem ją a później odwaliłem totalną głupotę... Powiedziałem, że nie powinienem. A przecież tego chciałem...
Słysząc to prawie zemdlałam. I przez przypadek z emocji znów stałam się widzialna dla ludzi. Tony'emu to nie umknęło. Od razu mnie zauważył.
- Pepper? Nie miałaś być w domu?
Nim odpowiedziałam, poczułam, że słabnę i opadam na podłogę. Obraz był rozmazany, widziałam nad sobą tylko sylwetkę Tony'ego, który coś do mnie mówił. Jednak nie docierało to do mnie, oczy zrobiły się ciężkie a ja odpłynęłam.



~*~


Odpłynęłam, bardzo odpłynęłam. Byłam w zupełnie innym miejscu niż zbrojownia. Poznałam od razu to miejsce, ogarnął mnie ogromny lęk. Zobaczyłam ją.
- Miałaś już odejść raz na zawsze! - krzyknęłam w stronę mojej dawnej przyjaciółki a zarazem wroga.
Tak, nie mylę się to była Cornelia. Stała w białej, jedwabnej, długiej sukni. Wyglądała na zmartwioną i przygnębioną, jakby coś nieustannie ją trapiło. 
- Jesteś w niebezpieczeństwie Pepper, tak jak Tony i Rhodey. Musicie uważać, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Mandaryn jest wśród was, nie dajcie się zwieść. 
- Co to znaczy, że jest wśród nas? - spytałam bo było to bardzo niepokojące.
- W waszym otoczeniu, szkoła, znajomi, przyjaciele. Nikomu nie możecie ufać oprócz was samych. 
- Dlaczego nam pomagasz? Przecież sama nas w te kłopoty wpakowałaś! 
Nic z tego nie rozumiałam. Jaki był sens najpierw próbować nas zabić a później udawać dobrą i dawać rady? To się w ogóle nie trzymało żadnych reguł, zero w tym logiki. 
- Wiem, że źle zrobiłam, bardzo źle. Nie mogę cofnąć czasu, mogę jedynie was nakierować. 
- A co jeśli my nie chcemy twojej pomocy? - warknęłam. 
Zmieszała się bardzo i spuściła wzrok. Powinno mi być jej szkoda, bo była moją przyjaciółką ale co to za przyjaciel, który cię wykorzysta, zdradzi i porzuci? 
- Wybacz, Pepper. To co się wtedy tam stało jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Nie miałam wyboru. 
- Nie miałaś wyboru?! - wrzasnęłam. - Zawsze jest jakiś wybór! Zrobiłaś to bo chciałaś.
- Nie, Mandaryn zagroził, że zabije moją rodzinę. Wybacz mi, Pepper ale nie wiedziałam kogo mam ratować. Wiedziałam, że Tony to Iron Man a Rhodey mu pomaga. Wiedziałam, że dacie radę... Ale nie sądziłam, że prawie umrzesz. 
- Nie sądziłaś tak? Szkoda, że tak późno to przemyślałaś, dałoby się jeszcze wszystko uratować w trakcie. 
Zrobiło mi się jej żal. Nie była taka zła jak mi się naprawdę wydawało. Nie wiedziała co zrobić, musiała wybrać między złem a większym złem. Szkoda tylko, że nic już nie da się zrobić... Jest martwa, a ja rozmawiam z jej duchem.
- Teraz już wiesz, że nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli, prawda Pepper?
Spojrzała na mnie tajemniczo. Zrozumiałam co chciała mi przekazać. Wie o naszym pocałunku. Wie, że Tony mnie pocałował. Tylko dlaczego ona to robi? Przecież nie musi mnie strzec, nie musi zachowywać się jak mój Anioł Stróż. 
- Dlaczego to robisz? Przecież nie musisz się zachowywać jak mój strażnik.
- Chce żebyście przeżyli. Nawet nie wiesz jak ciężko było mi się rozstać z Rhodey'm kiedy musiałam tak postąpić. 
Widziałam ten smutek w jej oczach. Teraz już wiem, że musiało jej być bardzo ciężko. Nie mogłam się z tym pogodzić, że tak nas zraniła i przeszła na stronę wroga ale z drugiej strony... zaczynałam ją rozumieć. Rodzina znaczy wiele, tak samo dla mnie. Pewnie też nie wahałabym się tak postąpić. A z Rhodey'm myślałam, że będą tworzyć dobrą parę. Jednak nie było im to dane. 
- Powiedziałaś mu co czujesz? 
- Tak, ale to teraz już niczego nie zmieni. - odpowiedziała wymijająco. - Pepper, nie popełnij tego błędu co ja. Nie mów o swoich uczuciach kiedy będzie już za późno.
Zaskoczyła mnie i przeraziła mnie tym. Skąd ona tak dużo wie? Przecież nie ma jej obok mnie, jedynie teraz możemy porozmawiać. Jestem bardzo skołowana a jednocześnie ciekawa tego co jeszcze może mi powiedzieć.
- Co masz na myśli? - zanim usłyszałam odpowiedź, postanowiłam, że powiem jej o mojej wizji. - Kiedy dotknęłam zbroi Tony'ego zobaczyłam jak walczy z Mandarynem. On próbował mu wyrwać rozrusznik, na końcu słyszałam same krzyki i tak jakby trzęsienie ziemi. 
- Nie możesz tego lekceważyć, nie w takiej sytuacji. Uważaj na niego, jedna zła decyzja i wszyscy możecie cierpieć.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć Cornelia dodała.
- Na mnie już pora. Wracaj, bo Tony odchodzi od zmysłów.
Wzięłam głęboki oddech. Po tym co usłyszałam nie jestem pewna czy chce wracać. Boję się co może wyniknąć z tej całej sytuacji jaka nam się przydarzyła. 
- Zobaczymy się jeszcze? - spytałam.
- I to nie raz. - uśmiechnęła się lekko.
Obraz zaczął się zamazywać, a ja znów miałam czarno przed oczami. Tym razem jednak zaczęłam je powoli otwierać, bo bardzo raziło mnie światło. Widziałam nad sobą głowę Tony'ego i Rhodey'ego. Oby dwoje wyglądali na zmartwionych. 
- Pep, słyszysz mnie? - spytał niebieskooki.
Pep. Uwielbiałam kiedy tak do mnie mówił, sprawiało mi to wielką radość. Dodatkowo jego oczy wprawiały mnie w zachwyt i osłupienie. Zwłaszcza teraz, kiedy wiedziałam jak smakują jego usta. 
- Tak, nic mi nie jest. 
Po tych słowach zwyczajnie wstałam a Tony wydawał się jeszcze bardziej zaniepokojony niż przedtem. 
- To nie było przypadkowe omdlenie. - powiedziałam na co oni rozdziawili buzie.
- Zrobiłaś to specjalnie? To też Ekstremis? - spytał oszołomiony Rhodey.
- Nie. - zaśmiałam się. - Cornelia, to ona. Powiedziała, że musimy uważać, każdy nasz jeden błąd może kosztować nas życiem.
- I ona nam to mówi?! - powiedział podirytowany Tony. - Przecież ona prawie Ciebie zabiła!
- Tony, nic nie jest tak jasne jak ci się wydaje. Nie miała wyjścia, Mandaryn groził, że zabije jej rodzinę. Musiała wybierać między złem a jeszcze większym złem.
Po tym co powiedziałam Tony trochę spokorniał. Usiadł na kanapie i patrzył na mnie bardzo intensywnym, więc przeszywającym wzrokiem. Było mi głupio po tym co usłyszałam. Ciekawa jestem czy zastanawia się nad tym tak samo jak ja. Zamiast telekinezy chyba wolałabym czytać w myślach. Chociaż to bardzo ryzykowne.
- Wybaczcie, ale teraz wrócę już do domu. Jest późno a ja jestem zmęczona, dużo się dzisiaj wydarzyło. - mówiąc to czułam, że zaczynam tracić grunt pod nogami.
Co jeśli Tony teraz będzie chciał coś powiedzieć, zrobić? A ja nie będę wiedziała jak na to zareagować? Byłam pewna, że wszystko się totalnie skomplikuje a nasza przyjaźń zostanie wystawiona na ciężką próbę... Chociaż czy tą relację można nazwać przyjaźnią? Wątpię, zaczęło sie coś nowego, innego. Tylko oby dwoje jeszcze nie wiemy w jakim kierunku zmierzamy i czego chcemy.
O dziwo Tony nic nie odpowiedział. Spuścił głowę i tak pozostał dopóki nie wyszłam ze zbrojowni. Może miał nadzieję, że powiem coś odnośnie tego co usłyszałam? Myślę, że miał nadzieję, że jednak coś zrobię. A co jeśli jednak nie o to mu chodziło? Znaleźliśmy się w bardzo trudnej i skomplikowanej sytuacji. Czas pokaże jak to wszystko będzie wyglądać. Martwi mnie to co powiedział Rhodey. Wydaje mu się, że ze strony Tony'ego to nie tylko przyjaźń. To coś więcej. Według mnie to bardzo głęboka i oddana przyjaźń. Wymagała ona dużo poświęcenia i zaufania. Może Tony się pogubił sam nie wiedział co zrobić i stąd ten pocałunek? Niczego już nie jestem pewna. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego co będzie dalej. Boję się o to, że nie przetrwamy tej próby czasu.



~*~


Między nami panowała cisza. Była to niezręczna cisza, taka której nie lubię. Wiedziałem, że Pepper tutaj po coś była. Tylko po co? Na to może mi odpowiedzieć tylko Rhodey, ale znając rudą powiedziała mu żeby mi nic nie mówił bo inaczej go udusi. A, że Rhodey zawsze dochowuje tajemnic - i za to go bardzo cenie - nie będzie łatwo się dowiedzieć co ruda od niego chciała. Ale zawsze warto spróbować.
- Rhodey, czemu Pepper tutaj była?
- Dobrze wiesz, że nic się ode mnie nie dowiesz.
Moje przypuszczenia były trafne. Nie ma co, choćbym bardzo nalegał Rhodey nie piśnie ani słówka. To prawdziwy materiał na przyjaciela.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Możesz mi tylko powiedzieć czy chodziło o mnie?
Rhodey przez chwilę się zastanowił czy może mi odpowiedzieć. Jednak po chwili kiwnął głową na tak. Mogłem się tylko domyślać o co Pep go zapytała.
- Co tam się stało? Czemu jej powiedziałeś, że nie powinieneś skoro tego chciałeś?
Zamyśliłem się. Dlaczego ja jej to powiedziałem? Przecież chciałem tego jak cholera! Tak bardzo pragnę jej całej. Jej dotyku, ust, pięknych, zielonych oczu, cudnych rudych włosów tak bardzo lśniących w słońcu. Co ja najlepszego zrobiłem? Gdybym jej powiedział, że ją kocham może wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie czułem żeby nie chciała mnie pocałować. Odwzajemniła ten pocałunek z pasją. Dopiero po chwili oderwała się ode mnie i spuściła wzrok. Może jednak tego nie chciała? Sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze sytuacja w zbrojowni. Słyszała to co powiedziałem a mimo to nie zrobiła nic. Nie powiedziała najmniejszego słowa, nie okazała żadnych uczuć wobec mnie. Już nic nie rozumiem, pogubiłem się w tym wszystkim bardzo. Czemu to jest takie trudne? Los postawił przede mną tak cudowną i niespotykaną osobę a ja nie potrafię jej przy sobie zatrzymać, dać tego co najlepsze. Nie chce zobaczyć jak mnie opuszcza bo nie dałem jej tego czego pragnie. Pepper jest bardzo skomplikowana co bardzo mnie w niej pociąga. Jednak nie jestem pewien co ona czuje do mnie. Przyjaźń czy miłość? Może oprócz przyjaźni wielką wdzięczność za ratunek, która być może skłoniła ją do oddania pocałunku?
Nie dowiem się tego dopóki z nią nie porozmawiam. Na razie jest to niemożliwe, ale oboje dobrze wiemy, że kiedyś ta niezręczna rozmowa nastąpi. A wtedy każde z nas będzie musiało wiedzieć czego chce.
Pozostaje jeszcze jedna wątpliwość. Czy mogę ją podwójnie narażać? Jestem Iron Man'em i kiedyś obiecałem sobie, że jeśli będzie trzeba to całe życie będę sam aby nikogo nie obarczać taką odpowiedzialnością i sekretem. Jednak Pepper jest inna, czułem to tego pierwszego dnia kiedy ją zobaczyłem. Czułem, że ten dzień zmieni całe moje życie. To prawda, moje życie pomimo wszelkich przeszkód, wrogów, walk nabrało odrobinę szczęścia właśnie dzięki niej. Ale czy mogę ją tak narażać? Nie mogę sobie wybaczyć tamtej chwili kiedy pozwoliłem spać jej z tego dachu. Do tej pory mam koszmary, widzę jej spojrzenie. Widzę w nim coś czego do tej pory nie potrafię odczytać. Ale mimo to chciałbym żeby jeszcze raz na mnie spojrzała. Oprócz niewyobrażalnego strachu było tam coś jeszcze. Tak jakby chciała mi coś powiedzieć. Coś co mogłoby zmienić nasze życie.



~*~


Dotarłam do domu. Oparłam się plecami o drzwi mojego pokoju. Ojca jak zwykle nie było, nawet nie zauważyłby, że tak długo mnie nie było. Czemu to wszystko musiało się tak skomplikować? 
Najpierw mnie całuje. Niby jest wszystko dobrze ale kiedy odrywam się od niego on nagle zmienia zdanie. Później w zbrojowni wychodzi całkiem co innego. Nie rozumiem już nic. Sam sobie przeczy, przez co nie pozwala siebie zrozumieć. Coś czuje, że teraz może być niezręcznie, wręcz bardzo niezręcznie. Oby tylko moje obawy nie były trafne. Jeszcze w dodatku ta dziwna wizja. Cornelia ma rację, że nie jesteśmy bezpieczni a moja wizja wcale nie jest bezpodstawna. Po pierwsze Tony lubi pakować się w kłopoty i zbagatelizuje to co mu powiedziałam. Po drugie po Ekstremis całkowicie się odmieniłam jeśli chodzi o wygląd i moje zdolności. Nie ma podstaw żeby myśleć, że to przypadek. Muszę pilnować Tony'ego jak oka w głowie chociaż po dzisiejszej sytuacji wolałabym się zaszyć w dom i nigdy z niego nie wyjść. 
Ale przecież go kocham i nie pozwolę żeby stała się mu krzywda. 




~*~

I oto 29 rozdział. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Rozdział pełen przemyśleń. 

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Rozdział 28: Nocą wszystko jest inne


Minął tydzień od balu. Był już prawie koniec stycznia. Mandaryn nie odpisał na moją wiadomość. Oczywiście, dalej nie wiedzieli nic o tym Tony i Rhodey. Pan Stark w lutym ma urodziny. Ciekawe co dla niego szykuje James. Ja też powinnam powoli się za czymś rozglądać.
Korzystając z tego, że była sobota wybrałam się do centrum handlowego. Co mogłabym kupić Tony'emu? Nie miałam zielnego pojęcia... Może zastanowię się jeszcze nad tym w spokoju?
Kupię sobie coś, tak dawno nie byłam na zakupach. Właściwie tydzień temu po sukienkę, ale nikt nie musi o tym pamiętać. Rozejrzę się za czymś na przyjęcie z okazji urodzin Starka. Na pewno James będzie prosił mnie o pomoc w zorganizowaniu, a później na kupno czegoś nie będzie czasu. Przecież trzeba dobrze wyglądać. Gdybym tylko wiedziała co planuje Rhodey... Zadzwonię do niego.
Wybrałam numer przyjaciela i czekałam na sygnał.
<Rhodey, co planujesz na urodziny Tony'ego?>
<Jeśli to on kazał ci się zapytać, to nic nie powiem.>
<Jestem w centrum handlowym, szukam czegoś na tą okazję...>
<Ehh, baby, muszą się wystroić. Robimy huczną imprezę, mam nadzieję, że mi pomożesz.>
<Oczywiście, cześć.>
Nie zwróciłam uwagi na jego docinki, zamierzałam znaleźć coś pięknego. Coś co wprawi Tony'ego w zachwyt i to nie byle jaki. Chcę osiągnąć taki sam efekt jak tydzień temu, na balu. Tylko teraz postanowiłam znaleźć coś w innym kolorze i coś krótszego. Może mini? Nie głupi pomysł, ale czy nie będę wyglądać zbyt wyzywająco? W sumie jeśli mam się jakoś przypodobać Starkowi to może zacznę od zdobycia ładnej sukienki?
Chwila Pepper... O czym ty myślisz? Przypodobać się Tony'emu? Po co? Przecież on traktuje cię jak przyjaciółkę, nie będziecie razem. Ale wyglądać mimo wszystko jakoś trzeba, prawda?
Chodziłam od sklepu do sklepu, kiedy nagle na wystawie zobaczyłam sukienkę idealną. Była to czarna mini, z dwoma srebrnymi paskami w talii. Od talii odchodził tiul, który lekko opadał na uda. Była ona bez ramiączek, z według mnie dość dużym dekoltem. Weszłam do sklepu, znalazłam swój rozmiar i poszłam do przymierzalni. Sama byłam zaskoczona, że dobrze w niej wyglądam. Cieszyłam się, że znalazłam coś co dobrze na mnie leży i jednocześnie do mnie pasuje. Bez zastanowienia zapłaciłam za nią i poszłam rozglądać się za prezentem dla Tony'ego.
Teraz będzie z tym problem. Jak mogłam mu podziękować za to wszystko? Tyle dla mnie zrobił, tak dużo, że żadna rzecz nie jest w stanie tego wyrazić. Może... Może pójdę do kogoś kto wykona figurkę Iron Man'a z dopiskiem ,,Najlepszy przyjaciel i bohater na świecie!" Wiem, że to ryzykowne powierzyć komuś wykonanie takiej figurki ale dlaczego by nie? Do tego jakieś perfumy i prezent gotowy!
Z tą myślą wyszłam z centrum handlowego i zaczęłam szukać kogoś kto w jak najkrótszym czasie wykona dla mnie coś takiego. Niedługo później udało mi się i figurka miała zostać wykonana w ciągu tygodnia. Mam nadzieję, że Tony'emu spodoba się prezent.
Najpierw postanowiłam pojechać do domu aby zostawić zakupy. W między czasie coś zjadłam i pojechałam prosto do zbrojowni. Spodziewałam się, że zastanę tam chłopaków. Tak też było, przywitałam się z nimi i usiadłam na kanapie. Dopiero teraz odczułam, że bolą mnie nogi. Chyba nie jestem stworzona do chodzenia po centrum handlowym. Było mi strasznie gorąco, bardziej niż zazwyczaj. Siedziałam w bluzce z krótkim rękawkiem, a chłopaki byli poubierani w bluzy. Aż mi dziwnie było na nich patrzeć. Im tak zimno, a mi tak gorąco.
Tony jak zwykle majstrował coś przy zbroi a Rhodey siedział w fotelu. Dziwiła mnie atmosfera panująca pomiędzy nami. Nie rozmawialiśmy, co było dla mnie dziwne... Zawsze o czymś rozmawialiśmy a teraz panowała cisza. Zaczęło mnie to zastanawiać.
- Chłopaki? Stało się coś?
Odpowiedziała mi oczywiście cisza. Zaczęłam się już naprawdę denerwować. Nawet na mnie nie spojrzeli, nie zrobili nic. Tony dalej zapatrzony był w zbroje a Rhodey w dodatku założył sobie słuchawki! Poczułam się naprawdę zignorowana. Wtedy stało się coś dziwnego. Pomyślałam o tym, żeby Tony staną przede mną i wytłumaczył o co chodzi. I tak się stało! Jakaś tajemnicza siła przyciągnęła Tony'ego wprost przede mnie. Zdziwiłam się, a Tony wyglądał na lekko przerażonego.
- Możesz mi do cholery powiedzieć czemu się nie odzywacie?!
Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem ściskając ręce. Pomyślałam, że zaraz go uduszę jak nic nie powie. Nagle Tony zaczął się dusić. Przeraziłam się i rozluźniłam pięści. Zrozumiałam, że to ja. To ja to zrobiłam. On usiadł na kanapie i łapał oddech.
- Przepraszam, ale to przez emocje... Właściwie to nie wiem jak to się do końca stało... Ja... Tony...
Spanikowałam, wstałam z kanapy i stałam się niewidzialna. Odsunęłam się od niego. Chciałam wyjść jednak zauważyłam, że na kanapie leży moja bluza. Wyciągnęłam rękę i pomyślałam o tym, że chce mieć bluzę w dłoni. Tak się stało, bluza dotknęła mojej dłoni i również stała się niewidzialna. Nie zwróciłam uwagi na wyraz twarzy Tony'ego tylko wybiegłam czym prędzej ze zbrojowni. Zastanawiałam się gdzie mogę pójść. Pomyślałam, że pójdę na plażę mimo panującego wokół zimna.
Niedługo później siedziałam już na ławce, spoglądając na częściowo zamarznięte morze. Wokoło panowała cisza, nie było tutaj nikogo oprócz mnie samej. Wreszcie mogłam przestać być niewidzialna. Zastanawiałam się co ja zrobiłam Tony'emu... Prawie go udusiłam! Obawiam się, że nie jestem w stanie panować nad swoimi emocjami jednocześnie nad mocami również. Nie chciałam skrzywdzić czarnowłosego, przecież jest moim przyjacielem... Właśnie. Od pewnego czasu zastanawiam się czy to tylko przyjaźń, wydaje mi się, że go kocham ale czy nie jest to pewnego rodzaju wdzięczność za ratunek? Może pomyliłam się i wcale go nie kocham? Wydaje mi się, że to faktycznie może być wdzięczność za ratunek. Chociaż teraz zastanawiam się czy Tony dobrze zrobił ratując mnie... Wiem, że chciał dobrze, nie wyobrażam sobie jak mogłabym mu za to podziękować ale myślę, że byłoby lepiej gdybym dalej tkwiła w szpitalu. Przynajmniej nie zdarzyłaby się ta sytuacja. Westchnęłam ciężko. Podniosłam wzrok i spojrzałam na morze. Zaczęłam się rozglądać, zawsze lubiłam spędzać czas na plaży. Mimo, że było już ciemno, to księżyc oświetlał wszystko. Można powiedzieć, że to magiczne miejsce.
Mój wzrok przykuła pewna postać. Stała na brzegu i wyraźnie wpatrywała się we mnie. Zmrużyłam oczy, starałam się zobaczyć kim jest ta osoba. Nie musiałam się wysilać, tajemnicza postać podążała w moją stronę a ja uświadomiłam sobie, że to Mandaryn. Przestraszyłam się, ale stwierdziłam, że zaryzykuje. Gdy zrobi się gorąco po prostu ucieknę używając niewidzialności. Siedziałam na piasku udając spokojną, mimo to w środku czułam strach. Starałam się opanować emocje, bo mimo, że potrafię parę nowych rzeczy to nie powinnam się ujawniać.
- Nie boisz się zostawać sama po tym wszystkim co cię spotkało? - słyszałam wyraźną kpinę w jego głosie.
- Teraz nie. - odpowiedziałam odważnie.
- Wiem co potrafisz, jestem tylko ciekaw na jaki durny pomysł wpadł Stark tym razem żeby zrobić z ciebie mutanta.
Oburzyłam się. Jak on w ogóle śmie tak mówić, próbował mnie zabić a właściwie chciał i teraz się wymądrza? Nie pozwolę mu na to.
- Przypomnę ci, że to ty chciałeś mnie zabić i było naprawdę blisko, tylko pogratulować bo znowu ci  nie wyszło.
Musiały go to bardzo zdenerwować bo podszedł do mnie z wyciągniętą jedną ręką jakby chciał mnie nią podnieść za szyję i zacząć dusić, jednak to ja byłam szybsza, złapałam go za nadgarstek, skupiłam się i zaczęłam roztapiać mu zbroję. Próbował się wyszarpnąć jednak dodatkowo używałam siły.
- Nie próbuj nigdy więcej zbliżać się do mnie ani do moich przyjaciół. - zagroziłam mu i puściłam jego rękę.
- To jeszcze nie koniec.
Powiedziawszy to teleportował się a ja zostałam sama. Cieszyłam się, że nie jestem już bezbronna i teraz nawet ja mogę pomóc w pokonaniu Mandaryna.
- Wracaj do bazy Pepper.
Wzdrygnęłam się. Odwróciłam się i ujrzałam Tony'ego w zbroi. Nie wiem czy widział to co zrobiłam, czy dopiero teraz przyleciał ale jedno wiedziałam na pewno - z żadnego z tych faktów nie będzie zadowolony.
- Tony? Co ty tutaj robisz? Śledzisz mnie? - spytałam.
- Nie zadawaj pytań, bo to ja powinienem je zadać tobie! Co ma znaczyć ten sms?! - mówiąc to pokazał mi mój telefon z wyświetloną wiadomością od Mandaryna.
No pięknie! Kiedy wychodziłam z kieszeni mojej bluzy musiał wysunąć się telefon a Tony oczywiście postanowił, że pobawi się w detektywa!
- To Mandaryn go wysłał, nikt inny.
- Domyśliłem się ale czemu mi o tym nie powiedziałaś! Czemu mnie tak lekceważysz!
- Nie chce przysparzać ci zmartwień, dużo przeżyłeś przez ten ostatni czas, nie chce być dla ciebie jeszcze większym problemem niż jestem... Tony, zbyt dużo się wydarzyło żebyśmy mogli żyć normalnie.
Ale wypaliłam. Miałam na myśli oczywiście nasze życie ale razem, jako para, jako dwoje ludzi razem idących przez życie. Oczywiście czarnowłosemu to nie umknęło  i zapytał.
- Co masz na myśli?
Wstrzymałam na chwilę oddech. Powiedzieć mu co czuje czy wyminąć i zmienić temat?
- Miałam na myśli to, że wydarzyło się tak wiele, że nie jestem w stanie tego wszystkiego zrozumieć i pojąć. Byliśmy wystawieni na wiele prób, daliśmy radę ale teraz jeszcze bardziej musimy się trzymać razem.
Stchórzyłam. Przecież nie to miałam na myśli, może po części. Spanikowałam dlatego, bo nie chciałam go przestraszyć, nie chce stracić przyjaciela, który oddałby za mnie życie. Nie jestem przekonana czy odwzajemniłby moje uczucie. Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?
- Pepper, wiem, ale tym bardziej nie możesz zatajać przede mną takich rzeczy. Widzisz do czego on jest zdolny?
- Wybacz, Tony. Ale teraz już tak się go nie boję, on to wie.
- Pepper, to nie kwestia tego czy się go boisz czy nie. On prawie cię zabił, i gdyby mógł zrobiłby to raz jeszcze. Zrozum to!
- Tony, uspokój się! Wiem, że chcesz mnie chronić ale teraz nie jestem już taka bezbronna jak kiedyś, mogę wam pomóc.
Po tych słowach Tony wściekł się.
- Nie ma mowy! - mówiąc dotknął mojej ręki.
Poczułam coś dziwnego, jakby ktoś chciał przeszyć mnie spojrzeniem na wylot i dotrzeć przy tym jak najgłębiej. Nie widziałam już Tony'ego tylko jakiś lekko rozmazany obraz. Widziałam Iron Mana podczas walki z Mandarynem. Mandaryn powalił Tony'ego na ziemię z dużej wysokości i próbował rozwalić jego rozrusznik. Wtedy nagle obraz stał się zamazany, słyszałam jedynie czyjeś krzyki i tak jakby nastąpiło trzęsienie ziemi. ,,Wizja" skończyła się a ja powróciłam do rzeczywistości.
Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, Tony mówił coś do mnie a ja zupełnie nie reagowałam, rozglądałam się wkoło, ale nic nie przypominało miejsca, które przed chwilą widziałam.
Odzyskałam w pełni świadomość i spojrzałam na Tony'ego. Wydawał się bardzo zdenerwowany a jednocześnie przestraszony.
- Pepper! Co z tobą?
Wzięłam kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić.
- Widziałam coś.
- Co? - zapytał.
Wydawał się zdezorientowany.
- Miałam wizję, kiedy mnie dotknąłeś.
- Co miałaś? - dalej mi nie dowierzał i nie rozumiał co się stało.
- Tony, skup się! Kiedy mnie dotknąłeś zobaczyłam ciebie walczącego z Mandarynem. Powalił cię na ziemię i próbował wyrwać rozrusznik. Słyszałam tylko krzyki i jakby trzęsienie ziemi na końcu mojej... wizji?
- Jak to możliwe? - chyba zapytał sam siebie.
- Jak? Przecież dobrze wiesz. - spojrzałam na niego wymownie.
On również na mnie spojrzał. Jednak to spojrzenie było inne niż wszystkie. Tak jakby chciał mi powiedzieć coś ważnego, jednocześnie nie będąc tego pewnym. Poczułam dreszcze, które przeszyły moje ciało. Tony zbliżał swoją twarz do mojej, a ja nie potrafiłam na to zareagować. Stałam, patrzyłam mu w te cudowne, piękne, niebieskie jak fala morska oczy, które chciały mi coś przekazać. Jego usta już prawie muskały moje. Żadne z nas nie umiało tego opanować, tak naprawdę żadne z nas nie chciało przestać. Czułam się bardzo dziwnie a jednocześnie bardzo tego chciałam. Musnął moje usta swoimi rozgrzanymi jak wulkan wargami. Przez krótką chwilę stałam i nic nie robiłam, nie odwzajemniałam pocałunku bo byłam w szoku. To naprawdę się działo! Odwzajemniłam pocałunek, Tony przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek.
To czego tak pragnęłam działo się naprawdę. W tamtym momencie chciałam żeby ktoś mnie uszczypnął, chciałam się przekonać, ze to nie sen.
Jednak uświadomiłam sobie, że to nie może trwać wiecznie. Co jeśli to tylko wpływ księżyca i pięknego widoku? Poniosło nas, co jeśli on nic do mnie nie czuje?
Przerwałam pocałunek i spojrzałam na niego wzrokiem pełnym pytań.
- Wybacz, nie powinienem. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
Usłyszałam to czego najbardziej się obawiałam. Nic do mnie nie czuje oprócz bardzo oddanej przyjaźni. Poczułam jak moje serce kruszy się na malutkie kawałeczki i jeszcze ten niewyobrażalny ból. Czułam, że tracę kogoś bardzo mi bliskiego, kto nigdy nie będzie w stanie mnie pokochać. Kto nigdy nie spojrzy na mnie jak na kogoś kogo można pokochać, kto nigdy nie przytuli jak osobę, którą kocha i będzie kochać. Poczułam ogromny smutek i chęć pozostania w samotności. Ogarnęła mnie wielka rozpacz i rozczarowanie. Byłam rozczarowana, ale najbardziej samą sobą. Na co ja głupia liczyłam?
- Muszę już wracać do domu. - oznajmiłam chłodnym tonem.
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. To za bardzo boli abym mogła z nim normalnie teraz rozmawiać. Na pewno nie dzisiaj, nie jutro. A może już nigdy? Co jeśli to zmieniło wszystko i od tej pory już zawsze będzie tak jak teraz? Czyli obco? Co jeśli już nigdy nie spojrzymy na siebie tak jak do tej pory? Miałam bardzo złe przeczucia, że to co stało się chwilę temu zmieni nasze życie na zawsze. Tylko na lepsze czy na gorsze?
- Odprowadzę cię.
- Nie! - zareagowałam zbyt impulsywnie.
Spojrzał na mnie dziwnie i przenikliwie jakby chciał się dowiedzieć co teraz myślę.
- Dam radę, poradzę sobie sama.
Powiedziawszy to odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. Modliłam się tylko w duchu aby nie ruszył za mną albo przypadkiem nie porwał w powietrze. Na szczęście nic się takiego nie stało, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Czułam, że to będzie jedna z cięższych nocy jakie miałam.



~*~

Wielki powrót! Wybaczcie, ale w moim życiu znów podziało się za dużo abym mogła pisać notki regularnie.
Jutro minąłby okrągły rok od dodania ostatniej notki.

Obserwatorzy