wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 2: Przypadki nie istnieją


Przed salą czekaliśmy już trzecią godzinę. Niecierpliwiłem się. Czy to może aż tak długo trwać? Może są jakieś komplikacje? STOP! Tony, nawet tak nie myśl, przecież nie może być aż tak źle. Kogo ja oszukuję, ma wbite odłamki szkła w plecy to jest coś poważnego. Sama Cornelia powiedziała, że nie wiadomo czy zabieg będzie pomyślny. Oby był, nie chcę mieć na sumieniu dziewczyny, którą miałem poznać. Pewnie szła na spotkanie ze mną, pech chciał, że przechodziła akurat tędy. Jednak, gdyby się tak zastanowić, to dlaczego tylko Pepper ucierpiała? To nie mógł być przypadek.
Moje rozmyślania przerwał lekarz wychodzący z bloku operacyjnego.
- Doktorze, co z nią? - pierwsza zerwała się Cornelia.
- Usunęliśmy odłamki, nie było żadnych komplikacji. Będziemy ją powoli wybudzać, ale w szpitalu musi jeszcze zostać.
Cornelia podziękowała lekarzowi za informacje po czym odetchnęła z wyraźną ulgą. Na twarzy mojego przyjaciela też malował się wewnętrzny spokój. W sumie to i ja cieszyłem się, że nic jej nie jest. Stwierdziliśmy, że nie ma już na co czekać rozeszliśmy się do swoich domów. Jedynie Rhoedy odprowadził Cornalię. On chyba coś czuje do tej dziewczyny. 
Kiedy dotarłem do domu, położyłem się na łóżko. Chciałem jak najszybciej zasnąć żeby nie myśleć o tym co się dzisiaj wydarzyło. I może to dziwne, ale chciałem poznać rudowłosą dziewczynę.


                                                                       ~*~

Było mi bardzo ciężko otworzyć oczy. Wydawało mi się, że ktoś je skleił specjalnie żebym odpoczęła. Udało się. I to białe, oślepiające światło. Tak, byłam w szpitalu. Nie lubiłam szpitali, wydawały mi się straszne przez panującą tutaj biel. Mimo, że lubiłam ten kolor to za duża jego ilość przyprawiała mnie o dreszcze.
Dopiero teraz spostrzegłam, że siedzi przy mnie Cornelia. Uśmiechnęłam się na jej widok. Była moją przyjaciółką od dwóch lat. Czyli od kiedy pojawiłam się w Akademii Jutra.
 - Pepper martwiłam się! Co się stało?
Przez chwilę tylko się uśmiechałam, ponieważ nie czułam się na siłach aby wykonać nawet najmniejszy ruch ustami. Ciężko było mi zapłać oddech.
- Pepper?
No tak, Corny była niecierpliwa, ale właśnie za to ją lubiłam. Uwielbiałam kiedy się złościła, wprawdzie tylko ja chyba ją tak bardzo złościłam.
- Nie czuję się jeszcze na siłach. - mówiłam bardzo cicho i powoli. To do mnie nie podobne zawsze słowa, które wypływały z moich ust były nie do zrozumienia. A zwłaszcza wtedy kiedy byłam zła.
- Właśnie widzę. Dobrze, że operacja się udała, bo inaczej by Cię tutaj nie było! Jeszcze ten Iron Man...
- Możesz zacząć od początku? - spytałam a ona zaczęła mi opowiadać to co sama wiedziała.
- Uratował Cię Iron Man, ty jedyna ucierpiałaś. Miałaś odłamki szkła w plecach, stąd ta operacja. Jak to się stało? 
Odetchnęłam i zaczęłam opowiadać co się wydarzyło. Wtedy przypomniałam sobie o spotkaniu, na które byłam umówiona.
- Jak z tym spotkaniem?
- Myślisz, że przejmowałam się spotkaniem? Tony przyszedł do domu Rhodey'ego wtedy kiedy mieliśmy już do ciebie jechać. Tylko się przedstawiliśmy i ruszyliśmy do szpitala. Siedział z nami cały czas dopóki nie usłyszał, że wszystko z tobą dobrze.
- Jaki Tony?
- Tony Stark, a właściwie Anthony.
- Tan bogaty syn założyciela, Stark International?
- A znasz innego? - spytała Corny. Cała ona, lubiła sarkastyczne odpowiedzi, pytania. Czasami wydawało mi się, że jesteśmy jak siostry.
- James, przyjaźni się z Starkiem? Nie wiedziałam.
- Ja też nie. James nie mówił nam o nim prawie nic dziwne, nie? Co najlepsze o nas mu też nie wspominał. Chyba tak to sobie zaplanował.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do sali wszedł czarnoskóry chłopak. Moja przyjaciółka od razu się uśmiechnęła. Tak bardzo go lubiła, wiedziałam to tylko, że sama nie potrafiła się nikomu do tego przyznać.
- Cześć Pepper! Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. Kiedy będę mogła wyjść, wiecie już coś?
- Bez pośpiechu, dopiero za tydzień, może niecały. - odpowiedział James, ten jak zwykle spokojny. Kiedy ja nie będę mogła tutaj sama wytrzymać.
- Matko zanudzę się tutaj! Rozumiecie? ZANUDZĘ! - powiedziałam i pozwoliłam aby moja głowa opadła na poduszkę. Nie mogłam wykonywać większych ruchów, ponieważ kręgosłup jak na razie mi na to nie pozwalał.
- Nie martw się będziemy wpadać do Ciebie codziennie. Może wezmę Tony'ego ze sobą. - uśmiechnął się a potem zwrócił do blondynki. - Mówiłaś jej o nim?
Ona tylko kiwnęła głową na tak.
Posiedzieli jeszcze może z godzinę nie więcej. Niestety przyszedł lekarz i rozgonił moich przyjaciół. Byłam zła ale co mogłam zrobić. Miałam ochotę po prostu wstać i tak bez żadnych skrupułów wyjść. Ale nie mogłam, a wszystko przez mój kręgosłup, który teraz musiał się regenerować. Nawet nie wiem kiedy zamknęłam oczy i pogrążyłam się w snach. 


~*~

Szedłem po schodach do mojego pokoju. Spodziewałem się, że zastanę tam przyjaciela. Nie myliłem się. 
- I jak było? - spytał mnie Tony, który siedział w naszym pokoju, bawiąc się swoją komórką.
- Jeszcze nie doszła do siebie, widać, że jest przemęczona. Ale jest... w porządku.
- Przecież widzę, że nie. Tylko tak mówisz żeby mnie uspokoić. 
- No cóż... widać, że jest bardzo słaba...
- Nie mogłeś tak od razu? Przecież to nic strasznego powiedzieć prawdę. 
- Może... chciałbyś ją poznać? - spytałem, z dziwną niepewnością w głosie. Pepper na pewno polubiłaby Tony'ego, jest bardzo przyjazny. I nie raz wybuchowy, tak samo jak rudowłosa. 
- Wiesz... to chyba nie jest dobry pomysł. Nie lepiej poczekać aż wyjdzie ze szpitala?
- Zrobisz jak uważasz. - powiedziałem i opadłem na swoje łóżko. Zamknąłem oczy. Czułem zmęczenie, to pewnie przez sytuację związaną z Pepper. Postanowiłem, że zdrzemnę się trochę. 


~*~

No świetnie. Rhoedy zwyczajnie zasnął. Co do tego pomysł James'a, to... jeszcze to przemyślę. Może to wcale nie taki zły pomysł? Zwyczajnie ją odwiedzę, przedstawię się. Przecież pójdę tam tylko na chwilę, jeśli coś będzie nie tak, mój przyjaciel na pewno to zauważy. Właściwie, czego ja się tak boję? Reakcji tej dziewczyny? Czy tego jak ja na nią zareaguję? W końcu uratowałem ją i musiałem trzymać język za zębami żeby się przez przypadek nie wygadać. I chyba nie chcę się przyznać do czegoś jeszcze... Pepper nie była brzydką dziewczyną. Była ładna. Rude włosy, gładka cera, trochę piegów. Zgrabna, niższa ode mnie. Widziałem ją tylko raz a już myślę o niej więcej niż o Iron Manie, o ratowaniu świata. Sam już nie wiedziałem co mam myśleć...





Przepraszam was bardzo kochani. Wiem, że zaniedbałam bloga, bo już z miesiąc lub więcej nie pojawił się nowy rozdział. I ten też nie jest wcale rewelacyjny, jednak mam nadzieję, że to chociaż trochę odkupi moje winy. 

Pozdrawiam wszystkie czytelniczki i życzę udanego Sylwestra! :)

Ps. Jeszcze małe wytłumaczenie. jeśli nie komentuję waszych nowych postów na blogu to nie znaczy, że nie czytam :) możecie być pewne, że zawsze czytam nowe notki. 




czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 1: Los płata figle


Do domu Rhoedy'ego zostało jeszcze kilka przecznic. Nie śpieszyło mi się, stwierdziłam, że najwyżej spóźnię się parę minut. Nagle nie wiadomo skąd, usłyszałam huk, obróciłam głowę w lewą stronę i ostatnie to co zobaczyłam to czarne auto, jadące z dużą prędkością wprost na mnie. Czułam się, jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. Stało się, uderzyłam o maskę auta  w lewy bok, zamknęłam oczy i ostatnie to co poczułam to okropne klucie w dolnej części pleców. Potem już straciłam przytomność.


-^-


Byłem jeszcze w zbrojowni, miałem zaraz wychodzić gdyż byłem umówiony z Rhodey'm na spotkanie. Miał przedstawić mi jego koleżanki ze szkoły. Dziwne, że akurat były to dziewczyny. Wydawało mi się, że mój przyjaciel przedstawi mi kogoś z chłopaków, a dokładniej z jego kółka historycznego. Uwielbiał historię, to jego jedyna miłość. Chyba, że o czymś nie wiem. Ostatnio rzadko się widujemy, bo on praktycznie spędza większość swojego czasu w szkole albo poświęca się dodatkowym zajęciom. Wraca o osiemnastej, bywa, że później. Moje rozmyślania przerwał alarm, obwieszczający, że coś złego dzieje się w centrum miasta. Postanowiłem, że spotkanie można przełożyć, a ludzi nikt inny nie uratuje. Założyłem zbroję Iron Man'a i poleciałem w kierunku miasta. Tak, to ja Tony Star, jestem słynnym Iron Man'em ratującym życie wielu ludziom. Choć nie wszyscy cieszą się, że tym się zajmuję. Mam też wrogów i pewnie zaraz spotkam jednego z nich. 
Jednak kiedy znalazłem się na miejscu, nikogo już nie było. Zostały tylko płonące budynki, również płonące auta i ludzi, którzy próbują uciekać. Wydawało mi się, że nie ma żadnych poszkodowanych jednak myliłem się. Pośrodku paru samochodów, leżała nieprzytomna, poturbowana dziewczyna. Zwróciła moją uwagę, bo miała bardzo odblaskową sukienkę. Podleciałem do niej i wziąłem ją na ręce. Była bardzo lekka, jakby była piórkiem. Poczułem jakby coś wystającego z jej pleców. Z jej czoła lała się krew, sukienka była umazana czerwonym płynem, miała jakąś ranę na brzuchu. Postanowiłem, że zabiorę ją do szpitala. Poleciałem w jego kierunku. Wleciałem do budynku, powiedziałem co się stało i oddałem ją lekarzom. 
Później poleciałem na spotkanie z przyjacielem, byłem spóźniony jakieś pół godziny. 
Zdjąłem zbroję, która automatycznie schowała się do plecaka. Wszedłem do środka, tak po prostu w końcu tutaj mieszkałem. A to wszystko dlatego, że mój ojciec zginął w katastrofie lotniczej, tylko ja cudem ocalałem. 
W domu czekało na mnie niezłe zamieszanie. Rhoedy, mówił coś do jakiejś dziewczyny, której nie znałem. Z pewnością jest to jedna z osób, które mam poznać. Była to wysoka dziewczyna, o blond włosach, lekko kręconych przy końcówkach. Oczy miała intensywnie niebieskie. Mogłoby się wydawać, że jest wręcz chuda przez jej wzroście.
- Stary, gdzie ty byłeś?!
- Później Ci odpowiem. Może mnie przedstawisz? - spytałem, patrząc na dziewczynę. 
- Nie czas teraz na to, mamy duży problem...
- Co ty mówisz! Katastrofę! Pepper jest w szpitalu! - powiedziała blondynka, która do tej pory nie odezwała się ani słowem. - A tak przy okazji, jestem Cornelia White. 
- Tony Stark. Kto to jest Pepper? - od razu zainteresowałem się osobą, o której mówiła dziewczyna. 
- Ten Tony Stark?! - wykrzyknęła dziewczyna, a Rhoedy, spojrzał na nią z politowaniem.
- Tak ten. - przytaknął James.
- Nareszcie znam kogoś sławnego!
- Haaalo! Powie mi ktoś o co chodzi z tą Pepper? - spytałem, patrząc na nich z poirytowaniem. 
- Jedziemy do szpitala, dowiesz się na miejscu. 
Zamówiliśmy taksówkę i niedługo potem znaleźliśmy się w szpitalu. Cormelia poszła dowiedzieć się coś od lekarzy a jeśli nie dowie się od nich to od taty Pepper. Dość dziwne imię. Ja bym je raczej nazwał przezwiskiem, chociaż kto wie. 
- Jak wygląda ta Pepper? 
- Nie ma naprawdę na imię Pepper, to tylko przezwisko. - powiedział James, a nie mówiłem. Miałem rację. - Nazywa się Virginia Pots. 
- Spóźniłem się, bo w zbrojowni rozległ się alarm. W centrum miasta był spory wypadek, auta się zderzyły, a co najdziwniejsze poszkodowana była tylko jedna dziewczyna. 
- Przecież Pepper miała wypadek samochodowy! Tony, uratowałeś ją!
Zamurowało mnie. Uratowałem dziewczynę, z którą miałem spotkać się później! Los lubi płatać figle, ale takiego chyba jeszcze nie było. Przynajmniej wiem jak wygląda. Co ja gadam! Źle. Nie może się dowiedzieć, że jestem Iron Man'em. Trzymajmy się wersji, że poznałem ją w szpitalu.
- Co z nią? - z zamyślenia wyrwał mnie mój przyjaciel. 
- Ma operację, podobno ma wbite jakieś odłamki w plecy... Nie wiadomo czy uda im się usunąć je wszystkie... - mówiąc to głos jej drżał, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem. Chyba musiały być bliskie sobie. 
- Poczekamy tutaj. - powiedział Rhoedy.
Po tym wszyscy poszliśmy usiąść przed blokiem operacyjnym.








Obserwatorzy