wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 18: Nieuchwytne cienie


Stałem przed otwartymi drzwiami wpatrując się w osobę, która trzymała nieprzytomnego Rhodey'ego za kołnierz. Właściwie, to ciągnęła go po ziemi. Whitney. Co ona tutaj robi? Przyszła w masce, a ja nie miałem zbroi. I co teraz? Rhodey w opałach, Pepper na górze a ja bezbronny. Może nie do końca, jednak kiedy ona miała swój kostium a ja nie szanse na wyrównanie były nikłe. Nie mogłem zobaczyć jej twarzy, jednak miałem wrażenie, że jej usta wykrzywił podły uśmieszek. Ach, jakbym go teraz zdarł! Gdybym tylko miał zbroję... Muszę grać na zwłokę.
- Witaj, Tony. - mówiąc to bez niczego weszła do domu.
Pociągnęła czarnoskórego za sobą. Puściła jego kołnierz bluzki. Rhodey był nie przytomny, leżał teraz przy kanapie. Podszedłem do niego, aby położyć go na sofie jednak Whitney podeszła do mnie i powiedziała, wcześniej kładąc mi rękę na ramieniu.
- Nie, nie. Najpierw musimy porozmawiać.
W mgnieniu oka złapałem jej dłoń, pociągnąłem mocno do przodu i przerzuciłem ją przez ramię. Chyba się tego nie spodziewała bo wylądowała na ziemi nawet nie reagując. Pewnie było za późno, kiedy się zorientowała, że jest w powietrzu.
Wstała, otrzepała się lekko jak to zawsze miała w zwyczaju i zacmokała ustami, jak gdyby nic się nie stało.
- Oj, Tony, Tony. Nie ładnie tak traktować gości.
Zaśmiała się perliście, a ja spojrzałem na nią nienawistnym wzrokiem. Czego ona chce? Przyszła tutaj działać mi na nerwy czy jak? Od momentu kiedy zaatakowała mnie i moich przyjaciół zacząłem odczuwać do niej jeszcze większą nie chęć niż to możliwe. Wcześniej wydawało mi się, że się zmieniła, że nigdy nie założy tej przeklętej, zwiastującej kłopoty maski. Przyznaję, nigdy jej nie lubiłem... ale wierzyłem w głębi duszy, że ma dobre serce. Myliłem się.
- Czego chcesz? - warknąłem na nią.
- Jak tam Pepper? Chyba jej nie wystraszyłyśmy aż tak? - zaśmiała się złowrogo.
Zacisnąłem pięści. Cały w środku się gotowałem, co z pewnością było widać na zewnątrz. Czułem jak zrobiło mi się gorąco. Mogłem się domyślić, że to one za tym stoją. Skoro odpowiadały za ostatni atak na Pepper to dlaczego by nie za ten? Cholerne żmije!
- Nie ważcie się jej więcej tknąć! - wrzasnąłem, nie kontrolując swoich emocji.
Whitney śmiała się niepohamowanie. Z nią jest coś na prawdę nie tak...
- Och, ona ci się naprawdę podoba? Żałosne.
Nie wytrzymałem. Rzuciłem się na nią. Zaskoczona nie zdążyła zrobić uniku. Wpadłem na nią, a razem przelecieliśmy przez kanapę. Próbowała mnie odepchnąć jednak trzymałem ją mocno. Przerzuciłem ją sobie w pasie i miałem wyprowadzić za drzwi. A właściwie to miałem ochotę ją wyrzucić. Jednak Whitney wykonała salto i stanęła tuż za mną. Miała już zadać mi cios, kiedy dostała od kogoś wazonem w głowę. Uderzenie było mocne gdyż waza stłukła się a blond włosa padła jak długa na ziemię. Wytrzeszczyłem oczy i spojrzałem na osobę, która stała za Whitney. Pepper! Patrzyła na dziewczynę, była bardzo roztrzęsiona. Chyba do końca nie wiedziała co zrobiła i komu się dostało. Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem i wbiegła po schodach. Byłem rozdarty. Mam za nią biec czy zostać z Rhodey'm? Chyba jednak zostanę z przyjacielem, niech Pepper sobie wszystko to poukłada. Muszę wiedzieć co się stało, dlaczego Rhodey nie dawał znaku życia. Ale co z Whitney? Spojrzałem na miejsce, w którym powinna znajdować się blondynka, jednak jej już nie było. Dziwne... jak mogła się tak rozpłynąć?
Podniosłem przyjaciela i położyłem na kanapie. Co jak co, ale nie ważył mało. Poklepałem go po policzku. Najwidoczniej tyle wystarczyło, powoli się wybudzał. Był jeszcze nie do końca przytomny, jego spojrzenie było bardzo senne. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że nic mu nie jest.
- Jak się czujesz?
- Jakbym przespał całe życie... jak się tu znalazłem? - spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Whitney.
Jedno słowo wystarczyło, a raczej imię, a jego twarz nabrała kolorów. W oczach było widać wyraźny gniew i rozdrażnienie. Coś musiało się stać.
- Powiesz dlaczego na tyle zniknąłeś?
Opowiedział mi, że Whitney i Cornelia porwały go gdy spacerował po parku a następnie ogłuszyły. Zabrały do jakiegoś budynku i tam przetrzymywały przez dłuższy czas. Słyszał rozmowę jednej z nich z Whiplash'em. Dowiedziałem się, że miał mnie wykończyć, to one go wynajęły. Robi się niebezpiecznie, najpierw atakują mnie, potem Pepper a w między czasie Rhodey'ego. Muszę je znaleźć, choćbym miał siedzieć dniami i nocami w zbrojowni. Nie odpuszczę im, nie za cenę życia najbliższych mi osób.
- Tony. wiem co ci chodzi po głowie. One robią to specjalnie... nie znajdziesz ich. Są jak cienie, ukazują się tylko wtedy kiedy chcą.
- Czyli mam czekać bezczynnie? Świetny pomysł, wybiją nas po kolei! - poniosły mnie emocje, krzyknąłem.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie, mi też nie uśmiecha się czekać. Każdy z nas liczy się z niebezpieczeństwem jakie nad nim czyha.
- Najgorzej oberwało się Pepper...
- Co się stało?
Opowiedziałem mu co zdarzyło się w tym samym dniu. Był w szoku, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Ja też nie, nie wiedziałem i nie dopuszczałem do siebie myśli, że to wszystko zajdzie tak daleko. Wcześniej niezbyt groźna Madame Mask, teraz już dwie, cholernie groźne, pragnące zemsty dziewczyny. Kto je wynajmuje? To musi być jakiś psychopata, ktoś kto dużo o nas wie, A zwłaszcza o Iron Man'ie i War Machine. Dziwi mnie to, że w to wszystko wmieszał Pepper. Może przez to, że ją uratowałem? Tak, to pewne. Ale Cornelia już wtedy musiała wiedzieć, że ja jako Iron Man ją uratowałem. Pewnie stwierdziła, że rudowłosa wie o mojej drugiej tożsamości. Błędne założenie, przez które wszyscy jesteśmy w tarapatach. Muszę zrobić wszystko aby nas z tego wyciągnąć. Nie pozwolę aby to wszystko zakończyło się tym czego najbardziej się obawiam - śmiercią. Nikt nie zginie, dopóki ja jestem Iron Man'em.
- Chyba odpłynąłeś. - stwierdził Rhodey, patrząc na mnie uważnie.
- Idę do Pepper.
Wstałem z kanapy i skierowałem się ku schodom. Zanim zniknąłem, przyjaciel spytał się mnie.
- Czujesz coś do niej?
Nie odwróciłem się do niego. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie spodziewałem się, że zada je w takim momencie. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie i nie zastanawiałem się nad nim. Być może sam nie chciałem się przyznać co tak naprawdę czuję. Ostatnio... było wiele takich chwil, że miałem prawo się zastanowić co myślę. Kiedy ją dotknąłem lub spojrzałem czułem się nieswojo, zalewała mnie fala gorąca. Ale żeby było to coś więcej... nie wydaje mi się.
- To moja przyjaciółka, nie wyobrażaj sobie za wiele.
Wbiegłem czym prędzej po schodach i zapukałem do drzwi pokoju Pepper. Nie usłyszałem żadnego przyzwolenia ani też niczego co by przypominało zakaz. Wprawdzie mówiąc nie usłyszałem nic. Przestraszyłem się, pomyślałem, że znowu coś się stało. Chyba muszę mieć ją na oku, tak samo jak Rhodey'ego. Ale ją najbardziej, to ona była dwa razy w szpitalu, jest najbardziej poszkodowana z naszej trójki. Otworzyłem drzwi i rozejrzałem się po pokoju. Mało co mogłem zobaczyć, ponieważ lampka nocna oświetlała niewiele, zaledwie łóżko. Podszedłem do niego, jednak Pepper tam nie było. Zaświeciłem światło i zorientowałem się, że nikogo tutaj nie ma. Wyjrzałem jeszcze na balkon, pusto. Gdzie ona jest?
Sprawdziłem jeszcze czy nie ma jej w łazience, tym razem też nie trafiłem. Dokąd mogła pójść? Może do zbrojowni?
Zbiegłem po schodach, nie zwracając uwagi na Rhodey'ego. Wybiegłem z domu i w kilka minut znalazłem się pod stalowymi drzwiami. Wstukałem kod i przekroczyłem próg. Nie myliłem się, była tutaj. Siedziała na kanapie, wpatrując się w moją zbroję. Nie chciałem jej wystraszyć, jednak było już za późno. Wstała jak poparzona z kanapy i odwróciła się w moją stronę. Na jej twarzy malowało się przerażenie, jednak kiedy zobaczyła, że to ja z powrotem usiadła na kanapie. Muszę z nią porozmawiać, chcę wiedzieć co się wydarzyło.


Przepraszam, że rozdział tak późno. Jakieś pytania?
Pozdrawiam :)

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 17: To tylko ostrzeżenie


Pracowałem w zbrojowni już parę godzin. Nie odczuwałem tego. Uświadomiłem to sobie dopiero gdy spojrzałem na zegarek. Była godzina trzecia. Chyba pora coś zjeść. Odłożyłem narzędzia i wyszedłem ze zbrojowni.

~*~


Weszłam do domu. Ciemność panująca tutaj mimo iż był dzień, przyprawiała mnie o nie lada dreszcze. Mrok był wielki, nie mogłam nawet ujrzeć swoich dłoni. No nic, muszę znaleźć włącznik światła. Poszłam przed siebie z wyciągniętymi rękami do przodu. Tylko tak mogłam zorientować się co znajduję się przede mną. Obym nie wpadła na małe szafki, bądź bóg wie co jeszcze. Dalej kroczyłam po korytarzu. Nie znałam dobrze tego domu, fakt byłam tutaj parę razy jednak to nie to samo. 
Usłyszałam szmery, jakby strzępki słów. Serce podskoczyło mi do gardła, a oddech przyśpieszył. Chciałam się rozejrzeć, jednakże uświadomiłam sobie,   że to nic nie dało. Było za ciemno, żeby dostrzec czubek własnego nosa. Dotknęłam ręką ściany po prawej stronie. Gdzieś tutaj powinna być przerwa i wejście do salonu. Dobrze myślałam, bo znalazłam przejście. Nie wiele myśląc, poszłam przez środek salonu. Uderzyłam z hukiem o szklany stolik i można powiedzieć, że przeleciałam nad nim. Po prostu potknęłam się o niego i wylądowałam za nim. Mało tego, poczułam pulsujący ból koło skroni a potem ciepło. Dotknęłam okolic łuku brwiowego i poczułam krew. Szybko się podniosłam, sprawdzając tym razem czy nie ma przeszkód. Ominęłam kanapę i podeszłam do czegoś co przypominało zasłony. Dotknęłam to dłońmi i faktycznie to było to o czym myślałam. Odsunęłam je. Okazało się, że nawet okna były czarne. Po raz kolejny usłyszałam szmery. Mój strach wzmógł się gdy zorientowałam się, że dźwięki te słychać tuż za mną. Serce chciało wyskoczyć z piersi, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Zdobyłam się na choć trochę odwagi. Odwróciłam się powoli i ostrożnie. Jakąż ulgę poczułam gdy nikogo tutaj nie było. Jednak nie mogę tu zostać. Nie wiadomo o co w tym wszystkim chodzi i czy naprawdę kogoś tutaj nie ma. Nie zwracając uwagi na to czy się potknę czy nie przeszłam przez pokój. Nie obyło się bez potknięcia bądź obicia. Wyszłam na korytarz i rzuciłam okiem w kierunku drzwi. O matko, ktoś w nich stał. Sparaliżowało mnie, miałam ochotę krzyczeć  wniebogłosy. Później było już gorzej. Tajemnicza osoba powolnym krokiem zmierzała ku mnie. Wykonałam zwrot i pobiegłam przed siebie. Przeszkodziły mi schody, na których się potknęłam. Chciałam wstać, jednak ktoś mocno pociągnął mnie za rękę i przeciągnął od parteru aż na piętro. Krzyknęłam przeraźliwie, nie wiedziałam co się dzieje. Osoba ta zawlokła mnie do pokoju, później zwalniając ucisk. Wykorzystałam to. Wyszłam z pokoju, jednak moje szczęście nie trwało długo. Miałam już schodzić po schodach kiedy czyjaś silna ręka dotknęła moich pleców, popychając mnie ku przodowi. Zachwiałam się, straciłam równowagę i sturlałam się ze schodów. Walczyłam z tym aby nie zamknąć oczu. Dobrze, że nie pękły mi szwy. 
- To jeszcze nie koniec. - usłyszałam kobiecy głos, a właściwie dwa.
Potem nie myślałam już o niczym. Przegrałam walkę ze zmęczeniem.


~*~


Stałem pod drzwiami mojego domu. Miałem już chwycić za klamkę kiedy spostrzegłem, że okna są dziwnie czarne jak na dzień. W pomieszczeniach było ciemno, za mrocznie. Szarpnąłem za klamkę. Drzwi były zamknięte na cztery spusty. Na dodatek usłyszałem przeraźliwy krzyk Pepper. Cholera! Nie miałem kluczy, bo dałem je dziewczynie. Co teraz? Wiem! Drzwi od tarasu! Pobiegłem za dom. Wszedłem przez drzwi do salonu. Wszystko wyglądało normalnie, dopóki nie przyjrzałem się szklanemu stolikowi. Na kancie była krew, wyglądała na jeszcze świeżą. Wyszedłem na korytarz i skierowałem się ku drzwiom. Chwyciłem za klamkę i przekręciłem. Jakież było moje zdziwienie gdy się otworzyły. Odwróciłem się. To co ujrzałem sprawiło, że moje nogi zrobiły się jak z waty. Przy schodach, plecami do mnie leżała nieprzytomna rudowłosa. Podbiegłem do niej. Przykucnąłem i odwróciłem ją tak aby leżała na plecach. Dzięki Bogu, że szwy są całe. Co by to było gdyby pękły drugi raz. Pepper miała rozcięty łuk brwiowy, z którego dalej sączyła się krew. Na ramionach jak i na jej smukłych dłoniach było wiele rozcięć. Wyglądała jakby ją ktoś nieźle poturbował. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem na kanapę. Sam udałem się do łazienki po mokry ręcznik, aby wytrzeć jej rany. Przykładałem ręcznik do zadrapań Pepper, kiedy ta gwałtownie otworzyła oczy. Podniosła się do pozycji siedzącej. Zaczęła oględziny pomieszczenia. Jej spojrzenie wyrażało przerażenie jakiego jeszcze nie widziałem. Wyglądała jakby próbowała zapomnieć o poprzednich wydarzeniach ale także jakby chciała je sobie racjonalnie wytłumaczyć w myślach. Cała się trzęsła. Chyba nie była zbytnio świadoma swoich czynów. Oczy jakby zamglone, dalej wyrażały strach. Nawet strach nie był tutaj dobrym określeniem.  Dotknęła ręką czoła a potem spojrzała na swoje ciało. Przygryzła wargi, które teraz też drżały. Oczy zaczęły się szklić. O nie... Usłyszałem łkanie, bardzo żałosne i głośne. Usiadłem obok niej na kanapie. Pepper siedziała teraz skulona, twarz miała ukrytą w dłoniach. Zagarnąłem ją w swoje ramiona i delikatnie objąłem. Ta, wtuliła się w mój tors. Twarz miała zakrytą włosami, które sięgały jej za łopatki. Jedną ręką obejmowałem ją w talii a drugą delikatnie gładziłem jej rudzielce, które osobiście uwielbiałem. Nie przeszkadzało mi to, że zmoczy mi koszulkę. Myślałem tylko o tym co się mogło stać. Rudowłosa wyglądała na nieźle poturbowaną. Dziwne było to, że nie mogłem się dostać do domu... i ta ciemność. Mrożąca krew w żyłach ciemność. Coś musiało się stać, sama by sobie tego nie zrobiła. Chociaż... ostatnio ten sen. Przyłożyła sobie nóż do brzucha, to wyglądało jednoznacznie. Nie to, że nie wierzę jej o tym, że to Cornelia i Whitney. To jest najbardziej prawdopodobne. Zapowiedziały, że się zemszczą na naszej trójce. Na dodatek tego wszystkiego nie mogłem dodzwonić się do Rhodey'ego. Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy.
Niespokojny oddech dziewczyny trochę zwolnił. Jednak z jej oczu dalej wypływały łzy. Musiałem przerwać ciszę. Może rozmowa przyniesie jej ulgę.
- Co się stało? - szepnąłem tuż nad jej uchem.
Rudowłosa wzdrygnęła się. Widocznie nie spodziewała się, że zacznę wypytywać. Znowu załkała, tym razem o wiele ciszej.
- Nie dzisiaj...
Westchnąłem. Jak mam jej pomóc, skoro nie wiem co się wydarzyło? Nie chcę żeby męczyła się z tym sama. Może chce sobie wszystko przemyśleć na spokojnie i samotnie?
- Chcesz zostać sama?
Odsunęła się lekko ode mnie i pokiwała przecząco głową. Nie płakała, jej twarz była czerwona a oczy podpuchnięte. Starła łzy rękami i próbowała wymusić uśmiech. Zamiast tego wyszedł grymas. Nie patrzyła na mnie tylko rozglądała się po domu. Swój wzrok najdłużej zatrzymała przy stoliku. Dalej widać było jej krew. Wzięła ręcznik, który przyniosłem i starła ślad. Później przyłożyła sobie do czoła jako okład, ręcznik był zmoczony w zimnej wodzie. Przymknęła oczy. Wyglądała teraz na przemęczoną kiedy tak siedziała.
- Nie jesteś może zmęczona?
Westchnęła ciężko, wstała ospale i skierowała się ku schodom. Szedłem tuż za nią, jakby ją asekurując. Skierowała się do pokoju, w którym mieszkała i od razu położyła się na łóżku. Nie przykryła się nawet kołdrą, zamknęła tylko oczy. Miałem wychodzić, kiedy usłyszałem jej cichy, ledwo słyszalny głos.
- Zostaniesz?
Nieświadomie, mój lewy kącik ust podniósł się, stwarzając uśmiech. Usiadłem przy stoliku, dalej się uśmiechając jak głupi. Pepper natomiast spojrzała na mnie i wskazała ręką na miejsce obok siebie. Bez wahania podszedłem do niej i zająłem wskazane mi miejsce. Teraz to na jej twarzy pojawił się prawie nieuchwytny uśmiech. Zamknęła oczy, a ja patrzyłem na jej już bardziej spokojną twarz. Oparłem się o ścianę i patrzyłem tempo w drzwi. Martwiłem się jej stanem, do tego nie powiedziała mi co tutaj zaszło. Nie chciałem wymuszać na niej odpowiedzi. Teraz jednak myślę, że powinienem to zrobić. Nie wiem jak ją chronić i przede wszystkim przed czym albo przed kim. Nie wybaczyłbym sobie gdybym nie zdążył na czas, nie ochronił wtedy kiedy byłaby taka konieczność. Na przykład dzisiaj... co gdyby to się nie skończyło tylko na zadrapaniach? Nawet to gdy znalazłem ją przy schodach... co gdyby szwy nie wytrzymały? Nie chciałem myśleć co by wtedy było. Czasami przeraża mnie to, że nie będę mógł zdążyć na czas i nie uratuję bliskich mi osób a nawet tych niczemu winnych. 
A co do bliskich mi ludzi zastanawiałem się gdzie jest Rhodey. Dzwoniłem do niego chyba z kilkanaście razy. Odpowiadała mi tylko cisza. Miejmy nadzieję, że się zjawi.
Usłyszałem donośne pukanie do drzwi. Spojrzałem na twarz Pepper. Spała. Wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach.




Jest, wielkie bum. Mam nadzieję, że zaskoczyłam was chociaż trochę. Macie jakieś pytania? :)
Pozdrawiam.

Obserwatorzy