wtorek, 22 września 2015

Rozdział 22: Koniec jest bliski



Spędziłem w zbrojowni już kolejną godzinę. Nie wiem ile czasu tutaj siedzę. Dwoiłem się i troiłem, by znaleźć Maski. Na próżno. Zero śladów, czegokolwiek. Próbowałem już wszystkich sposobów: tradycyjnej lokalizacji, szukania przez satelitę, patrolów, ostatnich miejsc, w których się pokazały. Wielka pustka, dosłownie, jakby zniknęły, zapadły się pod ziemię. To nie zwiastuje niczego dobrego. Może jestem przewrażliwiony, ale czuję, że niedługo spotkamy się. I to jedna strona ostatecznie.  
Ech, ględzę jak Rhodey. A właśnie, ciekawe gdzie on się podziewa, nawet nie wiem kiedy wyszedł. Chyba byłem aż tak pochłonięty pracą. Pora się zrelaksować chociaż przez chwilę. Może zobaczę co u Pepper?
Wyszedłem z hangaru podążając ku domowi. Miałem nadzieje, że rudowłosa tam jest i nic jej nie grozi, tak samo jak Rhodey’emu. Nie wiem gdzie mój przyjaciel mógłby pójść, jedyne miejsce jakie przychodzi mi do głowy – oprócz zbrojowni, oczywiście – to,  dach Akademii Jutra. Często tam przesiadywaliśmy na przerwach.
Otworzyłem drzwi. Nie oglądając się po innych pomieszczeniach, wszedłem na górę. Pomyślałem, że Pepper będzie w swoim pokoju i nie myliłem się. Leżała na łóżku, najwidoczniej spała. Chciałem po cichu wyjść, jednak dziewczyna otworzyła oczy i podniosła się na łokciach, żeby na mnie spojrzeć.
- Wybacz, nie chciałem cię obudzić. – uśmiechnąłem przepraszająco.
Ona tylko westchnęła i odparła: - Nie spałam. To była bardziej drzemka.
Przez chwilę panowała cisza. Nie wiedziałem czy się wycofać, czy zostać. Chciałem wiedzieć co jej powiedziały Cornelia i Whitney. Może zrobiły jej krzywdę? Muszę wiedzieć.
- Wiem, że chcesz wiedzieć co się stało. – wzdrygnąłem się lekko, nie spodziewałem, że rudowłosa się odezwie. – Zaplanowały to, wiedziały, że będziesz mnie szukał. Jednak zmieniły zdanie w ostatniej chwili, wypuściły mnie.
Byłem zaskoczony. Tylko tyle tam się działo? Myślałem, że znowu jej groziły. A może tak było, tylko nie chce się przyznać?
- To wszystko, Tony, nie patrz tak na mnie. Nie ukrywam niczego co powinieneś wiedzieć.
- To znaczy jak patrzeć? – spytałem zdziwiony.
- Jakbym coś zrobiła, z wyrzutem. – odparła z westchnięciem.
Nie wiedziałem, że to aż tak widać. Myślałem, że tylko w środku to czuję, a tutaj okazało się, że na zewnątrz też.
- Przepraszam, martwiłem się o ciebie. – dodałem i podszedłem do łóżka.
Teraz dopiero się jej przyjrzałem, zobaczyłem w jakim jest stanie. Oczy podkrążone jakby nie spała – bardzo możliwe, że tak było, - zapuchnięte w dodatku. Jej lewe policzko było czerwone, pewnie ją uderzyła któraś z Masek. Wiedziałem, że wszystkiego mi nie mówi.
- I tak Cię dobrze traktowały? – spytałem unosząc jedną brew w górze. Jednak po chwili zorientowałem się jak mogła odebrać to pytanie. – Wiesz jak było wcześniej.
Jej twarz wykrzywił grymas, a oczy stały się nie do odgadnięcia.
- Tony, co chcesz wiedzieć więcej? Wszystko już powiedziałam.
Dotknąłem delikatnie jej lewego policzka, na którym był ślad zapewne bo uderzeniu. Mimo, że starała się ukryć ból, syknęła cicho i gwałtownie się odsunęła.
- To nic takiego, tylko raz mnie uderzyły. – powiedziała to tak jakby to była jakaś błahostka.
Zdenerwowałem się i to bardzo. Ja się martwię, szukam jej a ona nawet nie chce mi powiedzieć co się naprawdę wydarzyło!
- Tylko raz tak?! To ja tu odchodzę od zmysłów, że nigdy cię już nie zobaczę a ty z takim tekstem wyskakujesz?! – aż z tego wszystkiego wstałem, dodatkowo gestykulując.
Spojrzała na mnie lekko przestraszonym wzrokiem, mimo to widziałem coś czego nie spotkałem do tej pory we wzroku żadnej dziewczyny. Teraz to ja lekko się zdziwiłem, jednak wróciła wściekłość.
- Tony, ja po prostu nie chciałam cię martwić. – powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałem.
- Martwię się jeszcze bardziej, kiedy starasz się coś przede mną ukryć. – odparłem spoglądając na nią.
Nadal byłem nie uległy, nie chciałem na nią krzyczeć, ale musiałem w końcu powiedzieć jej, że lepiej będzie jak niczego przed sobą nie zataimy.
Nastała cisza, niezręczna cisza. Wzrok spuściłem na swoje buty i ponownie usiadłem koło Pepper. Nawet na nią nie spojrzałem, nie wiem, chciałem ją w ten sposób ukarać? Wcale tak nie myślałem i nie chciałem tak robić. Po prostu było mi źle z tym, że w pewnym stopniu mi nie ufa. Przynajmniej tak to odebrałem. Może i nie chciała mnie martwić, ale jeszcze bardziej wzmogła przez to moją troskę. Nie mogłem pozwolić na to, żeby to się powtórzyło. Mówię to już któryś raz, a i tak Maski dalej robią swoje. Zapewniam siebie, ale tak naprawdę nie jestem w stanie przewidzieć kiedy zaatakują. Byłem rozdarty, pierwszy raz odkąd jestem Iron Man’em. Sytuacja wydawała się prosta, wręcz banalna. Nigdy nie musiałem walczyć o życie bliskich mi ludzi. Obchodzili mnie tylko Stane i banda okolicznych złoczyńców. A teraz? Czasami wydaje mi się, że to za dużo jak na jednego nastolatka. Jednak nie mogłem się poddać, nie teraz kiedy wszyscy na mnie liczą.
- Nie masz mi za złe, że podałam im kod do zbrojowni?
Tym pytaniem wyrwała mnie z natłoku myśli. No tak, Cornelia – jako Pepper – dostała się do zbrojowni, bo ta podała jej kod. Ciekawe co było tego powodem. Oczywiście nie miałem jej tego za złe, nie mógłbym po tym wszystkim co wycierpiała przez nie, ale nie tylko. Zdawałem sobie sprawę, że część winy, spada na mnie. W końcu tu chodzi o mnie, Iron Man’a. Gdybym nie zadawał się z Pepper, wszystko byłoby inaczej. Nie musiałaby tyle cierpieć i to w dodatku przez jedną osobą. Tak samo było z Rhodey’m. On też nie byłby w to zaangażowany, gdyby nie moja osoba.
- Znowu się zamyśliłeś. Jeśli cię zdenerwowałam swoim zachowaniem to przepraszam… Ale chyba na moje pytanie możesz odpowiedzieć.
Ożywiłem się trochę. Jak mogła pomyśleć, że będę na nią zły? I to przez długi czas? Teraz, kiedy powinniśmy trzymać się razem, to najmniej odpowiedni moment aby rozpamiętywać kłótnie. To wszystko minie, będzie jak dawniej.
- Zdenerwowało mnie raczej to, że bagatelizujesz to na co sobie pozwalają. Chcesz żeby cię wykończyły?
- Tony, znowu zmieniasz temat.
- Dlaczego nie chcesz mi odpowiedzieć? – spytałem, już lekko podirytowany.
- A ty? – zablokowała mnie tym pytaniem.
Chyba aż tak bardzo chciałem znać odpowiedź na to co mnie dręczy, że zapomniałem o jej pytaniu.
- Nie jestem.
Chyba jej nie przekonałem, gdyż, spojrzała na mnie podejrzliwie, a zarazem tak jakby chciała mnie prześwietlić wzrokiem i dowiedzieć się co mnie gryzie, trapi.
- Kod jest już dawno zmieniony.
Tym ją uspokoiłem, bo odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Możesz mi coś obiecać?
- To znaczy?
- Powiesz mi o wszystkim o czym powinienem wiedzieć, zawsze, ale to zawsze? – spytałem, trochę nie pewnie, jakby bojąc się co mi odpowie.
Wyglądała jakby trochę się zastanawiała nad odpowiedzią.
- Nie mogę ci tego obiecać, dobrze o tym wiesz.
Zaskoczyła mnie, nie zrozumiałem dlaczego. Przyjaźniliśmy się, więc oczekiwałem, że będzie ze mną szczera, tak jak ja.
- Nie rozumiem.
- Tony, ja już dłużej tego nie wytrzymam… Nie chcę was tracić. Nie chcę patrzeć jak Maski robią krzywdę tobie i Rhodey’emu.
- Nie stracisz. Zrobię wszystko żeby je powstrzymać, żeby was ochronić. – powiedziałem z pełnym przekonaniem. Jednak chyba jeszcze bardziej ją tym zmartwiłem, wyglądała na smutną i… nie wiem jak to określić… wyglądała jakby nad czymś się bardzo długo zastanawiała.
- Nawet za cenę własnego życia? – spytała załamanym, cichym głosem.
Wahałem się z odpowiedzią. Tak, ochroniłbym ich za wszelką cenę, nawet za cenę mojego życia. Jestem Iron Man’em, nie umiem myśleć tylko o sobie, a może i nawet nie chce. Po stracie ojca zmieniłem się, zacząłem myśleć o innych, nie przejmowałem się sobą.
- Tak. Mam tylko was, jesteście dla mnie jak rodzina.
Chyba zdenerwowałem ją tą odpowiedzią. Gwałtownie wstała i podeszła do drzwi. Sięgnęła już ręką do klamki, jednak po chwili odwróciła się i spojrzała na mnie, tak jakby chciała mnie usilnie przy sobie zatrzymać.
- A pomyślałeś co ja zrobię, co zrobi Rhodey kiedy się tak głupio poświęcisz?! – krzyknęła, szarpnęła za klamkę i trzasnęła drzwiami.
Zostałem sam. Ale nie na długo. Coś kazało mi pójść za nią. Nie mogłem jej zostawić samej, zwłaszcza kiedy Maski się panoszą. Wybiegłem za nią. Usłyszałem kolejny trzask drzwi. O nie, wyszła z domu! Przecież wie, że może już nie wrócić…
Wyszedłem na zewnątrz. Stała przy drzwiach do hangaru. Idzie do zbrojowni.


~*~

Niech on da mi spokój! Zachowuje się jednocześnie odpowiedzialnie, a z drugiej strony chce nas chronić, to jest bardzo odpowiedzialne i wymaga dużej odwagi. Ale żeby się poświęcać? Zwariował do reszty!
Weszłam do hangaru. Było bardzo ciemno. Poświeciłam sobie telefonem, aż zobaczyłam, że ktoś przede mną stoi. Poznałam tą osobę. To była jedna z Madame Mask! Podbiegła do mnie, złapała mnie za ręce i jakimś cudem powaliła na beton. Nie byłam w stanie zareagować, wszystko działo się tak szybko. Strach sparaliżował moje ciało a nawet umysł. Do hangaru wbiegł do Tony. Nie mogłam dostrzec jego miny, było zbyt ciemno. Nie krzyczałam, wiedziałam, że chłopak pobiegłby do zbrojowni i założył pancerz. W tym czasie Madame Mask dostałaby się do zbrojowni, a tego nie chciałam. Trudno i ciężko mi się do tego przyznać, ale poddałam się. Udałam, że tracę przytomność. Chyba jednak faktycznie tak było bo już nic nie słyszałam.

~*~

Wbiegłem do hangaru. To co zobaczyłem prawie ścięło mnie z nóg. Madame Mask pochylała się nad Pepper, która leżała na betonie. Zdenerwowałem się, nie mogłem nic zrobić, bo zbrojownia znajdowała się za jedną z Masek. Nie ma szans bym tam dobiegł, zdążył wpisać kod i zamknąć drzwi. Gorsze było to, że Pepper nie krzyczała, nie wydała żadnego dźwięku.
- No proszę, myślałam, że zorientujesz się później, Tony. - poznałem ten głos. To była Whitney. – Jesteś bezbronny, ale dam ci szansę uratowania tej wywłoki. Bądź jutro wieczorem na dachu Stark International. Wiem i tak, że Rhoedy nie przepuści takiej okazji. Czekam na was oboje.
Nie odezwałem się ani słowem, a chciałem. Jednak Whitney przerwała mi:
- To już koniec.








Obserwatorzy