niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 5: Powrót do rzeczywistości


Otworzyłam oczy i je przetarłam. Spojrzałam na zegarek i... no pięknie! Zaspałam! A miałam wstać o dziewiątej a tu dziesięć minut do jedenastej. Wprost cudownie! Zawsze jak chcę wcześniej wstać to zaśpię albo obudzę się parę godzin później. Następnym razem pójdę spać normalnie, bez żadnych postanowień. Wtedy na pewno wstanę wcześnie bez niczego. Dobra, nie ma czasu na zastanawianie się. Zaraz Tony będzie a ja nie gotowa.
Zanim zdążyłam się ubrać, przyszedł lekarz. Przebadał mnie i powiedział, że już nie ma żadnych przeciwwskazań żebym została dłużej. Nawet jakby istniała konieczność dłuższego pobytu tutaj to na wszelkie sposoby uniknęłabym tego. Kilka dni to katorga, ale dłużej niż tydzień jeszcze gorzej! Akurat mi musiało się przydarzyć coś takiego. Pepper Potts, ma bardzo dużo szczęścia, czyli wcale.
Wybiła dziesiąta. Zaczęłam się przebierać. Chciałam to zrobić szybko jednak moja rana na plecach, która jeszcze się w pełni nie zagoiła utrudniała mi to. Nałożyłam bluzkę w ostatniej chwili. Tony wparował do środka, uśmiechając się szeroko. Widać było, że energia rozpiera go od środka. Przynajmniej on się wyspał, nie to co ja. Płakałam z dwie godziny, jak nie dłużej. A nad czym? Nad tym, że musi odbierać mnie kolega, a nie własny ojciec. Znowu ucisk w sercu i łzy cisnące się do oczu. Ok, głęboki wdech i wydech. Nie rozklejaj się przy nim, pomyśli, że płaczesz z byle czego. Po chwili przeszło, jednak nie było łatwo zapomnieć. W każdym bądź razie, nie w tym momencie i nie tak szybko.
- To jak gotowa? - spytał uśmiechając się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i kiwnęłam głową. Nie spojrzałam mu w oczy, nie chciałam żeby zobaczył jak wyglądam. Jak nie miałam opuszczoną głowę, to patrzyłam się gdzie indziej byleby nie na niego.
Wzięłam torbę do ręki jednak Tony mi ją zwyczajnie wyrwał. Zaśmiałam się lekko, jednak to brzmiało bardzo sztucznie. Chyba się za bardzo stresuję, że zauważy coś. Spokojnie, jesteś mistrzem w ukrywaniu emocji. Wszystko się uda.
Zjechaliśmy windą na parking. Wzrokiem szukałam auta Starka jednocześnie zastanawiając się czym tym razem będę zaskoczona. Może Ferrari? Porsche?
Nie myliłam się. Podeszliśmy do czerwonego Ferrari. Muszę przyznać, że prezentowało się nadzwyczajnie pięknie. Wywoskowany, że aż błyszczał. Zupełnie jak z salonu. Chociaż, któż to wie, mógł i być prosto z fabryki. Wiadomo, że Stark miał wiele znajomości, zwłaszcza tych wpływowych. A to wszystko dzięki jego ojcu i firmie. Oraz oczywiście geniuszowi, który on odziedziczył.
Wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Zabolały mnie plecy jak wsiadłam, ale co poradzić. Teraz przez pewien okres moje życie będzie wyglądało jakby ktoś kopnął w układankę, a ona się rozsypała. Dobrze, że miałam przyjaciółkę, na którą mogłam polegać. Chociaż z tym mi się w życiu poszczęściło.
- Pepper?
- Tak, Tony?
- Wszystko w porządku? - a niech to! Zapytał.
Powiedz mu coś, byleby nie drążył tematu. Chociaż to Anthony Edward Stark, będzie wiercił, gnębił, dociekał aż w końcu dowie się wszystkiego. Uparty!
- Tak, dlaczego pytasz?
- Jesteś strasznie zamyślona. Na ogół dużo mówisz i obserwujesz. A teraz nawet na mnie nie spojrzysz i myślisz nie wiadomo o czym. Powiesz co się dzieje?
- Źle spałam, to wszystko. Ty za to jesteś wypoczęty, chyba aż za bardzo. - szlak! Zapomniałam o tym, że mam zachowywać się naturalnie. Czyżby to obecność czarnowłosego tak na mnie działała? Wątpię, jednak przy nim trochę ciężej mi się skoncentrować.
- Tak, z pewnością. - powiedział a jego twarz wykrzywił grymas.
Przycisnął gaz, jechaliśmy coraz szybciej. Licznik wskazywał prawie dwieście kilometrów na godzinę! Czy on zwariował?! Dopiero co wyszłam ze szpitala, a on ponownie chce mnie wprowadzić do świata wpół żywych?!
- Tony! Do jasnej cholery, co ty robisz?!
- Nie widać? Prowadzę.
- Zwolnij, Nie chce wrócić spowrotem do szpitala.
- Spokojnie, już nie raz tyle jechałem i nikogo nie zabiłem. - powiedział uśmiechając się. Jednak o dziwo zwolnił. A to pewnie dlatego, że znaleźliśmy się u mnie pod domem. Wyszłam wkurzona z auta, po czym wyjęłam torbę z bagażnika. Tony wyszedł zaraz za mną i patrzył się na mnie dziwnie. Westchnęłam z rezygnacją.
- Dzięki, że mnie odebrałeś. - powiedziałam wymuszając uśmiech. Kurcze chyba znowu się nie udało.
- Nie ma sprawy. - powiedział uśmiechając się, jednak czułam, że bada mnie wzrokiem. - Jak będziesz chciała powiedzieć o co chodzi, to wiesz gdzie mnie szukać.
Wsiadł do samochodu i odjechał. Zaskoczył mnie, chyba miałam nieźle zdziwioną minę. Jak zwykle wszystko muszę popsuć. Jak to jest, że Cornelia zawsze daje się na to nabrać a on nie? Znam go krócej od przyjaciółki, a on tak łatwo się domyślił. Aż dziwne, że tak szybko wyczuł zaistniałą sytuację.
Postanowiłam, że teraz nie będę się tym przejmować. Mam nadzieję, że tata już jest w domu, powinien być chociaż po to by mnie przywitać, zapytać czy wszystko w porządku. Zawsze tak było kiedy w domu mieszkała mama. Ojciec witał mnie co rano i żegnał, co wieczór. Jednak wszystko się pozmieniało od jej śmierci.
Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Weszłam do przedpokoju, w którym panował jeszcze większy bałagan niż zazwyczaj. Buty były poukładane byle jak nawet, niektóre nie do pary. Płaszcze i kurtki powieszone, jednak wiele wisiało jedno na drugim. Zdjęłam swój płaszcz i powiesiłam na jedynym wolnym wieszaku z sześciu. Buty rzuciłam w kąt, nie miałam ochoty na sprzątanie. Przynajmniej nie dzisiaj. Torbę położyłam w salonie na kanapie. Tam też panował niezły rozgardiasz. Pudełka po różnych daniach na szybko jak i puszki po piciach. Co tata tutaj wyczyniał? To wyglądało na gigantyczną domówkę nie na lokum, w którym mieszkają dwie osoby! Zwłaszcza, że ta druga była trochę nieobecna.
- Już jestem, tato!
I znowu cisza. Krzyknęłam sama do siebie, jak każdego dnia w moim marnym życiu. Wiecznie samotna, opuszczona.
Dalej była kuchnia. Oczywistością były niepozmywane naczynia i inne porozrzucane pudełka po jedzeniu. W kącie stał nawet jeszcze jeden worek na śmieci, nie wyniesiony. Załamałam się i ciężko westchnęłam. Coś ostatnio za często wzdycham. Nie miałabym nic przeciwko gdybym wzdychała do płci przeciwnej... Ale tym razem to nie to. Zwykła, czysta bezradność.
Skierowałam się do salonu po czym na piętro, do mojego pokoju. Przynajmniej tutaj jest czysto. Łóżko zasłane, na biurku ład i porządek. Nie to co na dole. Jak on mógł tak żyć? Fakt, to ja zawsze sprzątałam dom, bo robiła to mama. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, ale jak mnie nie ma to jakby nic nie było! Mógł chociaż trochę to wszystko ogarnąć, przecież to nie dużo... No cóż. Znowu zajmę się tym co zawsze. 
Zeszłam na dół i zaczęłam sprzątać kuchnię, Pomyłam wszystkie szafki i naczynia. Wyniosłam śmieci oraz zmyłam podłogę. Po godzinie kuchnia lśniła, a plecy bolały gorzej. Nie zważając na dolegliwość zabrałam się za sprzątanie salonu. Tutaj zeszło o wiele dłużej. W końcu trzeba było poodkurzać dywan i umyć podłogę, która nie była przykryta. Półki pościerane, butelki wyniesione jak i puszki. Chyba mogę odpocząć. 
Ledwo co weszłam po schodach. Położyłam się na łóżku na plecach, gdyż myślałam, że tak ból szybciej ustanie. Nie przechodziło, jednak postanowiłam zasnąć. Już po chwili, zamknęłam oczy i odpłynęłam.


~*~

- Jak tam Pepper? - spytał Rhoedy kiedy jedliśmy obiad. 
Jego mamy nie było, więc zamówiliśmy trzy pizze. James miał niesamowity apetyt, Za każdym razem jadł dużo, a i tak wciąż powtarzał, że był głodny.
- Wydaje mi się, że coś ją męczy.
- Dlaczego tak myślisz? Może po prostu nie spała dobrze.
- Mówisz zupełnie jak ona! - powiedziałem poddenerwowany.
- Przesadzasz. Pepper nigdy mi się nie zwierzała, ale nie widziałem żeby była kiedykolwiek zdołowana.
- To chyba potrzebujesz okularów... - powiedziałem i zająłem się jedzeniem. Już trochę się zdenerwowałem. Może nie potrzebnie? W końcu to z Cornelią chyba powinna gadać o takich sprawach. Pewnie jakieś babskie, czyli to w czym ja się nie orientuję. Zupełnie nie moja bajka.
- Tony, nie gorączkuj się tak. Jestem pewien, że wszystko jest w porządku, a ty wyolbrzymiasz. O takich sprawach powinna rozmawiać z Corny. Lepiej ją zrozumie.
- Chyba masz rację.
Zaśmialiśmy się oby dwoje i zabraliśmy się za dokańczanie drugiej pizzy.


~*~

Była godzina jedenasta, a ja nie spałam od dwóch godzin. Plecy mnie dalej bolały, ale to nie było istotne. Czekałam na tatę, nie wracał już długo z pracy. Bałam się, myślałam o najgorszych rzeczach. Tak to jest jak ojciec pracuje w FBI. Leżałam w moim pokoju i oglądałam jakiś durny program telewizyjny. Żadnego, konkretnego filmu. Nie mogłam już wyleżeć, zwłaszcza sama.
Nagle zadzwonił mój telefon. Dzwoniła do mnie moja przyjaciółka Cornelia. Chciała zostać u mnie na noc, zgodziłam się. Ojciec pewnie będzie siedział do rana w pracy, a jak wróci to nawet nie zauważy, że Corny u mnie była. Minęło pół godziny, a ktoś zapukał do moich drzwi. Radosna z przybycia przyjaciółki, pobiegłam otworzyć drzwi. Bez patrzenia w wizjer, przekręciłam zamek, jednocześnie witając się z blond włosom. Jednak tego się nie spodziewałam.





Przepraszam za tak długą zwłokę. Rozdział krótki i fatalny, mogłam dać z siebie o wiele więcej. Jednak moja wena jest w tym momencie tragiczna i nie wiem czy się poprawi. 
Z góry dziękuję za przeczytanie i proszę o komentarze, w których macie jakieś zażalenia bądź uwagi :) 
Pozdrawiam!


sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 4: Między zmartwieniami a obowiązkami


Jeszcze tylko jeden dzień tutaj i żegnam to okropne miejsce. Wprost nie mogę się doczekać. Już teraz rozsadza mnie z radości i z energii w środku. Co prawda z raną na plecach nie jest wspaniale, jednak tragicznie też nie jest. Można powiedzieć, że jest dostatecznie dobrze abym mogła wreszcie stąd wyjść. Leżę tu jakiś tydzień przestałam liczyć po czterech dniach, straciłam rachubę czasu. Marzyłam o tym by wrócić na zajęcia do akademii, co wydaje się bardzo dziwne gdyż nienawidzę szkoły. Jednak nauka lepsza niż leżenie w jednej pozycji, czytanie gazet, oglądanie telewizji. Po za tym w szkole widzę się w przyjaciółmi, mogę z nimi porozmawiać, powygłupiać się. Co prawda Rhodey i Corny odwiedzali mnie codziennie ale to nie jest to samo co w szkole i jeszcze nie raz po zajęciach. Nawet Tony odwiedzał mnie razem z nimi, jednak po chwili wybiegał mówiąc coś Rhodey'emu na ucho. To było dziwne, ale pewnie jak to Stark, młody geniusz miał coś ważnego i pilnego do załatwienia. Dochodziła godzina dziewiętnasta, przyjaciele poszli jakieś pół godziny temu. Zjawiła się o dziwo tylko Corny. Posiedziała niecałą godzinę, bo mama znowu coś od niej chciała. Zdrzemnę się, to najlepsze aby nie myśleć o tym wszystkim. Może szybciej spadnie. 


~*~


Byłem z Rhodey'm w zbrojowni. James siedział w obrotowym fotelu i sprawdzał czy coś nie dzieje się na mieście. Pewnie nudziło mu się strasznie, bo od tego jest alarm, który zasygnalizuje jeśli coś faktycznie się stanie. Ja w tym czasie byłem w osobnym pokoju, w którym znajdował się pancerz War Machine. Ostatnia poprawka co do repulsorów i gotowe! Teraz tylko pokazać to cacko przyjacielowi. Właściwie dlaczego nie zrobić tego teraz?
- Rhodey!
- Tak?
- Możesz tu na chwilę przyjść?
Słyszałem jak coś gadał do siebie, pewnie z niezadowolenia, że musi wstać. Ale to co zobaczy na pewno przywróci jego wszystkie chęci do życia. Okryłem zbroję jakąś płachtą. James wszedł do pomieszczenia i od razu spojrzał na miejsce, na którym leżała niespodzianka. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem po czym zapytał:
- Znowu kolejna zbroja? Tony, ile ty chcesz ich mieć?
- Nie, ta zbroja jest dla ciebie. - przerwałem mu za nim zacząłby, monotonny wykład na temat mojej postawy i olewania szkoły.
- Na prawdę?! - wykrzyknął. Jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił, teraz górowało nie dowierzanie pomieszane z euforią radości. Wiedziałem, że będzie zadowolony.
- Nazwa robocza to War Machine. - mówiłem jednocześnie zdejmując pokrycie z pancerza. - Oczywiście możesz zmienić w każdej chwili.
- Dzięki Tony! To najlepszy prezent jaki w życiu dostałem! - prawie wykrzyknął, po czym dodał - Nazwa jest świetna, patrząc na gabaryty tej zbroi.
Fakt, miał rację. Pancerz był bardziej napakowany od mojego bronią, stąd ta nazwa. Po za tym był biało-niebieski. W sumie można powiedzieć, że zbroja była dwa razy ,,grubsza" od mojej. A tylko dlatego, że pancerz ten jest stworzony do walki, w mniejszym stopniu do obrony. Dlatego dołączyłem tutaj wiele pocisków.
- Chcesz go przetestować?
- Jeszcze się pytasz?!
Potraktowałem to jako aprobatę. Założyłem zbroję Iron Man'a, Rhodey zaś War Machine. Wylecieliśmy ze zbrojowni i szybowaliśmy nad miastem. James miał jeszcze małe problemy z lataniem. Raz wpadł na budynek, to na ptaki. Dobrze, że chociaż ludziom nic nie jest. Ja też tak miałem za pierwszym razem. Do wszystkiego idzie przywyknąć, zwłaszcza do takiej wspaniałej rzeczy jak zbroja. Tym razem przeszedłem samego siebie. Nikt jeszcze nie wpadł na pomysł aby stworzyć coś tak cudownego i zaawansowanego. Nawet naukowcy Stane'a stwierdzili, że to co nosi Iron Man wyprzedza technologię, którą teraz mamy co najmniej o dziesięć lat. Mogę być z siebie dumny jednocześnie też powinienem bardzo uważać. Schematy Iron Man'a, zbroi zwiadowczej oraz Hulkbuster muszą być dobrze strzeżone. Nawet nie chcę myśleć co by było gdyby Stane lub Justin Hammer zdobyli schematy. Wtedy walczyłbym z samym sobą. Z pewnością przerobiliby prototypy na maszyny do zabijania lub broń, która zagroziłaby całemu światu. Nie mogę do tego dopuścić. Druga sprawa, której też muszę chronić to ja sam. Chodzi o moją tożsamość. Co by to było gdyby, moi najwięksi wrogowie dowiedzieli się kim tak na prawdę jest Iron Man... Teraz jeszcze dochodzi tożsamość War Machine, też bardzo ważne aby ją ukryć. Dopiero by się porobiło gdyby Rhodey'emu coś się stało. Nie wybaczyłbym sobie tego. Oddałbym życie za moich przyjaciół. Tak, Corny i Pepper też są moim przyjaciółkami. Chociaż znamy się krótko to czuję, że mogę im zaufać. Trochę martwi mnie rudowłosa ponieważ jej ojciec jest agentem FBI. Jednak sądzę, że jeżeli by się dowiedziała strzegłaby tajemnicy jak oka w głowie. 
Teraz tylko czekać do osiemnastki i firma ojca będzie moja. Skończy się rola Stane'a i jego produkcja broni, chore zamiary wobec mnie, a raczej Iron Man'a. Wynajmować zbirów żeby zdobyć mój pancerz? Obadiasz tak bardzo zaślepiony jest jego chorym wymysłem, że dzięki każdej broni, którą stworzy bądź zdobędzie zmieni oblicze świata. A zwłaszcza swoje oblicze i zamożność. Uznali by go za najlepszego producenta broni na świecie, co wiązałoby się z natychmiastowym wzbogaceniem. Tak, czasami wydaje mi się, że przyjaźnił się z moim ojcem tylko dlatego, aby kiedyś przejąć firmę. Obłudny, zakłamany zdrajca! 
Rhodey'emu coraz lepiej szło, już prawie całkowicie objął kontrolę nad pancerzem. Sądzę, że nie długo będzie mógł uczestniczyć w akcjach. Postanowiliśmy, że już pora wracać. 
Po chwili byliśmy już w zbrojowni, schowaliśmy pancerze i udaliśmy się do domu. Jutro wychodzi Pepper, ma ją odebrać jej ojciec i odwieźć prosto do domu. Szkoda, że nie mogłem jej dzisiaj odwiedzić ale nie mogę zaniedbywać też Rhodey'ego. Chociaż za tym kryje się jeszcze drugi powód, dla którego minimalnie ograniczam kontakt z rudowłosą. James nie był głupi, za to na tyle spostrzegawczy, że zaraz zacząłby mi zadawać pytania dotyczące dziewczyny. Dobrze wiedział kiedy wpadła mi w oko jakaś dziewczyna. Chociaż nie jestem pewien czy tak było i z Pepper. Była ładna, jednak była tylko moją przyjaciółką. Może to nawet brzmi naciąganie. Uznajmy, że jest dobrą koleżanką. 
- Ej Tony?
- Mówiłeś coś? - mruknąłem. Nie lubiłem gdy ktoś wyrywał mnie z zamyślenia. 
- Pepper właśnie napisała, że ma kłopot. Ojciec po nią nie przyjedzie. 
- I co w związku z tym?
- Czasami się zastanawiam czy ty na prawdę jesteś geniuszem, czy nie. - powiedział Rhoedy dusząc się ze śmiechu. Walnąłem go pięścią w ramie, jednak ten nic sobie z tego nie zrobił. - Masz prawko i kilka samochodów.
- Dobra, napisz jej, że to nie problem. Przyjadę po nią. Tylko niech napisze, o której. 
Nie wiem dlaczego ale jakoś poczułem się o wiele lepiej. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wszedłem z przyjacielem do domu po czym położyłem się na łóżku. Jutro będzie dobry dzień, czuję to.

~*~

Świetnie! Kolejny raz ojciec zostawia mnie w takiej sytuacji... Obiecał, że mnie odbierze a tu tymczasem znowu praca, praca i jeszcze raz praca! Czasami wydaje mi się, że tylko to jest dla niego ważne. Jednak staram się o tym nie myśleć zbyt często, ba nawet w ogóle. Zawsze mnie to jakoś przytłacza i dołuje... Napisałam do Rhodey'ego, że mam problem. Ciekawe co wykombinuje, nie sądzę by miał prawo jazdy. Byłoby cudownie gdyby jego mama mnie odebrała. Właśnie, jak to brzmi... Mama przyjaciela musi mnie odebrać bo mój ojciec ciągle pracuje! Dobra Pepper dość, nie rozczulaj się tak nad sobą. Jesteś silną dziewczyną, w prawdzie zawsze byłaś sama i dawałaś radę więc dlaczego teraz nie dasz rady? Musisz, nie masz wyjścia. 
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzięłam telefon i odczytałam wiadomość.
<Nie ma problemu, Pepper. Tony po ciebie przyjedzie, napisz tylko, o której.> 
Jak to Tony? To on ma prawko? Dziwne, jednak cieszę się, ze to czarnowłosy. Polubiłam go, wydaje się godny zaufania. Jest trochę skryty, z tego co mówiła mi Corny często znikał podczas lekcji i nie wracał, jednak to nie moja sprawa. Mimo to jest to dość interesujące. Odpisałam mu. Niech przyjedzie na dwunastą. Wyśpię się - taką mam nadzieję - spakuję i pojadę prosto do domu. 
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Dochodziła godzina jedenasta. Zdziwiłam się, chyba już całkiem straciłam rachubę czasu. No cóż, pora spać. Nic tylko ostatnio śpię i odpoczywam. No nic, nie długo wszystko się zmieni.

~*~

Wpatrywałem się bezmyślnie w sufit dopóki nie usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi do pokoju. James usiadł przy biurku i mruknął:
- Masz przyjechać o dwunastej. Radzę Ci się nie spóźnić... Pepper nie przepada za spóźnialskimi. - powiedział nie patrząc na mnie, tylko wgapiając się w książkę od historii. - Chociaż... chyba z dnia na dzień nie przestanie cię lubić.
Oho! Zaczyna się. Tak jak myślałem Rhodey jest na tyle bystry, że zdążył zauważyć moje dobre relacje z Pepper. A czarnoskóry lubił koloryzować zwłaszcza jeśli poznałem jakąś nową dziewczynę, Od razu zaczyna sobie wyobrażać Bóg wie co i potem nie mam ani dnia spokoju. Kurcze, myślałem, że zacznie drążyć temat trochę później, a jednak. 
- Co masz na myśli? 
- Nic, po prostu wiem, że polubiła cię dość szybko nawet jak na nią w zawrotnym tempie. - powiedział James i zwrócił głowę w moją stronę. - Jest dość nieufna co do nowo poznanych. Szczęściarz, już można powiedzieć zdobyłeś jej przyjaźń.
- ,,Można powiedzieć", że zdobyłem jej przyjaźń? - spytałem podnosząc się i unosząc prawą brew. 
- Jeszcze się trochę pomęczysz zanim ci dostatecznie zaufa. Jednak myślę, że warto. - powiedział i uśmiechnął się chytrze.
Wiedziałem co miał na myśli. Miał nadzieję, że między mną a Pepper nie stanie tylko na przyjaźni, a na czymś więcej. I pewnie będzie robił wszystko żeby do tego doprowadzić. Tony, nie daj się wplątać w sidła, z których potem nie wyjdziesz. Nie możesz się zakochać... Naraziłbyś za dużo osób, przy tym jeszcze nieświadomie je krzywdząc. Jesteś Iron Man'em, jeśli masz wrogów to powinieneś chronić bliskich aby przypadkiem nie stała im się krzywda. To oznacza, że do końca życia będę sam... Trudno, muszę się poświęcić. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez rodziny, przyjaciół. To byłoby  zbyt trudne aby przeżyć ich śmierć. Krótko mówiąc nie czas na rozterki i miłostki. 
Zerknąłem na zegarek. Było po jedenastej. Położyłem się, nie zważając na to co robi mój przyjaciel. Zamknąłem oczy i wtuliłem się w poduszkę. Od razu pochłonął mnie sen.


~*~

Dochodziła druga w nocy. Nie mogłam zasnąć, sama nie wiem dlaczego. Chyba za bardzo przejęłam się tym, że przez tą cholerną pracę tracę ojca... Tak, miałam się tym nie przejmować, ale kto by się nie przejął gdyby nie widział się z ojcem nawet raz dziennie. W domu kiedy wychodziłam do szkoły jego nie było, wracałam i znowu to samo. Pusta, cisza. Czasami miałam dość tego wszystkiego, chciałam przed tym uciec, ale nie miałam jak i gdzie. Wprawdzie Corny nie raz dotrzymywała mi towarzystwa, ale to nie to samo co ojciec. Teraz został mi tylko on, po śmierci mojej mamy wszystko się zmieniło. Kiedyś było inaczej, wspólne śniadanie i kolacje. Teraz to nawet jednego wspólnego posiłku nie zjemy. Raz nawet się zdarzyło, że nie było go na Święta Bożego Narodzenia. Wtedy akurat te spędziłam u Cornelii. I znowu na doczepnego. Czuję się trochę jak sierota, a przecież mam ojca! 
Zorientowałam się, że płaczę. Znowu to samo. Obiecałam sobie, że od śmierci mamy ani razu nie uronię łzy. A złamałam to postanowienie już wiele razy z tego samego powodu. Dzisiaj było tak samo. Widocznie historia lubi się powtarzać.
Wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. Zasnęłam z nadzieją na lepsze jutro. 




Nowy rozdział już jest. Szybciej niż się spodziewałam, chociaż nie wiem czy jest się czym zachwycać. To już wam drogie czytelniczki pozostawiam do opinii! :-* :>



czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 3: Drugie wrażenie



Nie wytrzymam tutaj dłużej! Ranek sama, popołudnie też. Około piątej wpadają Rhoedy i Corny oraz mój ojciec, ale to tylko na godzinę może trochę dłużej. Nie mam sama co tutaj robić, mam dość nieustannego leżenia. Muszę leżeć nieruchomo, ponieważ plecy jeszcze się dostatecznie nie zagoiły. Kiedy ja nie jestem taką osobą, że potrafię być tylko i wyłącznie w jednym miejscu! Okropność, że mnie musiało spotkać coś takiego. Przeczytałam już wszystkie modowe i plotkarskie magazyny, które przyniosła mi blond włosa. W każdej gazecie to samo, nic nowego... Już chyba lepszy program telewizyjny do czytania! Najgorsze jednak jest to, że nie wiadomo ile tutaj spędzę, a coś czuję, że prędko mnie nie wypuszczą. 
Intryguje mnie również sprawa z moim wypadkiem. Tylko ja poszkodowana? Uratowana przez Iron Man'a? Powinnam się cieszyć, że ktoś tak znany ocalił mi życie. Faktycznie, cieszę się jednak to wszystko jest bardzo dziwne. To wygląda tak jakby ktoś chciał żebym zginęła, albo zapadła w długą i intensywną śpiączkę. Och, jak ja nie lubię tajemnic i zagmatwanych spraw! To jeszcze bardziej komplikuje życie, które i tak jest zawiłe.
Nim się spostrzegłam do sali wszedł lekarz.
- Jak się czujesz Virginio? 
- Dobrze, chciałabym już wyjść. - powiedziałam z nadzieją, że lekarz ujawni przybliżoną datę.
- Za dwa dni. 
Powiedziawszy to skierował się do drzwi. Znowu zostałam sama. Dopiero za dwa dni? Zanudzę się tu na śmierć i nici z powrócenia do normalnego życia. Pewnie z tą codziennością, która była dotychczas pośpieszyłam się ale postaram się, aby wszystko wróciło jak najszybciej do normy. W sumie to przynajmniej nie muszę chodzić do Akademii Jutra. Nie to, że nie lubię tam chodzić ale jak to ze szkołą. Nikomu nie chce się wstać a tym bardziej pisać testów i kartkówek a co dopiero uczyć się na nie i przerabiać tyle materiału, z którego połowa jest nam w ogóle nie potrzebna.
Jeszcze wracając do tego wypadku to... był u mnie Tony Stark. Przyszedł razem z Rhoedy'm. Wyglądał na trochę zagubionego i przejętego ale wydał mi się miły i zabawny. Powiem, że jest przystojny nie można narzekać. Z pewnością ma branie w akademii, mogę się założyć. W końcu jest bogaty i całkiem przystojny. Wszystkie na niego lecą, pewnie łatwo znajdzie tą jedyną. O ile nie jest typem macho... Mam nadzieję, że nie bo nawet go polubiłam i nie chcę mieć już na samym początku znajomości złego mniemania o Starku. Zobaczymy co będzie, może nie będzie aż tak źle? Chyba za dużo o tym wszystkim myślę.
Zamknęłam oczy i postanowiłam, że choć przez chwilę się zdrzemnę.

~*~

Dzień płynął mi nieubłaganie wolno. Nie lubiłem spędzać czasu w szkole zwłaszcza, że chodziłem tutaj dopiero dwa dni i tylko z woli mojego taty. Czyli z mojej strony z przymusu. Na lekcjach rysowałem nowe zbroje, albo poprawiałem stare. Jednak nie mogłem tego robić ciągle. Czasami musiałem ratować miasto i innych kiedy byłem w akademii. Moją stałą wymówką było to, że idę do toalety. Jednak moje wychodne trwało tak długo, że nie raz kończyły się zajęcia. Ostatnio nawet zacząłem chodzić do zbrojowni i spędzać tam noce, ponieważ chciałem zrobić niespodziankę Rhodey'emu. Robiłem dla niego zbroję. Robocza nazwa to War Machine, można ją oczywiście zmienić. To tylko kwestia tego czy nazwa przypadnie do gustu mojemu przyjacielowi. Nie bez powodu zbroja nosi taką nazwę. Jest przeznaczona do walki, z ciężką artylerią, do ataku. Nie wiem jeszcze co do niej konkretnie wprowadzę, ale to na pewno będzie coś ekstra. James będzie zadowolony, czuję to. Już wcześniej pytał się mnie czy nie byłbym w stanie zrobić dla niego zbroi. Powiedziałem mu, że pomyślę nad tym, ostatecznie się nie zgadzając. Dlatego potajemnie robię tę zbroję. Pewnie teraz myśli, że nic z tego ale ja go zaskoczę. Mam nadzieję, że bardzo pozytywnie.
Już ostatnia lekcja, jeszcze tylko kilka minut do dzwonka. Była teraz historia, ulubiony przedmiot Rhodey'ego. Widziałem jak siedział skupiony, widać było, że spija każde słowo z ust nauczyciela. Czasem nawet zacząłem się zastanawiać czy nie ma obsesji na punkcie tego przedmiotu. Jak można mieć same piątki, bez żadnej czwórki? Zwłaszcza, że historia nie była dla mnie łatwym przedmiotem. Wolałem fizykę, matematykę czy też chemię. Czyli tylko przedmioty ścisłe. Rhodey był natomiast moim przeciwieństwem. Polski, historia, wiedza o społeczeństwie to jego żywioł.
Lekcja dobiegła końca. Wyszedłem z klasy, wiedziałem, że nie ma co czekać na Rhodey'ego. Zostaje jeszcze na koło historyczne. Wyszedłem z budynku i szukałem kogoś znajomego. Dostrzegłem Cornelię, która zmierzała w moją stronę.
- Hej Tony! Gdzie Rhodey?
- Został na kole historycznym.
- Chyba histerycznym... No cóż, idziesz ze mną do Pepper? - spytała blondynka i popatrzyła na mnie z uśmiechem.
Kiwnąłem tylko głową. Udaliśmy się w stronę szpitala w zupełnej ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza, widać było, że każdy myślami jest gdzie indziej.
Po chwili już znaleźliśmy się w sali gdzie tymczasowo była Pepper. Cornelia weszła pierwsza, a ja tuż za nią.
- Cześć Corny. - powiedziała rudowłosa w stronę jej przyjaciółki. - Cześć.
Mówiąc to uśmiechnęła tak, że prawie ujrzałem jej wszystkie zęby. Odwzajemniłem uśmiech i podszedłem do okna. Oparłem się o parapet i oparłem ręce o klatkę piersiową. Blond włosa dziewczyna usiadła przy Pepper. Zaczęły rozmowę, jednak ja ich za bardzo nie słuchałem. Skupiłem swój wzrok na  rudowłosej. Powiem szczerze, że była ładna. Wcześniej nie pomyślałbym, że zwrócę uwagę na kogoś takiego jak ona. Nie chodzi o to, że ruda dziewczyna z piegami jest odrażająca. Po prostu wcześniej gustowałem w blondynkach. Ale ostatnio coś się zmieniło. Przestałem patrzeć tylko na wygląd, teraz liczył się również charakter. Coś mi się wydaje, że Pepper ma bardzo wyszukany charakter. Można powiedzieć, że kiedy ją uratowałem od razu wpadła mi w oko. Limonkowa sukienka kontrastowała z jej bladą twarzą dodając jej tylko uroku. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. Nie żebym się zakochał, ale ta dziewczyna miała w sobie coś niezwykłego. I dlatego zamierzałem ją bliżej poznać.
- To może ja pójdę po coś do picia. - powiedziała nagle blondynka i skierowała się w stronę drzwi.
Ja natomiast dalej obserwowałem rudowłosą. Ona spojrzała na mnie i wskazała na krzesło, na którym przed chwilą siedziała jej przyjaciółka. Zrobiłem to co chciała, właściwie nie wiem dlaczego. Postanowiłem zrobić pierwszy krok. Kiedy przyszedłem tu pierwszy raz nie rozmawialiśmy w ogóle.
- Jak się czujesz?
- Jest dobrze, dzięki, że pytasz. - odparła. - A Rhodey gdzie?
- Koło historyczne.
- Ach, tak. Spędza tam wiele czasu.
Miałem jej odpowiedzieć, ale jak na zawołanie do sali wszedł James. Spojrzał na nas i widziałem, że skręca go żeby czegoś nie palnąć. Jednak na szczęście powstrzymał się. Chociaż raz.
- Cześć Pepper.
- James, ile można czasu poświęcać jednemu przedmiotowi? Zaczynam się o ciebie martwić. - powiedziała ze śmiechem w głosie dziewczyna.
- Nie mam takiego szczęścia jak Tony, on nie musi poświęcać nauce zbyt dużo czasu. Ale dobrze wiecie, że bardzo lubię historię. To nic strasznego!
- Czasami się zastanawiam czy to nie obsesja! - powiedziała Pepper i zaśmiała się lekko.
- Czy wy jesteście w jakiejś zmowie? Tony uważa tak samo! - powiedział James, już trochę zdenerwowany.
Teraz to ja się zaśmiałem. Coraz bardziej zaczynałem lubić tą dziewczynę.
- Widziałeś gdzieś po drodze Cornelię? Długo jej nie ma.
- Powiedziała, że musi iść. Mamie jest potrzebna. - powiedział Rhoedy.
W tym samym czasie zadzwonił jego telefon. Wyszedł na korytarz a my znowu zostaliśmy sami. Nie minęło pięć minut a mój przyjaciel wrócił.
- Wybaczcie ale muszę iść, obowiązki. Tony idziesz ze mną? - spytał.
- Nie, muszę gdzieś jeszcze wpaść. - powiedziałem do niego.
Rhodey tylko pokiwał głową i pożegnał się z Pepper. Z pewnością domyślił się, że chodzi o zbrojownię. Właściwie to mogłem iść z nim. W końcu zbrojownia jest tuż koło domu, w którym mieszkam czyli przy domu Jamesa.
- Tony? - drgnąłem i spojrzałem na nią.
- Tak?
- Zamyśliłeś się chyba.
- Tak, może trochę. - powiedziałem i przeczesałem palcami włosy. Wydaje mi się, że to trochę jak tik nerwowy. - Pytałaś o coś? Jeśli tak to przepraszam, często tak mam.
- Zdążyłam zauważyć, kiedy tu byłeś dwa dni temu. Czemu wcześniej nie widziałam cię w akademii? Może chodzisz do innej szkoły? Prywatna? W innym stanie? W innym kraju?
- Wow, wow. Powoli! Zawsze zadajesz tyle pytań za jednym razem?
- Tak, zawsze. Odpowiesz?
- Chodzę do Akademii jutra tyle, że od przedwczoraj. A ty? Wiem od Rhoedy'ego, że się przeprowadziłaś.
- Tak, od dwóch lat.
Wtedy wszedł lekarz. Powiedział, że na dzisiaj koniec odwiedzin. Pożegnałem się z Pepper i wyszedłem na korytarz. Kiedy znalazłem się na ulicy, skierowałem się w stronę zbrojowni. Dzisiaj już powinienem skończyć zbroję War Machine. Jak dobrze pójdzie, to James dostanie ją już jutro. W końcu sobota, więc pewnie prawie cały dzień spędzimy w zbrojowni. Idealna okazja żeby ją dostał. Najwyżej wymyślę coś innego.
Wpisałem kod i wszedłem do swojego drugiego domu. Tak, to było miejsce, w którym mogłem odpocząć i się zrelaksować. Pod słowem zrelaksować miałem na myśli naprawianie mojego pancerza albo tworzenie nowych. W grę nie raz wchodziły jakieś gadżety lub aktualizacje systemu. Nie raz zarywałem nocki, poświęcając się całkowicie pracy. Kochałem to, to jedyne co przypominało mi ojca. Czasami chciałbym cofnąć czas i przywrócić mu życie lub móc spotkać go jeszcze raz. Niekiedy naprawa pancerzy lub ich wzmacnianie było moją ucieczką od uczuć i problemów. Czasami nawet tak się w tym zatracałem, że zapomniałem, że też muszę żyć normalnie. Jednak ratowanie świata jako Iron Man uniemożliwiało mi to.
Teraz jednak postanowiłem o tym nie myśleć, tylko skupić się na zbroi. Tak... znowu uciekam od tego co nieuniknione.

~*~

Tony wydawał się bardzo fajnym chłopakiem. Sprawiał wrażenie wiecznie zamyślonego geniusza, jednak z luźną rozmową nie ma żadnych problemów. Może nie raz potrzebuje pomyśleć, nawet w takiej sytuacji. Ciekawe czy z naszej znajomości rozwinie się coś więcej. O ile można to na razie nazwać nawet znajomością. 




Drogie czytelniczki oto kolejny rozdział :) Proszę o komentarze każdego rodzaju, jeśli widzicie jakieś błędy, piszcie. Wasze uwagi wiele dla mnie znaczą :)





Obserwatorzy