wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 16: Czasami bywa niezręcznie


Spokojnie Pepper, wdech i wydech. Zaraz się obudzi, nic poważnego z nim nie jest... może zadzwonię po Rhodey'ego? On będzie wiedział co robić. 
Zanim zdecydowałam się aby zatelefonować położyłam chłopaka na kanapie. Ciężko mi było przejść te parę kroków. Mimo, że wyglądał na szczupłego, trochę ważył. Może go poklepię po policzku? Zrobiłam tak jak postanowiłam. Nic, zero reakcji. 
Może Jarvis coś poradzi? Skoro zbroja może podtrzymywać jego życie, to co gdyby go wsadzić do innej zbroi? 
- Jarvis? Co mam zrobić żeby sprawdzić jego stan? 
- Mogę zweryfikować jego stan za pomocą skanu zdrowia. 
Kiwnęłam tylko głową. Po krótkim czasie usłyszałam komputerowy głos.
- Stan implantu poniżej normy, zalecane podłączenie do źródła mocy. 
Wiem! Podłączę go do ładowarki. Dobrze, że była na tyle długa. Nie musiałam ruszać Tony'ego z miejsca. Wzięłam kabel i podeszłam z nim do chłopaka. Teraz najgorsze. Musiałam podnieść mu koszulkę. Trochę mnie to krępowało, ale cóż muszę to zrobić. No przyznam, że ma nieźle wyrzeźbiony brzuch, ciekawe czy ćwiczy. Podłączyłam ładowarkę do jego implantu. Powinno być wszystko dobrze.
- Stan implantu zaczyna się poprawiać. Pan Stark powinien się powoli wybudzać. 
Słysząc to miałam ochotę skakać z radości. Chociaż raz to ja uratowałam mu życie, nie tylko on mi. Usiadłam przed nim na ziemi. Pozostało mi tylko czekać. 
Nie musiałam długo czekać. Tony zaczął otwierać oczy, jednak szło to mu bardzo mozolnie. Kiedy już się w pełni rozbudził w stał nagle i krzyknął.
- Whiplash!
Zorientował się chyba, że nie ma zbroi bo wyglądał jakby chciał jej właśnie użyć. Wystawił ręce do przodu, gotowy do strzału. Potem spojrzał na swoje ręce, ze zdziwieniem. Swój wzrok skierował na mnie a potem na swój implant podpięty do ładowarki.
- Co ja tu robię?
Jak mam mu to wytłumaczyć? Ciężko mu będzie uwierzyć, że ocaliłam go. No, z pomocą Jarvisa, ale zrobiłam to. Sama nie mogłam uwierzyć, że się udało.
- Autopilot zabrał cię tutaj. Zbroja przestała działać, więc musiałam coś zrobić. Jarvis mi pomógł.
Przez chwilę na jego twarzy malowało się zdziwienie. Chyb nie mógł w to uwierzyć, bo usiadł na kanapie, dalej się we mnie wpatrując. Nie ukrywam, zawstydziłam się trochę.
- Jesteś wspaniała, co ja bym bez ciebie zrobił?
Podszedł do mnie i dał buziaka w policzek. Teraz to już na pewno wyglądałam jak cegła. Było mi miło, że tak uważa. Komu by nie było?
- Nie sądziłem, że poradzisz sobie tak dobrze.
Ja uśmiechnęłam się do niego promiennie. Byłam szczęśliwa, że jest z nim w porządku. A poza tym ktoś po raz pierwszy aż tak bardzo mnie docenił. Bezcenne uczucie. Jednak nie chcę więcej czegoś takiego przeżywać. Czułam wtedy wszystko, a ręce mi się tak trzęsły jak nigdy. Za dużo stresu.
- Obiecaj, że nigdy więcej nie będę musiała czegoś takiego przeżyć.
Ten spojrzał na mnie wymownie a zarazem pytająco. Znowu jego lewa brew uniosła się do góry. Wyglądał bardzo przystojnie gdy się nad czymś zastanawiał.
- Chodzi mi o to, że nie wiedziałam co zrobić. Martwiłam się, Whiplash wyglądał na zdeterminowanego, a jeśli to by nie pomogło posunąłby się dalej...
Tony usiadł obok mnie i spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem, który trochę uspokoił moje szybkie bicie serca.
- Poradziłaś sobie doskonale, trochę więcej wiary w siebie. Chyba szybko musiałaś zareagować...
- Nie, dlaczego? - tym razem to ja zapytałam ze zdziwieniem.
- Nie próbował ponownie zaatakować?
- Zniknął po tym jak dostałeś podwójnie.
- Dziwne... - zamyślił się, znowu.
Nie chciałam mu przeszkadzać. Niech nad tym wszystkim pomyśli w spokoju. Fakt, to było dziwne, że tak po prostu zniknął. Mógł go wykończyć, miał dobrą okazję do tego. Widocznie nie o to chodziło.
Zastanawiało mnie jeszcze gdzie podziewa się Rhodey. Widziałam go wczoraj jak wychodził z domu. Czy to możliwe, że się unikaliśmy? Pewnie wyszedł rano z domu zanim się obudziliśmy. Oby był już w domu. Rhodey, wydawał się być ostatnio zamkniętym w sobie. Pewnie to wszystko przez Cornelię. Zraniła go i to bardzo. Podła żmija!
- Wiesz, ja chyba pójdę do domu. - mówiąc to wstałam.
Tony zrobił to samo, jednak nie ruszył się z miejsca. Zmierzałam już w stronę drzwi.
- Trzymaj klucze. - powiedział i rzucił je w moją stronę.
Złapałam je i uśmiechnęłam się.
- Nie pracuj długo. - dodałam gdy przechodziłam przez drzwi.
Wyszłam z hangaru i skierowałam się ku mojemu tymczasowemu miejscu zamieszkania. Kilka minut i już stałam pod domem. Włożyłam klucze do zamka i otworzyłam drzwi.
Nareszcie sama. Nie to, że towarzystwo Tony'ego mi przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Jednak czasami lubiłam pobyć sama.

~*~

W tym samym czasie, po rozmowie Pepper i Tony'ego.

- Whiplash! Idioto! - wrzasnęła pewna blond włosa dziewczyna. 
Ubrana w czarny, lekko połyskujący kostium. Na twarzy miała złotą maskę, ze szczerego złota. W ręce miała pistolet a tam gdzie talia miała przewieszony pas z pociskami. Druga dziewczyna wyglądała identycznie jak pierwsza, tyle, że nie odzywała się ani słowem. 
- Uważaj sobie! Możesz mi płacić ale ja swoją godność mam. - odezwał się jakby komputerowy głos. 
- Miałeś załatwić Iron Mana, w między czasie kiedy my zajęłyśmy się Rhodey'm! - pierwsza z dziewczyn krzyczała coraz głośniej. Była bardzo zdenerwowana. 
- Nie wystarczy wam to, że jego zbroja padła jak zepsuta zabawka? 
- Wiesz co znaczy: zabić kogoś?! Taka okazja! Rozwalić jego zbroję w drobny mak! - blondynka straciła panowanie nad sobą. 
Zaczęła mierzyć w Whiplasha swoim pistoletem. Wystrzeliła z niego coś co przypominało promień. Jednak Whiplash był szybszy, odleciał na swoim dysku, tym samym robiąc unik. 
Mimo to blondynka nie poddawała się. Przez chwilę stała bez ruchu patrząc na biczownika. Nagle zamiast blondynki było dwóch groźnych przestępców, dwóch Whiplash'ów.
- Co? Jak ty? 
Blondynka, teraz już Whiplash nie odpowiedziała tylko wymierzyła biczami w prawdziwego najemnika. Prawdziwy złoczyńca widocznie się przeraził, bo odleciał na swoim dysku. To do niego nie podobne, a jednak.
Blondynka wróciła już do swojej pierwotnej postaci. Druga dziewczyna patrzyła na nią dziwnie, jednak widać było nutę podziwu w jej oczach. 
- Dlaczego to zrobiłaś, Whitney?
- Miał załatwić Tony'ego a tymczasem wyszło na to, że tylko my się wywiązałyśmy z zadania.- odparła znudzonym głosem. - Nie mów, że biorą cię wyrzuty sumienia. 
- Nie... Co zamierzasz z nim zrobić? 
Na twarzy Whitney pojawił się chytry, a zarazem przebiegły uśmiech. Chodziła w kółko, widocznie się nad czymś zastanawiała. 
- Cornelia, przyda się szybciej niż myślisz. - zaśmiała się perfidnie. - Będziesz potrzebna. 




Przepraszam Was kochane, że musiałyście ponad dwa tygodnie czekać na nowy rozdział. Do tego jest krótki i prawie nic się w nim nie dzieje. Ogólnie, nie podoba mi się. Zostawiam go w wasze ręce i proszę o szczerą opinię. 
Pozdrawiam.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 15: Kolejny wróg powraca


Siedzieliśmy w zbrojowni. Tony majstrował coś przy pancerzu a ja siedziałam w obrotowym fotelu. Przyznam, że był bardzo wygodny. 
Moje myśli zaprzątało zdanie, które niedawno wypowiedział czarnowłosy - ,,Pięknie wyglądasz."
Ja oczywiście musiałam spalić buraka, bez tego nie ma mnie. Pierwszy raz usłyszałam taki komplement. Może dlatego, że wcześniej w moim życiu nie przewijało się wielu chłopców? Męska część społeczeństwa zazwyczaj traktowała mnie przyziemnie. Pewnie przez moje rude włosy i piegi. Nie uważałam się za ładną dziewczynę i raczej zdania nie zmienię. Nie dość, że brzydka to jeszcze ciężko porozumiewać się z nowo poznanymi ludźmi. Zawsze czuję się skrępowana i zawstydzona. Tak było gdy poznałam Tony'ego. Ja nie wiedziałam co począć a on wyluzowany jakby było to dla niego codziennością. Może i było? Był sławny, pewnie poznał dużo ludzi. A ja? Szkoda gadać. Nie dość, że ciężko było mi zawierać nowe znajomości to mało kto chciał ze mną rozmawiać. Wszystko przez mój wygląd. Dlatego dziwi mnie to, że Tony zainteresował się właśnie mną... A może robi to wszystko tylko z litości? Chce podnieść mnie na duchu a potem mnie oleje? Przykre, lecz wydaje się prawdziwe. Znam to. Identycznie było z Cornelią. Niby przyjaciółka od dwóch lat, a była gotowa mnie zabić. Wprost można pomarzyć o takiej przyjaciółce. Co jej przyszło do głowy, żeby na mnie napadać? Musiała nieźle uderzyć się w głowę... Co do Whitney to nie mam wątpliwości. Zawsze była niemiła dla innych, zwłaszcza dla mnie. Nic dziwnego, że postanowiła wciągnąć w swoją gierkę Cornelię... A może było na odwrót? Wszystko zaplanowały razem, potajemnie, ale początek poddała Corny? Jedno jest pewne. Oby dwie były w to zamieszane. 
Spojrzałam ponownie na Tony'ego. Tym razem stał przy pulpicie komputera. Chyba czegoś szukał bo na ekranie widniał Skan otoczenia. Czego on może szukać? Albo kogo? Po chwili odezwał się komputerowy głos.
<Nie wykryto sygnatury Maski> 
- Niech to szlak! - wrzasnął Tony, uderzając pięścią o blat.
Chyba zapomniał, że tutaj jestem bo podszedł do małego kosza na śmieci, który stał w rogu przy komputerze. Kopnął w niego z całej siły. Co go wprawiło w zdenerwowanie? Nie wiedziałam kim była Maska. Ale mogłam się domyśleć. Dziewczyny miały wtedy jakieś złote maski, wycięte lekko w literę V przy czole, tak, że powstawały szpiczaste rogi.
Wstałam z obrotowego fotela i podeszłam do Tony'ego. Trzymał się za serce i szybko oddychał. Co mu jest?
- Tony, w porządku?
Nie odpowiedział mi przez dłuższą chwilę. Dalej szybko oddychał i jeszcze mocniej łapał się za serce. Zauważyłam na środku jego klatki piersiowej coś okrągłego, świeciło się na niebiesko. Co to może być?
- Jest dobrze... tylko. Muszę coś zrobić. - spojrzał na mnie niepewnie, próbując wymusić uśmiech.
Jednak zamiast tego wyszedł mu grymas. To pewnie z bólu.
Tony podszedł ponownie do komputera i wziął coś co przypominało ładowarkę, tyle, że inną. Ta była z okrągłym wejściem i bardzo długim kablem. Przyglądałam się poczynaniom chłopaka z uwagą, do chwili gdy zdjął T-shirt. Nagle wszystko zaczęło mnie interesować oprócz niego, nawet pusta ściana była lepszym obiektem do podziwiania.
Kiedy znowu spojrzałam na czarnowłosego doznałam szoku. Do klatki piersiowej - a raczej do tego co było w niej - została przyczepiona ładowarka. Tony siedział teraz na ziemi, opierając się plecami o blat. Podeszłam do niego niepewnym krokiem, nie ukrywam zastanawiało mnie co on ma na piersi. Jakby czytał w moich myślach bo zaraz zaczął mówić.
- Nie bój się.
Łatwo mu mówić. Pierwszy raz widzę takie coś. Usiadłam obok niego dalej wpatrując się w tą dziwną rzecz.
- Chciałem ci powiedzieć to na spokojnie... nie w taki sposób. - uśmiechnął się niemrawo.
- O czym?
- To na co tak patrzysz to implant, który zasila moje serce.
Otworzyłam szeroko usta. Jego serce jest aż tak słabe, że potrzebuje urządzenia, które by je podtrzymywało? Kurcze, nie wiedziałam, że jest aż tak poszkodowany. Teraz uświadomiłam sobie jak bardzo się poświęca dla innych mimo, że może tego nie wytrzymać. I co najważniejsze jak poświęcił się dla mnie... oddał mi krew, mimo, że jego serce jest słabe i mogło nie wydolić. Czasem chyba po prostu działał, nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
- Powiesz coś?
Zamrugałam powiekami. Tony patrzył na mnie wyczekująco a zarazem łagodnie jak baranek.
- Ja... jak to się stało?
Kiedy zadałam to pytanie zmieszał się. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu i rozpaczy z nutą smutku. A może nie nutą? Z morzem smutku. Tak, to lepiej określało jego stan. Chyba źle zrobiłam, że zadałam to pytanie. Może z tym wiąże się dłuższa i przykra historia?
- Ciężko mi o tym mówić...
- Rozumiem. - przerwałam mu. - Nie musisz mówić...
- Nie, powinnaś wiedzieć.
Słuchałam go od początku do końca. Zrobiło mi się go żal... tyle przeszedł... stracił ojca w katastrofie samolotu i jeszcze dostał implant... Smutne jest też to, że nie zdążył pokazać ojcu zbroi. Tak też narodził się pomysł pomagania innym. Złoty cel.
- Nie zanudziłem cię?
- Nie, skądże. - odparłam. - Przykro mi z powodu taty...
Nie odezwał się. Patrzył tępo w ścianę. Postanowiłam kontynuować.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, to nie możesz żyć bez implantu?
- Dokładnie.
- Dlaczego tak ryzykujesz? Przecież w każdej chwili możesz... no... nie wrócić.
Spojrzał na mnie tak jakby chciał wiedzieć co w tej chwili czuję. Szkoda tylko, że ja sama nie wiedziałam.
- Potrzebuję tego, nie mogę patrzeć na krzywdę innych. Nie umiem być obojętny.
Jest wspaniały, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie znam drugiej takie osoby, która by tak powiedziała. Dlaczego los musiał go pokarać? W głębi duszy chyba nie był do końca szczęśliwy, nie po tym co przeszedł. Przykre. To nie sprawiedliwe, że jedni mają wszystko a inni muszą cierpieć. Myślałam, że to ja mam skomplikowane życie, a tutaj okazuje się, że wiele się jeszcze może wydarzyć. Straciłam matkę, z ojcem też nie najlepiej... Właśnie. Przecież to nie on jest biologicznym ojcem, ale tak go traktuję.
- Mam do ciebie prośbę.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i trochę wyczekująco.
- Nie przemęczaj się, nie kosztem swojego zdrowia.
Sama się zdziwiłam, że mój głos brzmiał jakbym miała się rozpłakać. Nie chciałam żeby się wykończył, nie za cenę pomocy innym. Jakby to wyglądało? Pomaga obcym a sam sobie nie potrafi.
On tylko uśmiechnął się, a raczej próbował. Dobre i to. Chyba zrozumiał, miejmy nadzieję.
Usłyszałam dziwny dźwięk, coś jakby alarm. Tony poderwał się i odpiął ładowarkę od implantu. Założył szybko koszulkę i podszedł do kapsuły ze zbroją. Otworzył ją i wdział pancerz. To chyba jakieś wezwanie, coś w tym rodzaju.
- Pepper, usiądź w fotelu. Będziesz mi potrzebna.
Posłusznie, zrobiłam to co kazał. Nim się obejrzałam wyleciał ze zbrojowni. Spojrzałam na panel. Widziałam trasę Tony'ego na ekranie. Leciał w kierunku centrum miasta.
Na pulpicie pokazało się połączenie od Tony'ego. Odebrałam.
- Gdzie lecisz? Co się dzieje? To coś poważnego?
Jak zwykle nie mogłam powstrzymać potoku słów. To jedna z moich wad - gadulstwo.
- Powoli, Pepper. Dostałem komunikat, że Whiplash atakuje ludzi. Nie wiem, dlaczego ale pewnie znowu chodzi o mnie.
- Kto to Whiplash? I czego od ciebie chce.
- Zobaczysz. Miejmy nadzieję, że to nic groźnego. 
Kurcze, kto to jest Whiplash? To jakiś jego wróg?
Widziałam teraz wszystko to co Tony. Wyglądało to tak jakbym widziała jego oczami.
To co zobaczyłam było straszne. Podpalone auta, ludzie uciekający gdzie się da. A najdziwniejsza była osoba, która stała na środku całego zajścia. Właściwie nie wiem czy to był robot czy człowiek. Cały był pokryty zbroją tak jak Tony. Pancerz był czarno-czerwony. Z jego rąk wypływały pasy, które świeciły się na równie czerwono i wydawało mi się, że iskrzyły się. Do czego one służą? Whiplash, miał jeszcze coś w rodzaju dysku, na którym teraz stał. Wyglądał on jak krążek, a co najważniejsze unosił go w powietrzu.
Whiplash zaczął atakować Tony'ego swoimi ... jak to nazwać? Bicze! Przypominały one bicze. I jak się okazało trafiłam w sedno. Bicze oplotły zbroję Iron Man'a robiąc, krótkie zwarcie. Skąd to wiedziałam? Wyświetlały mi się wszystkie komunikaty dotyczące stanu pancerza jak i zdrowia chłopaka. Tony wystrzelił do niego z czegoś do przypominało promienie. Jednak po chwili wpadłam na pomysł aby sprawdzić uzbrojenie pancerza.
- Tylko gdzie to się sprawdza...
- Panno Potts, czego sobie pani życzy?
Wrzasnęłam z przerażenia. Kto to powiedział? Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jednak nikogo nie widziałam. Byłam tutaj sama.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Jarvis, stworzył mnie Anthony Stark. Jestem systemem.
Odetchnęłam z ulgą. Teraz czas na serie pytań.
- Jakie wyposażenie posiada zbroja?
- Repulsory, buty odrzutowe, pociski, unibeam. To najważniejsze funkcje, pan Stark dalej uzupełnia uzbrojenie.
Musiał strzelać z repulsorów. Spojrzałam na pulpit. Funkcje życiowe Tony'ego wynosiły osiemdziesiąt procent. Zmartwiłam się bo spadały. Na dodatek stan pancerza też się pogarszał. Whiplash atakował chłopaka swoimi biczami tak natarczywie, że Tony'emu ciężko było odeprzeć atak w pojedynkę.
Teraz role się zmieniły. Iron Man wystrzelił z unibeam'u do wroga, co go ogłuszyło. Następnie złapał go za bicze i rzucił nim w dalszą część ulicy. Myślałam, że to koniec ale Whiplash podniósł się i podleciał do chłopaka na swoim dysku.
- Czego chcesz? - usłyszałam głos Iron Man'a, słychać było zdenerwowanie. 
- Ciebie Iron Man'ie. - jego głos brzmiał jakby cieli coś metalowego. Przynajmniej ja tak to słyszałam.
Tony wystrzelił do niego z repulsorów, jednak ten zrobił unik. Na dodatek Whiplash zrobił coś czego się nie spodziewałam. U jego rąk pojawiły się po dwa bicze! Teraz miał ich aż cztery. Zaatakował nimi Tony'ego.
Nagle na pulpicie pojawił się komunikat, którego bałam się usłyszeć.
<Osłabienie funkcji życiowych>
Tony próbował się podnieść, jednak tym tylko pogarszał sytuację. Ze strachu zaczęłam nerwowo przeczesywać palcami włosy.
<Następuje wyłączenie wszystkich systemów>
- Nie! Co ty mi zrobiłeś! - wrzasnął chłopak wprost do biczownika.
Jednak Whiplasha już nie było. Dziwne...
Pięknie! Zbroja się wyłączyła a z Tony'm nie było kontaktu. Co ja mam teraz zrobić?
- Jarvis?
- Słucham, panno Potts?
- Co mogę zrobić? Jak Tony ma wrócić do bazy?
- Może pani wydać polecenia o autopilocie zaprogramowanym na lot do bazy.
Jak ja mam to powiedzieć? Kurcze, Pepper skoncentruj się, musi uratować Tony'ego. Co jeśli ktoś będzie chciał dobrać się do jego zbroi?
- Yyy... Autopilot? Zabierz zbroję Iron Man'a do zbrojowni.
Na ekranie wyświetlił się komunikat aby podać hasło. Cholera! To zbroja ma jakieś hasło?
- Hasło to Stark002.
Wypowiedziałam hasło a zbroja już kierowała się do zbrojowni. Oby tylko wszystko się udało. Miejmy nadzieję, że wszystko z nim w porządku.
Pepper, nie panikuj! Na pewno jest dobrze... ale skoro zbroja przestała działać, to funkcja podtrzymywania życia w zbroi też nie działa... a jak coś mu się stało? Zwiastuję od razu najgorsze.
Nie musiałam długo czekać. Pancerz wleciał do zbrojowni. Zatrzymał się przy kapsule i chyba na coś czekał.
- Jarvis, jak ją otworzyć?
- Ja się tym zajmę, panno Potts.
Najwidoczniej Jarvis wpłynął na zbroję od środka, szkoda, że dopiero teraz. Dobrze, że nie musiał interweniować na miejscu.
Pancerz otworzył się, a ja ujrzałam nieprzytomnego Tony'ego. W ostatniej chwili go złapałam, prawie upadł.
I co teraz?



I jest! Akcja też się pojawiła, mam nadzieję, że nie jest jej za mało :) Jakieś pytania? 
Wesołych i spokojnych świąt, spędzonych w gronie rodziny :)

Pozdrawiam.

Obserwatorzy