Wpadłem w szał. Miałem dość tego
wszystkiego, chciałem to zakończyć raz na zawsze. Ostatecznie. Nie chcę czekać
do jutra! Dlaczego nie teraz?! Przecież wiem co mam robić, mam je wykończyć!
Ochłoń trochę Tony, ochłoń.
Musisz porozmawiać z Rhoedy’m. Powinien wiedzieć co się stało. Ale co z Pepper?
Mam ją tak zostawić i czekać? Co jeśli to kolejna pułapka? Boże, co ja mam
robić? Chyba zaczynam wariować.
Pójdę do przyjaciela, - chociaż
ciężko mi nie myśleć o Pepper - tylko on
myśli racjonalnie w takich sprawach.
Rhoedy był w domu, w naszym
pokoju. Siedział przy biurku z książką do historii. Jak on może się tego uczyć?
Zamknąłem drzwi i podszedłem do niego. Zamknąłem mu książkę i powiedziałem.
- Mamy kłopoty, a ty te
średniowieczne pierdoły czytasz. – mruknąłem z wyrzutem.
- Co się stało? – spytał patrząc
na mnie dociekliwie. – Gdzie Pepper?
- W tym właśnie problem, Whitney
ją zabrała…
- I mówisz to tak spokojnie?! –
prawie krzyknał.
- Ale do cholery co miałem
zrobić?! Nawet nie wydała żadnego dźwięku! Porwała ją przy zbrojowni, byłem tak
blisko a jednocześnie tak daleko! – wydarłem się i zrzuciłem książki z blatu.
Rhoedy spojrzał na mnie wielkimi
oczami, chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony. Ja sam nawet
nie wiedziałem, dlaczego tak wybuchłem. Może dlatego, że byłem u kresu sił?
- Dobrze… Widzę, że nie jesteś
spokojny.
- Jutro wieczorem na dachu. Jeśli
nie, Pepper zginie. – powiedziawszy to opadłem na łóżko.
- Pieprzone wariatki!
Byłem zaskoczony, pierwszy raz w
życiu Rhodey się uniósł. Nie przypominam sobie żeby wcześniej przeklął albo
krzyczał. Z natury jest spokojnym i rozważnym człowiekiem. Widocznie nie tylko
ja mam dość tej sytuacji. O ile to można tak nazwać..
- Nie mamy wyjścia. Wiem na
pewno, że nie pozwolę aby któremuś z was coś się stało.
- Co zrobimy? Szukamy jej czy
czekamy do jutra?
Cholera… Nie chcę jej zostawiać.
Nie teraz, kiedy wiem, że wszystko może się stać przez tą jedną noc. Jeśli
Whitney kłamała i zrobi coś Pepper? Co jeśli nie dotrzyma słowa? A może lepiej
nie ryzykować jej życia? Nie wiem co robić, a tak bardzo chcę wiedzieć. Jeden
błąd może kosztować jej życie. Ona musi żyć, musi żyć dla mnie. Martwię się o
nią nawet wtedy kiedy wiem, że nic jej nie grozi. Kiedy jest przy mnie czuję
coś dziwnego, coś czego nie umiem nazwać.
Muszę podjąć decyzję, mam
nadzieję, że nie będę jej żałował.
- Nie szukajmy jej. –
powiedziałem cicho z wielkim trudem.
- Jesteś pewny? – spytał
przyjaciel patrząc na mnie nie pewnie.
- Nie jestem. A co jeśli będziemy
jej szukać i one się zorientują?
- Może i masz rację.
- Teraz tylko musimy czekać. –
odpowiedziałem i wstałem.
- Gdzie idziesz?
- Do zbrojowni, nie mogę siedzieć
bezczynnie.
Wyszedłem z pokoju i zamknąłem
drzwi. Zbiegłem po schodach i poszedłem w kierunku zbrojowni. Wpisałem kod i
podszedłem do głównego komputera. Coś we mnie pękło. Wpisałem dane Pepper i
wydałem polecenie lokalizacji. Jeśli nic się nie wyświetli to zacznę się
martwić jeszcze bardziej.
O dziwo ukazał się wynik.
Lokalizacja podawała, że Pepper jest gdzieś na obrzeżach Nowego Yorku. Zdziwiło
mnie to, że nie próbowały zakłócić sygnału. Wtedy zrozumiałem że to musi być
pułapka. Jeśli tam polecę, to tym samym pożegnam się z Pepper. Ciężko mi podjąć
taką decyzję, ale wiem, że teraz będzie trochę bardziej bezpieczna. Chociaż
niczego już nie jestem pewien.
Aby się trochę uspokoić zabrałem
się za udoskonalanie mojej zbroi. Potem trzeba zabrać się za pancerz
Rhodey’ego.
~*~
Obudziłam się, chociaż wcale tego
nie chciałam. Wiedziałam, że porwały mnie Maski i nie będę miała chwili
spokoju. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że nie jestem w najgorszym miejscu.
Pomieszczenie było wielkie i oświetlone. Leżałam na jakiejś zatęchłej, starej
kanapie. Cieszyłam się z tego, że nie musiałam leżeć na betonie. Przede mną
stały trzy osoby. Duet czyli Whitney i Cornelia. Trzeciej osoby nie
rozpoznawałam. Przyglądałam się jej i stwierdziłam, że ma ona zbroję na sobie i
hełm z rogami – jeśli tak można je nazwać – a na lewej ręce dwa pierścienie. Starałam
się być cicho gdyż ta trójka o czymś rozmawiała.
- Lepiej żebyście wykonały swój
plan tak jak potrzeba, bo jeśli nie to was spotka kara. – powiedział jak mi się
wydaje mężczyzna w tej przedziwnej zbroi.
- Mandarynie, wątpisz w nasze
możliwości? – odezwała się jedna z Masek.
Teraz już wiem, że ten koleś w
zbroi jest zwany Mandarynem. Dość dziwna nazwa, trochę śmieszna jak na szefa
tej zabójczej dwójki.
- Tak. Wam nie można ufać. –
warknął Mandaryn.
- Tak jak tobie.
Mandaryn odszedł zostawiając
Maski same. Wiedziałam, że teraz zainteresują się mną, co mi się szczególnie
nie podobało.
- Witaj w naszej siedzibie.
Podoba się? – rozpoznałam po głosie, że to Cornelia.
- Może być. – odpowiedziałam odważnie,
było mi wszystko jedno.
Tymczasem Whitney stała przy
wielkim panelu, który zapewne był komputerem. Uśmiechała się patrząc w pulpit.
- Wiedziałam. – mówiąc to
odwróciła się w moją stronę. – Jeśli Tony tutaj przyleci, to zginiesz.
Spojrzałam na nią przestraszonym wzrokiem.
Przemknęło mi przez myśl, że Tony o niczym nie wie i się tutaj zjawi.
- Jutro wieczorem na dachu Stark
International wszystko się zakończy. Ale jeśli on tutaj się zjawi, ty skończysz
szybciej. Módl się żeby nie był taki głupi i wyrywny.
Z trudem przełknęłam ślinę.
Miałam nadzieję, że Tony domyśli się, że to może byś pułapka. Chociaż znając
jego porywczość i zdolność do pakownia się w kłopoty może się tu pojawić. Obym
się myliła.
- Zastanawiasz się pewnie co
zrobi? – spytała mnie Cornelia, która zdjęła swoją maskę.
Wyglądała tak jak zwykle tylko
widać było po niej zmęczenie. Chyba musiały nie spać, bo pewnie nas
obserwowały. Poczułam jeszcze większą niechęć do niej niż wcześniej. Jeszcze
gorszą niż do Whitney, którą do tej pory tak nienawidziłam. Oczywiście nic się
w tej kwestii nie zmieniło. Teraz oby dwie stoją na tej samej pozycji: Numer
jeden na liście znienawidzonych osób. I do tego dochodzi ten tajemniczy facet, Mandaryn.
- Nie przyleci. Nie zaryzykuje
twojego życia. W końcu to Anthony Stark, jest przebiegły, inteligentny i do tego
jest Iron Man’em. Zrobi wszystko, ale nie wyda cię na pewną śmierć.
Byłam zaskoczona jej wypowiedzą... Skąd ona może tyle o nim wiedzieć? Pewnie przez te dwa dni, które spędziła z
Tony’m jako ja. Wiedziałam, że jest dobrą obserwatorką, ale żeby aż tak?
- A Whitney ma jeszcze jakiekolwiek nadzieje. – mówiąc to zaśmiała się. – Jesteś głupia jeśli tak
myślisz.
Teraz druga blondyna zdjęła
maskę. Wyglądała gorzej od mojej dawnej przyjaciółki. Oczy miała podkrążone i
podpuchnięte jakby płakała.
- Wcale tak nie jest. – wrzasnęła
i rzuciła maską gdzieś w kąt.
Wzdrygnęłam się. Co ją tak
zdenerwowało? Wiem, że chciała mojej śmierci, ale skoro zaprzeczyła to o co
chodzi?
- Masz wątpliwości Whitney. Nie
chcesz jego śmierci. – odparła z wyższością.
- A ty chcesz śmierci Rhodey’ego?
– podeszła do niej i spojrzała z pogardą. – Odwal się ode mnie, zajmij się
sobą. Zakończymy to i się rozstaniemy.
Teraz Cornelia nie odpowiedziała.
Jak mogły porwać się na takie szaleństwo skoro oby dwie są zakochane w osobach,
które mają zabić? Skrzywdziły nas wszystkich a tylko dlatego, że pojawiłam się
ja. Whitney uważała, że stanęłam na drodze jej szczęścia z Tony’m. A Cornelia? Nie
wiem. Jest dobry moment aby się dowiedzieć co ją podkusiło do tego wszystkiego.
- Dlaczego to robicie?
Zapadła krępująca cisza. Whitney
spojrzała na mnie z nienawiścią w oczach, tak samo jak Cornelia.
- Jeszcze nic nie rozumiesz, tępa
dziewucho?! Zabrałaś mi Tony’ego! To ja miałam być z nim szczęśliwa! Zjawiłaś
się ty i wszystko się popsuło! – wrzeszczała jak oszalała blondyna.
Nie było mi jej żal. Nie czułam
się winna. Tony sam sobie wybiera przyjaciół, ja nie ingerowałam w jego
kontakty z córką Stane’a. Nie dość, że sprowadziła terror na naszą trójkę to
teraz chce nas wszystkich pozabijać. Kompletna wariatka!
- Whitney do jasnej cholery!
Chcesz żeby Mandaryn się znowu na nas zdenerwował?! Dalej nic nie rozumiesz?!
Jedno nie porozumienie i to on nas zabije, kretynko! – krzyknęła Cornelia
podchodząc do Whitney.
Whitney nie patrząc na nią podbiegła
do mnie. Ja wiedząc czego się można po niej spodziewać wstałam i zaczęłam
odchodzić od kanapy. Whitney była szybsza. Złapała mnie za ramię a drugą ręką
wymierzyła cios z pięści w prosto moją twarz. Splunęłam krwią. Nie myśląc o
konsekwencjach oddałam jej. Ta zachwiała się i kopnęła mnie z kolana w brzuch a
potem powaliła na podłogę. Spodziewałam się kolejnego ciosu, jednak nic takiego
się nie stało. Kręciło mi się w głowie, wiedziałam, że stracę przytomność. I
tak też się stało. Przynajmniej nie poddałam się bez walki.
Mam mętlik w głowie. Czyli co Mandarynka pociąga za sznurki? Nie wierzę, a to drań. Nadal nie wiem po co mu Pepper? I jaki interes ma Cornelia w tym wszystkim? Tyle pytań i brak odpowiedzi. A wgl to rozwalił mnie Tony i te "średniowieczne pierdoły", boskie ;). Jeszcze Rhodey taki spokojny człowiek i się zdenerwował. Dobrze, że Stark zachował resztki inteligencji i nie poleciał do Pepper. Wszyscy dobrze wiemy, że się do tego pali :3.
OdpowiedzUsuńJa tak samo, co Wdowa. SZOK :O Mandarynka jest bossem? Co to do cholery ma być? A jeszcze Mask wszystko niszczą. Zniszczyć się. Zabić kurr spalić. Wybacz, ale są już nieznośne. Pepper ma jaja bo już nie raz ją tak potraktowały, a ona ma siłę walczyć. Whitney to chyba jest chora psychicznie, a ta druga może chce zemsty na Rhodey'm? No nie wiem. Fajna notka. Nic, tylko czekać, co się jeszcze będzie wyprawiał za cyrk. :)
OdpowiedzUsuńhttp://iron-adventures.blogspot.com/2015/10/akt-xiv-miosc.html
Super notka, Cornelia nadal nie lubi Whitney czy mi się zdaje ? Ni nic pozostało mi czekać na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńHahahaha :) gdybym powiedziała nauczycielowi o średniowiecznych pierdołach miałabym zagrożone kolejne trzy lata nauki :) hahahahaha
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest bomba. Tony Stark czemu jesteś taki nieogarnięty? -.- Lol Jesteś zakochany w Pepper.
Czekam na nexta
Zapraszam na nn http://ironman-another-story.blogspot.com/2015/10/rozdzia-14-kawa-blachy-z-zaroweczka.html
OdpowiedzUsuń