czwartek, 24 sierpnia 2017

Rozdział 29: Nic nie zdarza się dwa razy


Jej usta, jej wzrok, spojrzenie... Czegoś nie potrafiłem zrozumieć. Gdy oderwała swoje usta od moich, nie mogłem na nią spojrzeć bo ona tego nie zrobiła. Może się pomyliłem? Może ona tego wcale nie chciała? Może nic do mnie nie czuje a tylko ja sobie coś ubzdurałem? Za dużo pytań a odpowiedzi brak. Choćbym chciał ją dogonić i powiedzieć, że kocham ją całym sercem i tylko ona jest dla mnie ważna, tylko ona się liczy, tylko z nią będę szczęśliwy - to nie mogę tego zrobić, bo wiem, że ona nic do mnie nie czuje. Dała się ponieść chwili. Wokół taka piękna sceneria, księżyc w blasku i jej cudowna, twarz. Twarz, którą zapamiętam do końca życia, te cudowne piegi, które zimą delikatnie znikają i przygasają przez co jest bardziej słodka niż była. Te rude włosy, które teraz skąpane w zimowym wietrze, powiewają we wszystkie strony, tak długie jak jeszcze nigdy nie były. I te najcudowniejsze, najpiękniejsze oczy, zielone jak najprawdziwszy szmaragd w letnim, południowym słońcu. To wszystko w niej, zadziałało na mnie jak magnes, nie mogłem się powstrzymać aby nie zatopić się w jej pełnych, różowych jak truskawka ustach. Rozpaliły mnie do czerwoności, obudziły na nowo to co czułem od dawna. Miłość. Tak, kocham ją i nie mogę przestać. Najgorsza jest myśl, że ona nie odwzajemnia moich uczuć, a przez to mogę stracić przyjaciółkę. Dla niej to było coś czego się nie spodziewała i nawet nie myślała, że kiedyś do tego dojdzie. Jeśli nie mogę liczyć na miłość, chcę chociaż móc się z nią przyjaźnić. Jest dla mnie bardzo ważna i nie pozwolę żeby odeszła. Nie, nie mogę jej pozwolić odejść. Jednak teraz najlepszym rozwiązaniem będzie pobycie w samotności. Niech nasze serca się uspokoją, bo moje łomocze i nie może przestać. Czułem się cudownie, tak jakbym moje prawdziwe serce odżyło na nowo. A z drugiej strony mam wrażenie, że rozpadło się już na zawsze.
Ta noc zmieni wszystko w naszym życiu. I będziemy sobie musieli z tym poradzić, moja słodka, mała Pep.



~*~


Błąkałam się po mieście. Było gdzieś grubo po dziesiątej ale nie przeszkadzało mi to. Nie przeszkadzało mi również zimno panujące wkoło. Chciałam się komuś wyżalić, ale komu? Tak naprawdę krążyłam niedaleko zbrojowni, miałam nadzieję, że Tony'ego tam nie ma a Rhodey będzie w stanie mi pomóc.
Zdecydowałam. Idę tam, potrzebuję wiedzieć, czy Tony mnie kocha, czy jest jakaś nadzieja.
Dotarłam do zbrojowni, otworzyłam drzwi kodem i zastałam tam tylko Rhodey'ego. Kiedy zobaczył mnie taką zapłakaną podszedł do mnie.
- Pepper! Co się stało? Gdzie Tony?!
Wzięłam głęboki wdech, bo zaczęłam się trząść z nerwów.
- Nie mam zbyt dużo czasu.
- Co to znaczy? - Rhodey zaczął coraz bardziej panikować.
- Tony mnie pocałował.
Zapadła cisza. Rhodey zmieszał się i nie wiedział co powiedzieć. Patrzył na mnie przenikliwie, jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy i zobaczyć to wydarzenie na własne oczy.
- Jak to? To czemu tutaj jesteś?
- Jestem tutaj bo spanikowałam, uciekłam po tym jak powiedział, że nie powinien tego robić... Rhodey, ja nie wiem co mam myśleć.
- Pepper, nie wiem jak mam Ci pomóc, Tony mało mówił mi przez ostatni czas. Jedyne co widziałem to to jak tworzył Ekstremis oraz jaki przejęty i zamknięty w sobie siedział przy twoim łóżku. Nie było dnia żeby tego nie przeżywał, nie płakał, nie rozpaczał. Udawał, że jest twardy ale ja dobrze wiedziałem, że bardzo go boli strata ciebie. I to nie jak na zwykłego przyjaciela.
Coś mnie tknęło. Co Rhodey miał na myśli? Czy on coś sugerował? Nie zdążyłam zapytać, bo drzwi od zbrojowni zaczęły się otwierać.
 - Nie było mnie tutaj. - szepnęłam i stałam się niewidzialna.
Rhodey przez chwilę stał rozkojarzony ale otrząsnął się i usiadł na kanapie. Ja w tym czasie stałam w kącie zbrojowni i obserwowałam wszystko.
- Gdzie byłeś? Gdzie Pepper? - spytał James jak gdyby nigdy nic.
Ucieszyło mnie to, że postanowił dochować tajemnicy.
- Pepper wróciła do domu. Trafiła na Mandaryna, próbował ją zaatakować ale wypaliła mu dziury w zbroi.
- To czemu jesteś taki przybity?
- Pocałowałem ją a później odwaliłem totalną głupotę... Powiedziałem, że nie powinienem. A przecież tego chciałem...
Słysząc to prawie zemdlałam. I przez przypadek z emocji znów stałam się widzialna dla ludzi. Tony'emu to nie umknęło. Od razu mnie zauważył.
- Pepper? Nie miałaś być w domu?
Nim odpowiedziałam, poczułam, że słabnę i opadam na podłogę. Obraz był rozmazany, widziałam nad sobą tylko sylwetkę Tony'ego, który coś do mnie mówił. Jednak nie docierało to do mnie, oczy zrobiły się ciężkie a ja odpłynęłam.



~*~


Odpłynęłam, bardzo odpłynęłam. Byłam w zupełnie innym miejscu niż zbrojownia. Poznałam od razu to miejsce, ogarnął mnie ogromny lęk. Zobaczyłam ją.
- Miałaś już odejść raz na zawsze! - krzyknęłam w stronę mojej dawnej przyjaciółki a zarazem wroga.
Tak, nie mylę się to była Cornelia. Stała w białej, jedwabnej, długiej sukni. Wyglądała na zmartwioną i przygnębioną, jakby coś nieustannie ją trapiło. 
- Jesteś w niebezpieczeństwie Pepper, tak jak Tony i Rhodey. Musicie uważać, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Mandaryn jest wśród was, nie dajcie się zwieść. 
- Co to znaczy, że jest wśród nas? - spytałam bo było to bardzo niepokojące.
- W waszym otoczeniu, szkoła, znajomi, przyjaciele. Nikomu nie możecie ufać oprócz was samych. 
- Dlaczego nam pomagasz? Przecież sama nas w te kłopoty wpakowałaś! 
Nic z tego nie rozumiałam. Jaki był sens najpierw próbować nas zabić a później udawać dobrą i dawać rady? To się w ogóle nie trzymało żadnych reguł, zero w tym logiki. 
- Wiem, że źle zrobiłam, bardzo źle. Nie mogę cofnąć czasu, mogę jedynie was nakierować. 
- A co jeśli my nie chcemy twojej pomocy? - warknęłam. 
Zmieszała się bardzo i spuściła wzrok. Powinno mi być jej szkoda, bo była moją przyjaciółką ale co to za przyjaciel, który cię wykorzysta, zdradzi i porzuci? 
- Wybacz, Pepper. To co się wtedy tam stało jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Nie miałam wyboru. 
- Nie miałaś wyboru?! - wrzasnęłam. - Zawsze jest jakiś wybór! Zrobiłaś to bo chciałaś.
- Nie, Mandaryn zagroził, że zabije moją rodzinę. Wybacz mi, Pepper ale nie wiedziałam kogo mam ratować. Wiedziałam, że Tony to Iron Man a Rhodey mu pomaga. Wiedziałam, że dacie radę... Ale nie sądziłam, że prawie umrzesz. 
- Nie sądziłaś tak? Szkoda, że tak późno to przemyślałaś, dałoby się jeszcze wszystko uratować w trakcie. 
Zrobiło mi się jej żal. Nie była taka zła jak mi się naprawdę wydawało. Nie wiedziała co zrobić, musiała wybrać między złem a większym złem. Szkoda tylko, że nic już nie da się zrobić... Jest martwa, a ja rozmawiam z jej duchem.
- Teraz już wiesz, że nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli, prawda Pepper?
Spojrzała na mnie tajemniczo. Zrozumiałam co chciała mi przekazać. Wie o naszym pocałunku. Wie, że Tony mnie pocałował. Tylko dlaczego ona to robi? Przecież nie musi mnie strzec, nie musi zachowywać się jak mój Anioł Stróż. 
- Dlaczego to robisz? Przecież nie musisz się zachowywać jak mój strażnik.
- Chce żebyście przeżyli. Nawet nie wiesz jak ciężko było mi się rozstać z Rhodey'm kiedy musiałam tak postąpić. 
Widziałam ten smutek w jej oczach. Teraz już wiem, że musiało jej być bardzo ciężko. Nie mogłam się z tym pogodzić, że tak nas zraniła i przeszła na stronę wroga ale z drugiej strony... zaczynałam ją rozumieć. Rodzina znaczy wiele, tak samo dla mnie. Pewnie też nie wahałabym się tak postąpić. A z Rhodey'm myślałam, że będą tworzyć dobrą parę. Jednak nie było im to dane. 
- Powiedziałaś mu co czujesz? 
- Tak, ale to teraz już niczego nie zmieni. - odpowiedziała wymijająco. - Pepper, nie popełnij tego błędu co ja. Nie mów o swoich uczuciach kiedy będzie już za późno.
Zaskoczyła mnie i przeraziła mnie tym. Skąd ona tak dużo wie? Przecież nie ma jej obok mnie, jedynie teraz możemy porozmawiać. Jestem bardzo skołowana a jednocześnie ciekawa tego co jeszcze może mi powiedzieć.
- Co masz na myśli? - zanim usłyszałam odpowiedź, postanowiłam, że powiem jej o mojej wizji. - Kiedy dotknęłam zbroi Tony'ego zobaczyłam jak walczy z Mandarynem. On próbował mu wyrwać rozrusznik, na końcu słyszałam same krzyki i tak jakby trzęsienie ziemi. 
- Nie możesz tego lekceważyć, nie w takiej sytuacji. Uważaj na niego, jedna zła decyzja i wszyscy możecie cierpieć.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć Cornelia dodała.
- Na mnie już pora. Wracaj, bo Tony odchodzi od zmysłów.
Wzięłam głęboki oddech. Po tym co usłyszałam nie jestem pewna czy chce wracać. Boję się co może wyniknąć z tej całej sytuacji jaka nam się przydarzyła. 
- Zobaczymy się jeszcze? - spytałam.
- I to nie raz. - uśmiechnęła się lekko.
Obraz zaczął się zamazywać, a ja znów miałam czarno przed oczami. Tym razem jednak zaczęłam je powoli otwierać, bo bardzo raziło mnie światło. Widziałam nad sobą głowę Tony'ego i Rhodey'ego. Oby dwoje wyglądali na zmartwionych. 
- Pep, słyszysz mnie? - spytał niebieskooki.
Pep. Uwielbiałam kiedy tak do mnie mówił, sprawiało mi to wielką radość. Dodatkowo jego oczy wprawiały mnie w zachwyt i osłupienie. Zwłaszcza teraz, kiedy wiedziałam jak smakują jego usta. 
- Tak, nic mi nie jest. 
Po tych słowach zwyczajnie wstałam a Tony wydawał się jeszcze bardziej zaniepokojony niż przedtem. 
- To nie było przypadkowe omdlenie. - powiedziałam na co oni rozdziawili buzie.
- Zrobiłaś to specjalnie? To też Ekstremis? - spytał oszołomiony Rhodey.
- Nie. - zaśmiałam się. - Cornelia, to ona. Powiedziała, że musimy uważać, każdy nasz jeden błąd może kosztować nas życiem.
- I ona nam to mówi?! - powiedział podirytowany Tony. - Przecież ona prawie Ciebie zabiła!
- Tony, nic nie jest tak jasne jak ci się wydaje. Nie miała wyjścia, Mandaryn groził, że zabije jej rodzinę. Musiała wybierać między złem a jeszcze większym złem.
Po tym co powiedziałam Tony trochę spokorniał. Usiadł na kanapie i patrzył na mnie bardzo intensywnym, więc przeszywającym wzrokiem. Było mi głupio po tym co usłyszałam. Ciekawa jestem czy zastanawia się nad tym tak samo jak ja. Zamiast telekinezy chyba wolałabym czytać w myślach. Chociaż to bardzo ryzykowne.
- Wybaczcie, ale teraz wrócę już do domu. Jest późno a ja jestem zmęczona, dużo się dzisiaj wydarzyło. - mówiąc to czułam, że zaczynam tracić grunt pod nogami.
Co jeśli Tony teraz będzie chciał coś powiedzieć, zrobić? A ja nie będę wiedziała jak na to zareagować? Byłam pewna, że wszystko się totalnie skomplikuje a nasza przyjaźń zostanie wystawiona na ciężką próbę... Chociaż czy tą relację można nazwać przyjaźnią? Wątpię, zaczęło sie coś nowego, innego. Tylko oby dwoje jeszcze nie wiemy w jakim kierunku zmierzamy i czego chcemy.
O dziwo Tony nic nie odpowiedział. Spuścił głowę i tak pozostał dopóki nie wyszłam ze zbrojowni. Może miał nadzieję, że powiem coś odnośnie tego co usłyszałam? Myślę, że miał nadzieję, że jednak coś zrobię. A co jeśli jednak nie o to mu chodziło? Znaleźliśmy się w bardzo trudnej i skomplikowanej sytuacji. Czas pokaże jak to wszystko będzie wyglądać. Martwi mnie to co powiedział Rhodey. Wydaje mu się, że ze strony Tony'ego to nie tylko przyjaźń. To coś więcej. Według mnie to bardzo głęboka i oddana przyjaźń. Wymagała ona dużo poświęcenia i zaufania. Może Tony się pogubił sam nie wiedział co zrobić i stąd ten pocałunek? Niczego już nie jestem pewna. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego co będzie dalej. Boję się o to, że nie przetrwamy tej próby czasu.



~*~


Między nami panowała cisza. Była to niezręczna cisza, taka której nie lubię. Wiedziałem, że Pepper tutaj po coś była. Tylko po co? Na to może mi odpowiedzieć tylko Rhodey, ale znając rudą powiedziała mu żeby mi nic nie mówił bo inaczej go udusi. A, że Rhodey zawsze dochowuje tajemnic - i za to go bardzo cenie - nie będzie łatwo się dowiedzieć co ruda od niego chciała. Ale zawsze warto spróbować.
- Rhodey, czemu Pepper tutaj była?
- Dobrze wiesz, że nic się ode mnie nie dowiesz.
Moje przypuszczenia były trafne. Nie ma co, choćbym bardzo nalegał Rhodey nie piśnie ani słówka. To prawdziwy materiał na przyjaciela.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Możesz mi tylko powiedzieć czy chodziło o mnie?
Rhodey przez chwilę się zastanowił czy może mi odpowiedzieć. Jednak po chwili kiwnął głową na tak. Mogłem się tylko domyślać o co Pep go zapytała.
- Co tam się stało? Czemu jej powiedziałeś, że nie powinieneś skoro tego chciałeś?
Zamyśliłem się. Dlaczego ja jej to powiedziałem? Przecież chciałem tego jak cholera! Tak bardzo pragnę jej całej. Jej dotyku, ust, pięknych, zielonych oczu, cudnych rudych włosów tak bardzo lśniących w słońcu. Co ja najlepszego zrobiłem? Gdybym jej powiedział, że ją kocham może wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie czułem żeby nie chciała mnie pocałować. Odwzajemniła ten pocałunek z pasją. Dopiero po chwili oderwała się ode mnie i spuściła wzrok. Może jednak tego nie chciała? Sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze sytuacja w zbrojowni. Słyszała to co powiedziałem a mimo to nie zrobiła nic. Nie powiedziała najmniejszego słowa, nie okazała żadnych uczuć wobec mnie. Już nic nie rozumiem, pogubiłem się w tym wszystkim bardzo. Czemu to jest takie trudne? Los postawił przede mną tak cudowną i niespotykaną osobę a ja nie potrafię jej przy sobie zatrzymać, dać tego co najlepsze. Nie chce zobaczyć jak mnie opuszcza bo nie dałem jej tego czego pragnie. Pepper jest bardzo skomplikowana co bardzo mnie w niej pociąga. Jednak nie jestem pewien co ona czuje do mnie. Przyjaźń czy miłość? Może oprócz przyjaźni wielką wdzięczność za ratunek, która być może skłoniła ją do oddania pocałunku?
Nie dowiem się tego dopóki z nią nie porozmawiam. Na razie jest to niemożliwe, ale oboje dobrze wiemy, że kiedyś ta niezręczna rozmowa nastąpi. A wtedy każde z nas będzie musiało wiedzieć czego chce.
Pozostaje jeszcze jedna wątpliwość. Czy mogę ją podwójnie narażać? Jestem Iron Man'em i kiedyś obiecałem sobie, że jeśli będzie trzeba to całe życie będę sam aby nikogo nie obarczać taką odpowiedzialnością i sekretem. Jednak Pepper jest inna, czułem to tego pierwszego dnia kiedy ją zobaczyłem. Czułem, że ten dzień zmieni całe moje życie. To prawda, moje życie pomimo wszelkich przeszkód, wrogów, walk nabrało odrobinę szczęścia właśnie dzięki niej. Ale czy mogę ją tak narażać? Nie mogę sobie wybaczyć tamtej chwili kiedy pozwoliłem spać jej z tego dachu. Do tej pory mam koszmary, widzę jej spojrzenie. Widzę w nim coś czego do tej pory nie potrafię odczytać. Ale mimo to chciałbym żeby jeszcze raz na mnie spojrzała. Oprócz niewyobrażalnego strachu było tam coś jeszcze. Tak jakby chciała mi coś powiedzieć. Coś co mogłoby zmienić nasze życie.



~*~


Dotarłam do domu. Oparłam się plecami o drzwi mojego pokoju. Ojca jak zwykle nie było, nawet nie zauważyłby, że tak długo mnie nie było. Czemu to wszystko musiało się tak skomplikować? 
Najpierw mnie całuje. Niby jest wszystko dobrze ale kiedy odrywam się od niego on nagle zmienia zdanie. Później w zbrojowni wychodzi całkiem co innego. Nie rozumiem już nic. Sam sobie przeczy, przez co nie pozwala siebie zrozumieć. Coś czuje, że teraz może być niezręcznie, wręcz bardzo niezręcznie. Oby tylko moje obawy nie były trafne. Jeszcze w dodatku ta dziwna wizja. Cornelia ma rację, że nie jesteśmy bezpieczni a moja wizja wcale nie jest bezpodstawna. Po pierwsze Tony lubi pakować się w kłopoty i zbagatelizuje to co mu powiedziałam. Po drugie po Ekstremis całkowicie się odmieniłam jeśli chodzi o wygląd i moje zdolności. Nie ma podstaw żeby myśleć, że to przypadek. Muszę pilnować Tony'ego jak oka w głowie chociaż po dzisiejszej sytuacji wolałabym się zaszyć w dom i nigdy z niego nie wyjść. 
Ale przecież go kocham i nie pozwolę żeby stała się mu krzywda. 




~*~

I oto 29 rozdział. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Rozdział pełen przemyśleń. 

2 komentarze:

  1. Świetnie się złożyło bo tak jak mi mówiłaś. Tony się pogubił. Rozdział był fajnie zrobiony. Myśli, uczucia i ta postawa Rhodey'go. Jestem ciekawa kiedy Mandaryn znów zaatakuje.
    Ps:Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo widzę nowe rozdziały :D mam nadzieję , że doczekam się dalszych części :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy