poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Rozdział 34: Gotowy na wszystko


Tony unikał tematu misji jak ognia. Nie mogłam dowiedzieć się co tam się stało. Byłam za tego powodu rozgoryczona i w pewien sposób zła na niego, że nie chce wydusić z siebie najmniejszego słowa. Myślałam sobie wtedy, że nie jetem odpowiednią osobą do tego aby móc o tym rozmawiać. Wtedy zaczęłam wątpić w siebie i to czy Tony kiedykolwiek zauważy we mnie kogoś więcej niż przyjaciółkę. Ukryty żal z każdym dniem bolał mnie coraz bardziej, aż w końcu eksplodował - wczoraj wieczorem.

Dzień wcześniej 


Po wszystkim co się wydarzyło trzeba było w końcu zacząć normalnie uczęszczać na zajęcia. Najlepszą frekwencję z nas miał oczywiście Rhodey, który był wręcz chory na myśl, że mógłby opuścić choćby jedną godzinę lekcyjną. Niebieskooki natomiast podchodził do tematu bez większego stresu, a to gdzieś zniknął lub nie pojawił się wcale. Ja również starałam się uczęszczać regularnie, jednak nie mogłam pogodzić się z faktem, że Tony mi w jakiś sposób nie ufa. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Tuż po zajęciach udaliśmy się razem z Rhodey'm do zbrojowni. Super bohater oczywiście nie zaskoczył nas tym, że się nie pojawił. Byłam jeszcze bardziej zła, bo czułam, że ukrywa przede mną coś czego nie powinien zatajać.
Godziny mijały szybko a ja udawałam, że wszystko jest w porządku. Mimo moich starań widać było, że mam mu coś za złe i nie jestem w stanie być sobą w całości. Wolałam w pewnych momentach siedzieć cicho, jednak Tony opacznie to zinterpretował.
- Pep, możesz powiedzieć o co tak naprawdę ci chodzi?
To pytanie wytrąciło mnie z równowagi, której już i tak powoli zaczynało mi brakować. Rhodey czując, że może być gorąco oraz, że będzie musiał stanąć pomiędzy młotem a kowadłem, zmył się. Nie było to ani nowe ani zaskakujące.
- O co mi chodzi? - powiedziałam, prawie wrzeszcząc. - Mi?
Tony spojrzał na mnie pytająco, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.
- O to, że nie możesz mi powiedzieć co się stało na misji! - prychnęłam nie kryjąc irytacji.
Tony spojrzał na mnie wzrokiem, którego nie byłam w stanie w żaden sposób rozszyfrować. Od zawsze był dla mnie zagadką, ale w niektórych sytuacjach potrafiłam poznać po nim co myśli i co czuje. Teraz był jak enigma.
Cisza z każdą z chwilą coraz bardziej ciążyła, a ja byłam bliska płaczu. Czy on naprawdę aż tak mi nie ufa? O co w tym wszystkim chodzi? Przecież jak do tej pory nie zawiodłam jego zaufania i jestem pewna, że to by się nie stało. Coś między nami po tym wydarzeniu się zmieniło, czułam dystans pomiędzy nami. Nie wiedzieć czemu już nie było między nami takiej bliskości jak jeszcze parę tygodni temu, jak na przykład na balu. W tym czasie koło mnie zaczął kręcić się ktoś inny - nowy w szkole. Miał na imię Gene, wydawał się całkiem w porządku ale... No właśnie. To po prostu nie był Tony, nie ten w którym się zakochałam. Przecież to takie oczywiste. Widziałam po nowym koledze, że nie zachowuje się do końca tak jak na kolegę przystało. Co chwila chciałby mnie gdzieś zapraszać, jednak ja wcale nie miałam ochoty na bliższą relację. Cały czas w pamięci miałam nasze wspólne chwile z Tony'm, mimo, że przyjacielskie dla mnie dużo znaczyły. Widocznie nie dla niego skoro teraz traktuje mnie dość ozięble i dziwnie. Co jeśli się czegoś domyślił i nie jest w stanie powiedzieć mi prosto w oczy, że nic do mnie nie czuje?
- Pep? Jesteś tam?
Wybudziłam się z transu. Spojrzałam na Tony'ego i właściwie nie wiem co chciałam mu przekazać tym spojrzeniem. Wiedziałam, że chłopak widział w nim złość i smutek, bo podszedł do mnie i starał się objąć ale ja nie wiedzieć czemu nie pozwoliłam mu na to.
- Nie, zostaw mnie. - powiedziałam ciszej niż wcześniej powstrzymując łzy.
- Pepper, spójrz na mnie. - mówiąc to starał się spojrzeć mi w oczy ale ja unikałam kontaktu wzrokowego. - Proszę.
Dopiero gdy wypowiedział ostatnie słowo, odważyłam się na niego spojrzeć. Nie byłam jednak zadowolona z tego faktu, że dałam się złamać. Przecież miałam być nieugięta i postawić na swoim. W końcu chciałam znać prawdę. Czy to tak wiele?
- Nie lubię kiedy ktoś ze mną pogrywa. - powiedziałam to patrząc mu prosto w oczy.
Tony nie odpowiedział, tylko utkwił spojrzenie w moich oczach. Mogłam bez problemu przyglądać się ich morskiej głębi, która zawsze mnie zachwycała i fascynowała. Teraz jednak w tej głębi czaiło się zwątpienie. W momencie zrozumiałam, że toczy walkę sam ze sobą.
- To nie tak Pepper.
Spodziewałam się takiej odpowiedzi jak najbardziej.
- A jak? - spytałam automatycznie.
Westchnął ciężko i przeczesał ręką włosy. Wyglądał na zamyślonego ale jednocześnie na spokojnego. Może zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś ta rozmowa musiała nastąpić?
- Po prostu miałaś się nie dowiedzieć o pewnej rozmowie z Mandarynem. 
- Co proszę?! - prawie wrzeszczałam, tyle, że już nie starałam się nad sobą panować. - Jakiej rozmowie?
Tony oparł się o blat pracowni, a ja w tym czasie krążyłam po całej zbrojowni. To co usłyszałam wyprowadziło mnie z równowagi. Miałam ochotę go udusić przez pierwsze parę chwil.
- Chodziło w niej o ciebie.
Przystanęłam i obróciłam się w stronę czarnowłosego. Jak to o mnie? Czego Mandaryn znowu oczekuje? Już wystarczająco namieszał, ale teraz sama umiem się skutecznie bronić.
- Czego chciał? - zapytałam, jednak po chwili dodałam. - Zresztą nie ważne, umiem sama o siebie zadbać Tony, co nie znaczy, że jestem wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Jednak nie musisz się trząść nade mną. Nic mi nie będzie.
Widocznie Tony myślał i sądził inaczej, bo bardzo zdenerwował się na moje słowa.
- To nie jest takie proste jak myślisz. Mandaryn jest przebiegły i już nie raz to udowodnił. - powiedziawszy to podszedł do mnie i złapał za ręce. - Miałem trzymać się od ciebie z daleka, nie wiedzieć czemu... Uzasadniał to tym, że tylko tak mogę zagwarantować bezpieczeństwo. Na początku stwierdziłem, że nie wydaje się to takie złe, dalej miałaś tu być jednak miałem być bardziej zdystansowany... Tyle, że to nie takie proste spędzając z tobą większość czasu. Poza tym zaczynało mi brakować normalności.
Mówiąc to starałam się unikać jego palącego wzroku na sobie. Wiedziałam, że jeśli spojrzę mu w oczy to po prostu się rozczaruje. Jemu chodziło jak zwykle tylko o przyjaźń. Nie żebym była wybredna, ale czasami naprawdę chciałabym czegoś więcej. Czułam niedosyt, zwłaszcza przez te ostatnie kilka tygodni.
- Nie chciałem żebyś była na mnie zła, ani żebyś czuła się w jakiś sposób oszukana. - dodał przyciągając mnie do siebie i tuląc. - Chciałem żebyś była bezpieczna.
Westchnęłam cicho kiedy mnie tak obejmował. Podobało mi się to jednak nie do końca wiedziałam jak miałam to wszystko interpretować. Czy to przyjaźń, czy kochanie?
- Tony, dobrze wiesz, że skoro poradziliśmy sobie raz to zrobimy to ponownie. Nie możesz mnie ignorować tylko dlatego, że boisz się o moje życie. Pomyślałeś o swoim? Jak na razie to ja jestem najsilniejsza bez zbroi.
Czułam jak mięśnie Tony'ego napinają się. Odsunął się ode mnie i spojrzał jakby był zawiedziony... Chociaż czy to było właśnie to spojrzenie? Chyba nie do końca.
- Co nie znaczy, że możesz przenosić góry i walczyć z Mandarynem. - powiedział to jakby czytając mi w myślach. - Nigdy się na to nie zgodzę.
- Ale dlaczego? - podniosłam głos. - Ty możesz się narażać?
Tony nie odpowiedział od razu. Stanął do mnie bokiem i patrzył przed siebie jakby usilnie się nad czymś zastanawiając. Wiedziałam, że to co może mi powiedzieć albo zdenerwuje mnie jeszcze bardziej albo sprawi, że rozsypię się w drobny mak z wrażenia i rozpalających mnie uczuć.
- Wolę zginąć, niż patrzeć jak umierasz. Nigdy na to nie pozwolę.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam dać upust emocjom. Łzy spływały po moich policzkach.
- Nie pozwolę ci zginąć w imię czegokolwiek. - zacisnęłam usta w wąską linie.
Tony widząc to jak wstrząsnęło mną jego wyznanie postanowił znowu do mnie podejść, jednak ja odwróciłam się do niego plecami.
- Pep...
- Nie, Tony. - przerwałam mu. - Nie chce żebyś się za mnie poświęcał, już wystarczająco dużo się stało.
Powiedziawszy to opuściłam zbrojownie i skierowałam się do domu. Stałam się niewidzialna, aby łzy spokojnie mogły spływać po moich policzkach.

~*~

Było mi ciężko na samo wspomnienie, a co dopiero słyszeć te słowa wczoraj. Widocznie żadna siła nie jest w stanie ustrzec go od szaleństwa jakiego chciał się podjąć. Przecież to niedorzeczne żeby oddawać za kogoś życie... 
Chociaż czy ja nie zrobiłabym tego samego jeśli chodzi o niego? Wtedy kiedy Mandaryn zrzucił mnie w wieżowca wiedziałam, że jeśli to nie będę ja padnie na Tony'ego, a tego bym nie zniosła. Wolałam poświęcić się za niego, byleby tylko on był bezpieczny. 
Ale nie mogłam pogodzić się z tym, że on pomimo słabego zdrowia myśli o tym samym. Już wystarczająco pokazał, że zależy mu na moim życiu. Mandaryn musiał powiedzieć mu coś co wywarło na nim ogromny wpływ. 
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zdziwiłam się bo nie przypominam sobie żebym kogoś zapraszała. Podeszłam do drzwi i wtedy zdałam sobie sprawę, że chłopak w żółtych okularach ma wielki tupet i upór. 
Otworzyłam i zapytałam niezbyt zadowolona z całej sytuacji.
- Co tu robisz, Gene? 
Chłopakowi na moje słowa mina zrzedła. Poprawił okulary - od jakiegoś czasu zauważyłam, że ma to w zwyczaju kiedy się denerwuje. 
- Przyszedłem sprawdzić jak się masz. - powiedział po czym dodał pośpiesznie. - Nie było cię w szkole.
- I uznałeś to za dobry powód żeby po jednym dniu nieobecności odwiedzać mnie w domu? W ogóle skąd masz mój adres? 
Chłopak widocznie się zmieszał, ale to nie przeszkodziło mu w prowadzeniu dalszej rozmowy. Ja również nie zamierzałam odpuścić. 
- Kiedyś przypadkiem zobaczyłem, że tutaj mieszkasz. 
Wydało mi się to podejrzane, jednak na tą chwilę nie byłam w stanie zaprzątać sobie tym głowy. Nie chciałam wdawać się z nim w bliższe relacje, nawet koleżeństwo. Wydawał mi się dość dziwny i tajemniczy, tak jakby coś usilnie starał się ukryć przed całym światem. Może tylko mi się wydawało albo po tych wszystkich wydarzeniach byłam przewrażliwiona ale coś w tym musiało być. Nie chciałam dać się zwodzić tym, że był po prostu dla mnie miły bo w jakiś sposób mu się spodobałam. Co to, to nie. 
- Interesujące. A teraz wybacz, czekam na kogoś. - skłamałam gładko.
Chciałam zostać sama bez niezapowiedzianych gości. Sama jak palec z własnymi myślami. 
- Ach... wielka szkoda. - odpowiedział lustrując mi wzrokiem, jakby wyczuwając, że kłamię. - Coś... 
Gene zaczął coś mówić ale w tym samym momencie, pojawił się nie kto inny jak Tony. Nie wiedziałam jak i dlaczego się tutaj znalazł, ale paradoksalnie mogłam powiedzieć, że teraz po tym wszystkim spadł mi z nieba. Miał idealne wyczucie czasu... Tylko ciekawe jak długo już tutaj jest i ile usłyszał? 
- Pepper, wszystko w porządku? - zapytał Tony, który najwyraźniej nie był zadowolony z wizyty chłopaka. 
- Tak, wchodź do środka. - odparłam i otworzyłam drzwi aby niebieskooki mógł wejść. 
Gene chyba poczuł się urażony, bo jedyne co zrobił to bąknął pod nosem cześć. Jednak po krótkim zastanowieniu dopowiedział, że wpadnie kiedy indziej. Po prostu pięknie. Czy to jakiś zlot nieproszonych gości? Mimo, że nie chciałam widzieć Gene, to nie chciałam tak samo widzieć Tony'ego. Tyle, że o wiele bardziej tolerowałam super bohatera niż te żółte okularki, które potrafiły być momentami naprawdę irytujące. Śmieszne, ale to może przez ten kolor? 
Kiedy Gene już poszedł, ja z Tony'm weszliśmy do środka. Oczywiście i dla niego nie zamierzałam być miła bo wiedziałam, że przyszedł tutaj wybadać jak bardzo jestem na niego zła. Może to głupie, że się na niego tak złoszczę ale nie mogę odpuścić skoro chodzi o jego życie. 
- Przyszedłeś żeby się ze mną kłócić czy powiedzieć coś sensownego? - zapytałam jakby trochę go atakując. 
Tony jednak zupełnie się tym nie przejął tylko westchnął. Czułam, że ta rozmowa również nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. 
- Powiesz coś wreszcie? - nie potrafiłam ukryć swojej irytacji. 
Tony natomiast chyba zrozumiał, że lepiej ze mną nie igrać, a przynajmniej nie w tym momencie. Nie wtedy kiedy jestem wściekła jak osa. Niestety tak tylko mi się wydawało. 
- Chciałem najpierw wiedzieć co tutaj robił ten... dupek. 
To nie był pierwszy raz kiedy widziałam czarnowłosego zdenerwowanego. Mało tego on był po prostu wściekły. 
- Przyszedł bo nie było mnie w szkole. Nie wiem czy zauważyłeś to przez cały dzień. - odparłam kąśliwie. 
Czy on naprawdę zamierzał mnie jeszcze bardziej denerwować? Przecież tak nie powinno być, nie możemy non stop trwać w takim stanie rzeczy. Kryzys wisi w powietrzu i właśnie się zaczął. Co więcej, nie wygląda na to żeby się szybko zakończył. 
- Zauważyłem, dlatego tutaj jestem! Tylko nie rozumiem czemu on zawraca ci głowę. 
- Też chciałabym to wiedzieć. Jednak jestem w stanie to wytrzymać. 
Tony spojrzał na mnie dziwnie, jakbym powiedziała coś bardzo zaskakującego. Już wyobrażałam sobie jaką to za chwilę może rozpętać wojnę, jednak nic takiego się nie stało. Tony jakby przygasł i spokorniał. Nie wiem co wywołało u niego taki efekt, bo ani nie byłam przychylna dla Gene ani niemiła. Podeszłam do tematu bardzo neutralnie ze względu na to, że tak zwykle zachowywałam się wobec niego. Dzisiaj jedynie przez cały natłok wydarzeń ostatnich tygodni byłam bardziej niemiła niż normalnie. Zresztą o czym ja mówię. Kąśliwe uwagi często pojawiały się jeśli tylko byłam zła. Nie znosiłam czasami siebie za to. 
- Czy... Czy między wami coś jest? 
Myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit po tym pytaniu. Co on sobie ubzdurał? Czy każde moje słowo nie ważne jak bardzo obojętne i oziębłe zawsze będzie rozumiane w zupełnie inny sposób? 
- Czy tobie odbiło już do reszty, Tony? - powiedziałam, czując, że zaraz mogę eksplodować. - Przychodzisz tutaj nie wiadomo z jakim zamiarem po tym jak pokłóciliśmy się o to, że chcesz bezsensownie poświęcać się dla mnie a teraz pytasz czy łączy mnie coś z Gene? 
Tony zacisnął usta w wąską linię, chyba starał się powstrzymać od wybuchnięcia. Mnie natomiast było już powoli wszystko jedno. Myślałam, że skoro już przyszedł to powie coś z sensem i w końcu dojdziemy do porozumienia. Przecież nie chciałam toczyć z nim wiecznej wojny. Chciałam tylko aby zrozumiał, że nie jest w stanie zbawić całego świata zachowując przy tym życie. Czy on naprawdę myślał, że poświęcenie się za mnie gdyby coś takiego miało miejsce, przyniosłoby jakieś zbawienne skutki? Nie. Byłoby źle, bo świat potrzebuje kogoś takiego jak on. Takiego bohatera, który będzie gotowy na wszystko. Tyle, że nie może tracić głowy od nadmiaru obowiązków i ciężaru jakie nad nim ciążą. Byłam mu bardzo wdzięczna za odtworzenie receptury Ekstremis. Już nic ponad to większego nie może zrobić aby zagwarantować mi, że przeżyję każdą bitwę. Wiedziałam i zdałam sobie z tego sprawę kiedy powiedział mi, że jest Iron Man'em. Wiedziałam, że nigdy już mogę nie być na tyle bezpieczna aby móc chodzić normalnie po ulicach przez to, że Mandaryn był na wolności i urządzał sobie polowanie na nas. Dobrze wiedziałam, że będę nosić brzemię przyjaźni z Tony'm. Ale przecież nikt nigdy mnie do tego nie zmusił, to ja wybrałam. Poniekąd wybrałam jego życie za moje. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym wprost, ale będąc jego przyjaciółką ryzykowałam tak samo jak Rhodey. Aby go zniszczyć trzeba trafić w najczulszy punkt - to co najbliższe sercu. Mimo to nie zawahałam się ani razu. 
- On jest po prostu dziwny. Nie chce żeby się kręcił koło ciebie... - to ostatnie zdanie prawie wyszeptał. 
Zdziwiły mnie jego słowa, ale jednocześnie w jakiś sposób serce dziwnie mnie zakuło. Znowu pojawiła się iskra nadziei. Jednak chwilę po tym szybko zgasła, a ja w myślach powiedziałam sobie, że przecież Tony wcale cię nie kocha. A przynajmniej nie tak jakbyś tego chciała. Głupia. 
- A to niby dlaczego? 
Co mi szkodziło zadać to pytanie? Zresztą, znając Tony'ego i tak mi nie odpowie bo znowu zapadnie wgłąb swoich myśli. Często tak było, że po prostu zapadał w jakiś dziwny trans i nie było z nim kontaktu. 
- Mówiłem już, jest dziwny. 
Westchnęłam ciężko, bo moja nadzieja bezpowrotnie umarła. Na jaką ja odpowiedź czekałam? Bo cię kocham? Nie bądź naiwna. Czułam, że to nie będzie łatwa rozmowa, a jeszcze gorsza niż poprzednia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy