Otworzyłam oczy i je przetarłam. Spojrzałam na zegarek i... no pięknie! Zaspałam! A miałam wstać o dziewiątej a tu dziesięć minut do jedenastej. Wprost cudownie! Zawsze jak chcę wcześniej wstać to zaśpię albo obudzę się parę godzin później. Następnym razem pójdę spać normalnie, bez żadnych postanowień. Wtedy na pewno wstanę wcześnie bez niczego. Dobra, nie ma czasu na zastanawianie się. Zaraz Tony będzie a ja nie gotowa.
Zanim zdążyłam się ubrać, przyszedł lekarz. Przebadał mnie i powiedział, że już nie ma żadnych przeciwwskazań żebym została dłużej. Nawet jakby istniała konieczność dłuższego pobytu tutaj to na wszelkie sposoby uniknęłabym tego. Kilka dni to katorga, ale dłużej niż tydzień jeszcze gorzej! Akurat mi musiało się przydarzyć coś takiego. Pepper Potts, ma bardzo dużo szczęścia, czyli wcale.
Wybiła dziesiąta. Zaczęłam się przebierać. Chciałam to zrobić szybko jednak moja rana na plecach, która jeszcze się w pełni nie zagoiła utrudniała mi to. Nałożyłam bluzkę w ostatniej chwili. Tony wparował do środka, uśmiechając się szeroko. Widać było, że energia rozpiera go od środka. Przynajmniej on się wyspał, nie to co ja. Płakałam z dwie godziny, jak nie dłużej. A nad czym? Nad tym, że musi odbierać mnie kolega, a nie własny ojciec. Znowu ucisk w sercu i łzy cisnące się do oczu. Ok, głęboki wdech i wydech. Nie rozklejaj się przy nim, pomyśli, że płaczesz z byle czego. Po chwili przeszło, jednak nie było łatwo zapomnieć. W każdym bądź razie, nie w tym momencie i nie tak szybko.
- To jak gotowa? - spytał uśmiechając się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i kiwnęłam głową. Nie spojrzałam mu w oczy, nie chciałam żeby zobaczył jak wyglądam. Jak nie miałam opuszczoną głowę, to patrzyłam się gdzie indziej byleby nie na niego.
Wzięłam torbę do ręki jednak Tony mi ją zwyczajnie wyrwał. Zaśmiałam się lekko, jednak to brzmiało bardzo sztucznie. Chyba się za bardzo stresuję, że zauważy coś. Spokojnie, jesteś mistrzem w ukrywaniu emocji. Wszystko się uda.
Zjechaliśmy windą na parking. Wzrokiem szukałam auta Starka jednocześnie zastanawiając się czym tym razem będę zaskoczona. Może Ferrari? Porsche?
Nie myliłam się. Podeszliśmy do czerwonego Ferrari. Muszę przyznać, że prezentowało się nadzwyczajnie pięknie. Wywoskowany, że aż błyszczał. Zupełnie jak z salonu. Chociaż, któż to wie, mógł i być prosto z fabryki. Wiadomo, że Stark miał wiele znajomości, zwłaszcza tych wpływowych. A to wszystko dzięki jego ojcu i firmie. Oraz oczywiście geniuszowi, który on odziedziczył.
Wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Zabolały mnie plecy jak wsiadłam, ale co poradzić. Teraz przez pewien okres moje życie będzie wyglądało jakby ktoś kopnął w układankę, a ona się rozsypała. Dobrze, że miałam przyjaciółkę, na którą mogłam polegać. Chociaż z tym mi się w życiu poszczęściło.
- Pepper?
- Tak, Tony?
- Wszystko w porządku? - a niech to! Zapytał.
Powiedz mu coś, byleby nie drążył tematu. Chociaż to Anthony Edward Stark, będzie wiercił, gnębił, dociekał aż w końcu dowie się wszystkiego. Uparty!
- Tak, dlaczego pytasz?
- Jesteś strasznie zamyślona. Na ogół dużo mówisz i obserwujesz. A teraz nawet na mnie nie spojrzysz i myślisz nie wiadomo o czym. Powiesz co się dzieje?
- Źle spałam, to wszystko. Ty za to jesteś wypoczęty, chyba aż za bardzo. - szlak! Zapomniałam o tym, że mam zachowywać się naturalnie. Czyżby to obecność czarnowłosego tak na mnie działała? Wątpię, jednak przy nim trochę ciężej mi się skoncentrować.
- Tak, z pewnością. - powiedział a jego twarz wykrzywił grymas.
Przycisnął gaz, jechaliśmy coraz szybciej. Licznik wskazywał prawie dwieście kilometrów na godzinę! Czy on zwariował?! Dopiero co wyszłam ze szpitala, a on ponownie chce mnie wprowadzić do świata wpół żywych?!
- Tony! Do jasnej cholery, co ty robisz?!
- Nie widać? Prowadzę.
- Zwolnij, Nie chce wrócić spowrotem do szpitala.
- Spokojnie, już nie raz tyle jechałem i nikogo nie zabiłem. - powiedział uśmiechając się. Jednak o dziwo zwolnił. A to pewnie dlatego, że znaleźliśmy się u mnie pod domem. Wyszłam wkurzona z auta, po czym wyjęłam torbę z bagażnika. Tony wyszedł zaraz za mną i patrzył się na mnie dziwnie. Westchnęłam z rezygnacją.
- Dzięki, że mnie odebrałeś. - powiedziałam wymuszając uśmiech. Kurcze chyba znowu się nie udało.
- Nie ma sprawy. - powiedział uśmiechając się, jednak czułam, że bada mnie wzrokiem. - Jak będziesz chciała powiedzieć o co chodzi, to wiesz gdzie mnie szukać.
Wsiadł do samochodu i odjechał. Zaskoczył mnie, chyba miałam nieźle zdziwioną minę. Jak zwykle wszystko muszę popsuć. Jak to jest, że Cornelia zawsze daje się na to nabrać a on nie? Znam go krócej od przyjaciółki, a on tak łatwo się domyślił. Aż dziwne, że tak szybko wyczuł zaistniałą sytuację.
Postanowiłam, że teraz nie będę się tym przejmować. Mam nadzieję, że tata już jest w domu, powinien być chociaż po to by mnie przywitać, zapytać czy wszystko w porządku. Zawsze tak było kiedy w domu mieszkała mama. Ojciec witał mnie co rano i żegnał, co wieczór. Jednak wszystko się pozmieniało od jej śmierci.
Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Weszłam do przedpokoju, w którym panował jeszcze większy bałagan niż zazwyczaj. Buty były poukładane byle jak nawet, niektóre nie do pary. Płaszcze i kurtki powieszone, jednak wiele wisiało jedno na drugim. Zdjęłam swój płaszcz i powiesiłam na jedynym wolnym wieszaku z sześciu. Buty rzuciłam w kąt, nie miałam ochoty na sprzątanie. Przynajmniej nie dzisiaj. Torbę położyłam w salonie na kanapie. Tam też panował niezły rozgardiasz. Pudełka po różnych daniach na szybko jak i puszki po piciach. Co tata tutaj wyczyniał? To wyglądało na gigantyczną domówkę nie na lokum, w którym mieszkają dwie osoby! Zwłaszcza, że ta druga była trochę nieobecna.
- Już jestem, tato!
I znowu cisza. Krzyknęłam sama do siebie, jak każdego dnia w moim marnym życiu. Wiecznie samotna, opuszczona.
Dalej była kuchnia. Oczywistością były niepozmywane naczynia i inne porozrzucane pudełka po jedzeniu. W kącie stał nawet jeszcze jeden worek na śmieci, nie wyniesiony. Załamałam się i ciężko westchnęłam. Coś ostatnio za często wzdycham. Nie miałabym nic przeciwko gdybym wzdychała do płci przeciwnej... Ale tym razem to nie to. Zwykła, czysta bezradność.
Skierowałam się do salonu po czym na piętro, do mojego pokoju. Przynajmniej tutaj jest czysto. Łóżko zasłane, na biurku ład i porządek. Nie to co na dole. Jak on mógł tak żyć? Fakt, to ja zawsze sprzątałam dom, bo robiła to mama. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, ale jak mnie nie ma to jakby nic nie było! Mógł chociaż trochę to wszystko ogarnąć, przecież to nie dużo... No cóż. Znowu zajmę się tym co zawsze.
Zeszłam na dół i zaczęłam sprzątać kuchnię, Pomyłam wszystkie szafki i naczynia. Wyniosłam śmieci oraz zmyłam podłogę. Po godzinie kuchnia lśniła, a plecy bolały gorzej. Nie zważając na dolegliwość zabrałam się za sprzątanie salonu. Tutaj zeszło o wiele dłużej. W końcu trzeba było poodkurzać dywan i umyć podłogę, która nie była przykryta. Półki pościerane, butelki wyniesione jak i puszki. Chyba mogę odpocząć.
Ledwo co weszłam po schodach. Położyłam się na łóżku na plecach, gdyż myślałam, że tak ból szybciej ustanie. Nie przechodziło, jednak postanowiłam zasnąć. Już po chwili, zamknęłam oczy i odpłynęłam.
~*~
- Jak tam Pepper? - spytał Rhoedy kiedy jedliśmy obiad.
Jego mamy nie było, więc zamówiliśmy trzy pizze. James miał niesamowity apetyt, Za każdym razem jadł dużo, a i tak wciąż powtarzał, że był głodny.
- Wydaje mi się, że coś ją męczy.
- Dlaczego tak myślisz? Może po prostu nie spała dobrze.
- Mówisz zupełnie jak ona! - powiedziałem poddenerwowany.
- Przesadzasz. Pepper nigdy mi się nie zwierzała, ale nie widziałem żeby była kiedykolwiek zdołowana.
- To chyba potrzebujesz okularów... - powiedziałem i zająłem się jedzeniem. Już trochę się zdenerwowałem. Może nie potrzebnie? W końcu to z Cornelią chyba powinna gadać o takich sprawach. Pewnie jakieś babskie, czyli to w czym ja się nie orientuję. Zupełnie nie moja bajka.
- Tony, nie gorączkuj się tak. Jestem pewien, że wszystko jest w porządku, a ty wyolbrzymiasz. O takich sprawach powinna rozmawiać z Corny. Lepiej ją zrozumie.
- Chyba masz rację.
Zaśmialiśmy się oby dwoje i zabraliśmy się za dokańczanie drugiej pizzy.
- Wydaje mi się, że coś ją męczy.
- Dlaczego tak myślisz? Może po prostu nie spała dobrze.
- Mówisz zupełnie jak ona! - powiedziałem poddenerwowany.
- Przesadzasz. Pepper nigdy mi się nie zwierzała, ale nie widziałem żeby była kiedykolwiek zdołowana.
- To chyba potrzebujesz okularów... - powiedziałem i zająłem się jedzeniem. Już trochę się zdenerwowałem. Może nie potrzebnie? W końcu to z Cornelią chyba powinna gadać o takich sprawach. Pewnie jakieś babskie, czyli to w czym ja się nie orientuję. Zupełnie nie moja bajka.
- Tony, nie gorączkuj się tak. Jestem pewien, że wszystko jest w porządku, a ty wyolbrzymiasz. O takich sprawach powinna rozmawiać z Corny. Lepiej ją zrozumie.
- Chyba masz rację.
Zaśmialiśmy się oby dwoje i zabraliśmy się za dokańczanie drugiej pizzy.
~*~
Była godzina jedenasta, a ja nie spałam od dwóch godzin. Plecy mnie dalej bolały, ale to nie było istotne. Czekałam na tatę, nie wracał już długo z pracy. Bałam się, myślałam o najgorszych rzeczach. Tak to jest jak ojciec pracuje w FBI. Leżałam w moim pokoju i oglądałam jakiś durny program telewizyjny. Żadnego, konkretnego filmu. Nie mogłam już wyleżeć, zwłaszcza sama.
Nagle zadzwonił mój telefon. Dzwoniła do mnie moja przyjaciółka Cornelia. Chciała zostać u mnie na noc, zgodziłam się. Ojciec pewnie będzie siedział do rana w pracy, a jak wróci to nawet nie zauważy, że Corny u mnie była. Minęło pół godziny, a ktoś zapukał do moich drzwi. Radosna z przybycia przyjaciółki, pobiegłam otworzyć drzwi. Bez patrzenia w wizjer, przekręciłam zamek, jednocześnie witając się z blond włosom. Jednak tego się nie spodziewałam.
Przepraszam za tak długą zwłokę. Rozdział krótki i fatalny, mogłam dać z siebie o wiele więcej. Jednak moja wena jest w tym momencie tragiczna i nie wiem czy się poprawi.
Z góry dziękuję za przeczytanie i proszę o komentarze, w których macie jakieś zażalenia bądź uwagi :)
Pozdrawiam!
Nagle zadzwonił mój telefon. Dzwoniła do mnie moja przyjaciółka Cornelia. Chciała zostać u mnie na noc, zgodziłam się. Ojciec pewnie będzie siedział do rana w pracy, a jak wróci to nawet nie zauważy, że Corny u mnie była. Minęło pół godziny, a ktoś zapukał do moich drzwi. Radosna z przybycia przyjaciółki, pobiegłam otworzyć drzwi. Bez patrzenia w wizjer, przekręciłam zamek, jednocześnie witając się z blond włosom. Jednak tego się nie spodziewałam.
Przepraszam za tak długą zwłokę. Rozdział krótki i fatalny, mogłam dać z siebie o wiele więcej. Jednak moja wena jest w tym momencie tragiczna i nie wiem czy się poprawi.
Z góry dziękuję za przeczytanie i proszę o komentarze, w których macie jakieś zażalenia bądź uwagi :)
Pozdrawiam!
Niby rany Pepper się goją, ale coś jest nie tak. Tony łatwo odczytał jej ukryte emocje. Widać, że zmieni jej życie. Fajnie, że opuścila szpital i będziemy mogli obserwować, co się między nimi. Czekam na nn i życzę weny. U mnie nn ;)
OdpowiedzUsuńiron-adventures.blogspot.com
Uwielbiam te Twoje notki!!. Nareszcie Pep wróciła do domu,ale to przykre,że tata jej nie przywitał. No i czyżby nasz geniusz się o nią martwił? :-P. Ale czego się na końcu nie spodziewała?! No weź,musiałaś przerywać w takim momencie?! Świetna nocia i kochana,życzę mnóstwa weny! :-*
OdpowiedzUsuńNa IMAA nowa notka<3
OdpowiedzUsuńU mnie nn :)
OdpowiedzUsuńZapraszam :)