sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 6: Nowe kłopoty


Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! W drzwiach nie zastałam Cornelii, tylko jakąś postać w masce! Była to dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, ciemnowłosa. Maska imitująca złoto, choć kto wie czy właśnie z tego materiału nie była wykonana. Kostium ciemny, pokrywający całe ciało. W dodatku szczupła, zgrabna sylwetka. Zastanawia mnie kim jest ta osoba i co ją tu sprowadza? 
- Kim jesteś? - zapytałam poważny tonem uważnie badając dziewczynę.
Jednak zamiast odpowiedzi, dostałam czymś podobnym do pistoletu, jednak to nie było to. Nie wystrzelało kul, tylko promienie podobne do laserów. Tak, to chyba dobre określenie. Uderzenie odrzuciło mnie w tył. Obiłam się boleśnie o ścianę. Poczułam ciepło na plecach. Tak to krew, pękły mi szwy. Nic dziwnego, siła uderzania była wielka. Nie mogłam się ruszyć, zrobiłam się bardzo słaba, traciłam kontakt z rzeczywistością. 
- Gadaj! Gdzie jest Iron Man! - dziewczyna w masce zbliżyła się do mnie, dalej celując laserem. 
- Ja... nie rozumiem... - powiedziałam słabym głosem, próbując dźwignąć się na rękach. Udało mi się, trochę podeprzeć, lecz czułam, że nie na długo.
Wtedy czarnowłosa wbiła swój obcas w moje plecy, tym samym wbijając mnie w podłogę. Zawyłam z bólu, chyba jeszcze bardziej otwarła ranę. Teraz to już po mnie!
- Jesteś pewna? - krzyknęła, patrząc na mnie. 
Jestem pewna, że skądś znam ten głos. Słyszałam go już wiele razy, ale nie mogłam sobie jak na złość przypomnieć kto jest jego właścicielem. 
Zdołałam tylko kiwnąć głową, a już tego pożałowałam. Dziewczyna kopnęła mnie z całej siły nogą w brzuch, po czym jeszcze raz strzeliła z broni. 
Widziałam tylko jak zbliża się do mnie a ja tracę przytomność. 


 ~*~

Siedziałem z James'em w zbrojowni. Czarnoskóry oglądał telewizję, widać było, że przysypia. Chyba z nudów, które dopadły nas jak co każdy czas wolny. Brak akcji Iron Man'a powodował jeszcze większą nudę niż tą, którą mieliśmy w szkole. Czasami jednogłośnie stwierdzaliśmy, że nawet w akademii nie jest aż tak źle, więc to chyba musiał być ostatni akt desperacji. Spojrzałem na przyjaciela, który w tym momencie jakby się ożywił i słuchał uważnie, nie tak jak przed chwilą. Ciekawe, co go tak zainteresowało. Podszedłem bliżej i przypatrywałem się wiadomością. Na moje wielkie szczęście skończyły się, jednak twarz Rhodey'ego nie zmieniła się cały czas była poważna i nawet można powiedzieć, że zdruzgotana. 
- Co się stało? Zamykają twoją ulubioną restaurację? - chciałem rozładować napięcie, jednak chyba mi nie wyszło. Rhodey wygląd na jeszcze bardziej zmartwionego. - Powiesz co się stało? 
- Madame Mask... wróciła. - powiedział, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. 
Wiedziałem kim była Madame Mask, znałem ją od kiedy tata zatrudnił Stane'a w firmie. Tak, Whitney była dziewczyną, która zakładała maskę i napadała na mnie. Może źle to określiłem, napadała na Iron Man'a. Nie wierzyłem, że złamała dane mi słowo, Poza tym, to dlaczego mówiono o niej w mediach? Cholera, co ta dziewczyna z sobą zrobiła. Nigdy jej za bardzo nie lubiłem, ale znałem ją długo i wiedziałem, że ma dobre serce. 
- Whitney? Nie, obiecała, że już nigdy więcej nie założy maski. - powiedziałem, czując, że narasta we mnie złość. 
- Tony, wiesz, że obiecała to Iron Man'owi. - powiedział, a kiedy zobaczył, że chce powiedzieć to co zawsze, w tej kwestii miałem do powiedzenia, dodał - Tak, Iron Man i ty to ta sama osoba. Ale Whitney tego nie wie i to ją właśnie zmotywowało do dalszych działań.
- Dlaczego mówią o niej w mediach? Co się stało?
- Podawali, że napadła na jakąś dziewczynę, jednak nie wiadomo jeszcze o kogo chodzi. Bądź w pogotowiu. Coś czuję, że to jest związane z tobą.
- Jak wszystko w tym mieście, od kiedy pojawił się Iron Man. - mruknąłem sam do siebie.
W tym czasie Rhoedy rozmawiał z kimś przez telefon. Pewnie znowu mama go o coś prosi. Jednak kiedy skończył rozmowę, pobladł na twarzy, jeszcze bardziej niż wtedy kiedy dowiedział się o powrocie Madame Mask. 
- Co tym razem? - spytałem poirytowany.
- Cornelia dzwoniła. Była umówiona z Pepper...
- I co w związku z tym? - spytałem patrząc na niego wyczekująco. 
- Nie zastała jej w domu... Natomiast wielki bałagan... I ślady krwi na ścianie... - powiedział roztrzęsionym głosem. 
- CO? JAK TO? ŚLADY KRWI? - nawet nie zauważyłem kiedy mój głos zmienił się w krzyk, połączony z rozpaczą. 
- Tony, spokojnie. 
- JAKIE SPOKOJNIE?! 
- Cornelia powiedziała, że zaraz będzie u nas w domu, lepiej się pośpieszmy. 
Jednak za nim wyszliśmy, na ekranie komputera pojawiło się połączenie, od zastrzeżonego numeru. Podbiegłem do komputera i odebrałem. Nie było widać osoby, która dzwoniła, szkoda. 
- Witaj Iron Man'ie. 
Bez wahania rozpoznałem ten głos. Jednak Rhodey, był szybszy, wykrzyknął na cały głos na dodatek czegoś czego się w ogóle nie spodziewałem:
- CORNELIA?!
- Nie, głupku. Gdybym nią była nie dzwoniłabym teraz do Ciebie Iron Man'ie, z bardzo ważną wiadomością. - odparła dziewczyna z politowaniem. 
- Whitney, obiecałaś, że nigdy nie włożysz tej maski! - powiedziałem waląc pięścią o blat. 
- I tym razem też nie zgadłeś. 
Tą odpowiedzią mnie zaskoczyła. Dobrze znałem ten głos i byłem pewien, że to blond włosa. Nie, to musi być ona, musi. 
- Przejdźmy do sedna. Mam twoją przyjaciółeczkę, którą chyba bardzo sobie cenisz, skoro uratowałeś ją wtedy kiedy było tak blisko do jej śmierci! 
- To ty chciałaś jej śmierci?! Jesteś podła Whitney! 
- A może raczej Cornelia... - odparł Rhoedy. 
- Widzę, że masz współpracownika, blaszaku... jednak wiedzcie obaj. Wiem kim jesteście i nie zawaham się tego wykorzystać przeciwko wam. Jeśli chcesz ją odzyskać przybądź w miejsce, którego za chwilę wyślę ci współrzędne. Masz piętnaście minut, nie więcej. - zaśmiała się, po czym dodała - pośpiesz się, jest bliska śmierci. 
- O co Ci chodzi? Chcesz mnie? 
- Oczywiście. A raczej twojej technologi. 
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, a dziewczyna rozłączyła się. Po chwili na ekranie widniały współrzędne. 
Spojrzałem na Rhodey'ego, który był wściekły. 
- To na pewno jest Cornelia. Znam doskonale ten głos, to musi być ona. Wiem, że wydaje Ci się, że to Whitney, ale to nie jest ona. 
- Skąd ta pewność? Po co miałaby dzwonić do Ciebie przed tym telefonem?
- Po to żeby nas zmylić, chciała nas rozdzielić. A Pepper by się pozbyła wcześniej. Ona to planowała od kiedy cię poznała. Musiała wiedzieć, że jesteś Iron Man'em i, że ja właśnie się przyjaźnię z tą odpowiednią osobą. Dlatego była taka podekscytowana kiedy cię poznała... teraz to by się wszystko zgadzało...
 - Nie uważasz, że twoja teoria jest nieco ekscentryczna? Za dużo w tym zbiegów okoliczności. 
- Przekonasz się tylko wtedy jak polecisz po Pepper. Ja idę do domu, zobaczymy, czy ona tam czeka. Równie dobrze mogła dzwonić spod domu. W końcu tam się umówiliśmy. - zastanawiałem się czy on aby nie zwariował. To wszystko brzmiało jak szalone gadanie, walniętego naukowca. 
- Nie mamy czasu, zrobimy tak jak mówisz. Nie mamy innego wyjścia. 
Rhodey wybiegł jak z procy ze zbrojowni, a ja włożyłem zbroję i wyleciałem przez tunel, uprzednio ustając gdzie mam się udać. Zostało mi się tylko dziesięć minut. Mam nadzieję, że się nie spóźnię, zależy mi na jej życiu, cholernie. Zwłaszcza, że dzisiaj nie wyglądała dobrze, udawała radość. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej, gdyż komputer ustalił miejsce, w którym miałem spotkać się z Madame Mask. Jednak to, zdziwiło mnie jeszcze bardziej. 


~*~

Przepraszam was, kochane, że musiałyście tak długo czekać. Rozdział pojawia się dopiero dzisiaj ponieważ, moja wena i lenistwo nie są idealną parą. Jednak w końcu się zmobilizowałam i tak oto macie nowy, świeżutki rozdział, z małą dawką adrenaliny :) 
Pozdrawiam i życzę weny wszystkim innym :-* 

Ps. Rozdział wydaje mi się jeszcze bardziej badziewny niż zazwyczaj i jeszcze krótszy. Cóż, myślę, że dacie radę to przeboleć... :) 

5 komentarzy:

  1. Gadasz bzdury. Robi się ciekawie. Trochę obawiam się , że Rhodey może mieć rację co do podejrzeń, ale Whitney ma maskę. Zaintrygowałaś mnie ciągiem dalszym. Jednak to było okrutne, jak potraktowała Pepper. Oby ją uratował . Taka niespodziewana adrenalina i to mi się bardzo podoba. Czekam na nn i wierzę że wena i lenistwo to złe połączenie ;) U mnie jutro rozdział

    iron-adventures.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany!!! Tyle się dzieje!!! Ale co to ma znaczyć? Cornelia zrobiłaby coś takiego? To niemożliwe!...nie chce mi się w to wierzyć. Ale biedna Pepper, to straszne,że znowu tak cierpi:-( ale mnie zaciekawiłaś i kochana za nic nie przepraszaj! Rozdział jest świetny! :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże! Ale mnie tu dawno nie było! A wszystko dlatego, że zgubiłam link. Zresztą nieważne. Ja ci dam badziewne! Moje są badziewne twoje opowiadanie czytałam na jednym wdechu. Od teraz jesteś moim mistrzem. Ciekawa jestem kto, na świstaka zaatakował Pepper! A Tony się martwi... I bardzo dobrze. Widać przynajmniej, że ruda nie jest mu obojętna. Już nie mogę doczekać się nowego rozdziału. Czy mogłabyś informować mnie o nowych notkach na moim blogu smoczy-straznicy.blogspot.com?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy