Sonar znalazł Pepper w miejscu, którego w ogóle bym się nie spodziewał. Co Madame Mask i Pepper robiły w Stark International? Wylądowałem na dachu budynku i wszedłem do firmy. Wszędzie było ciemno, musiałem użyć reaktora jako światła. Włączyłem podczerwień, aby sprawdzić, czy ktoś się nie ukrywa. Nic, pusto. Rhodey chyba miał racje, chciała nas rozdzielić. A właśnie, kto chciał nas rozdzielić? Whitney czy Cornelia? Przez to jego gadanie i szalone teorie, ja też zacząłem wariować. Nie dość, że Madame Mask wysłała mi fałszywy adres, to martwiłem się o Pepper. Przecież ona dopiero co wyszła ze szpitala, a tutaj kolejny wypadek. Czasami ciężko być Iron Man'em, zwłaszcza kiedy chodzi o innych ludzi, bliskich tobie. Oby tylko nic jej się nie stało. Pozostaje kwestia jej porwania. Nie znała mojej tożsamości, więc po co ktoś zadawał sobie tyle trudu? Jeśli ten ktoś chciałby mnie wykończyć mógłby zrobić to teraz, ale po co wciągał w to Madame Mask? Poza tym ona dała mi słowo, że już nigdy nie wdzieje tej przeklętej maski. Przez nią tylko same kłopoty. Myślałem, że chociaż ją mam za sobą, a tutaj okazuje się, że to dopiero początek.
Zszedłem na niższe piętro. Doskonale znałem tą firmę, w końcu założył ją mój tata. Tyle, że teraz było tu jakoś inaczej. To chyba przez brak światła, z pewnością.
Znalazłem drzwi do gabinetu ojca, Właściwie to Stane'a, ale tylko tymczasowo. Jeszcze tylko dwa lata i przejmę firmę. W końcu ona należy do mojej rodziny, nie pozwolę, żeby ojciec Whitney nią zarządzał. Poza tym, on nienawidzi Tony'ego Starka tak samo jak Iron Man'a. Co by to było gdyby, dowiedział się, że to te same osoby.
Przy oknie stała osoba, której się spodziewałem. Whitney. Wiedziałem, że to ona. Kto inny mógłby posiąść maskę oprócz niej? Tylko ona miała dostęp do skarbca, w którym znajdowały się wynalazki mojego taty, w tym i maska. Byłem wściekły, że złamała daną mi obietnicę.
- Witaj Iron Man'ie.
- Whitney, dlaczego? Obiecałaś, że nie założysz tej maski!
- Mam nowe zlecenie. I tym razem nie chodzi tylko i wyłącznie o ciebie. - powiedziała i założyła spowrotem maskę.
- Nie rób tego, przecież wiem, że nie chcesz być zła. Zawsze byłaś dobrą dziewczyną, nie psuj tego. - powiedziałem błagalnym tonem. Mimo, że za nią nie przepadałem, nie chciałem żeby przeszła na złą stronę.
- Nie wiesz, jaka chcę być. Już wybrałam. - odparła patrząc w okno. - A co do rudej dziewczyny... Hmm... bardzo waleczna. Jednak nie wiem czy przeżyje, rana jest bardzo głęboka.
Mówiąc to śmiała się jak wariatka. Przestraszyłem się, to znaczyłoby, że Pepper tutaj nie ma.
- Gdzie ona jest?! - wrzasnąłem i zacząłem biec w stronę Whitney.
Ona tylko machnęła mi ręką niby na pożegnanie i wyskoczyła przez okno. Patrzyłem jak spada. Zorientowałem się, że Madame Mask rozpłynęła się a ja stałem jak głupi w oknie. Teraz liczy się każda sekunda, chodzi o życie rudowłosej.
Zszedłem na niższe piętro. Doskonale znałem tą firmę, w końcu założył ją mój tata. Tyle, że teraz było tu jakoś inaczej. To chyba przez brak światła, z pewnością.
Znalazłem drzwi do gabinetu ojca, Właściwie to Stane'a, ale tylko tymczasowo. Jeszcze tylko dwa lata i przejmę firmę. W końcu ona należy do mojej rodziny, nie pozwolę, żeby ojciec Whitney nią zarządzał. Poza tym, on nienawidzi Tony'ego Starka tak samo jak Iron Man'a. Co by to było gdyby, dowiedział się, że to te same osoby.
Przy oknie stała osoba, której się spodziewałem. Whitney. Wiedziałem, że to ona. Kto inny mógłby posiąść maskę oprócz niej? Tylko ona miała dostęp do skarbca, w którym znajdowały się wynalazki mojego taty, w tym i maska. Byłem wściekły, że złamała daną mi obietnicę.
- Witaj Iron Man'ie.
- Whitney, dlaczego? Obiecałaś, że nie założysz tej maski!
- Mam nowe zlecenie. I tym razem nie chodzi tylko i wyłącznie o ciebie. - powiedziała i założyła spowrotem maskę.
- Nie rób tego, przecież wiem, że nie chcesz być zła. Zawsze byłaś dobrą dziewczyną, nie psuj tego. - powiedziałem błagalnym tonem. Mimo, że za nią nie przepadałem, nie chciałem żeby przeszła na złą stronę.
- Nie wiesz, jaka chcę być. Już wybrałam. - odparła patrząc w okno. - A co do rudej dziewczyny... Hmm... bardzo waleczna. Jednak nie wiem czy przeżyje, rana jest bardzo głęboka.
Mówiąc to śmiała się jak wariatka. Przestraszyłem się, to znaczyłoby, że Pepper tutaj nie ma.
- Gdzie ona jest?! - wrzasnąłem i zacząłem biec w stronę Whitney.
Ona tylko machnęła mi ręką niby na pożegnanie i wyskoczyła przez okno. Patrzyłem jak spada. Zorientowałem się, że Madame Mask rozpłynęła się a ja stałem jak głupi w oknie. Teraz liczy się każda sekunda, chodzi o życie rudowłosej.
~*~
Byłem już przy furtce do domu. Szedłem najszybciej jak tylko mogłem. Mimo, że zbrojownia była tuż obok domu musiałem pokonać niemały dystans. Zdziwiłem się, ponieważ w domu były pogaszone światła a byłem pewien, że mama będzie na nas czekać z kolacją. Wyjąłem klucze i włożyłem je do zamka. Kiedy chciałem przekręcić, okazało się, że drzwi są otwarte. Uchyliłem je, po czym rozejrzałem się. Nie wiele mogłem zobaczyć, gdyż było ciemno. Wydawało mi się, że nawet bardziej niż zazwyczaj. Coś jest nie tak. Wszedłem i omackiem szukałem włącznika światła. Znalazłem go, jednak światło się nie włączyło. Znalazłem się w salonie, dobrze, że nawet po ciemku nie traciłem orientacji w terenie, zwłaszcza w moim domu. Szukałem latarki, jednak nie za bardzo mi to wychodziło. Tak naprawdę spodziewałem się tutaj Cornelii, mówiła, że jest w drodze. Usłyszałem trzask drzwi.
- Witaj Rhodey.
- Cornelia? - spytałem. Chciałem się upewnić czy to na pewno ona.
Odwróciłem się i zobaczyłem kogoś kogo się nie spodziewałem. Madame Mask! Moje zdziwienie wzrosło, zwłaszcza wtedy kiedy zdjęła maskę. Mimo to, po chwili zdałem sobie sprawę, że moja teoria wcale nie była taka szalona na jaką się mogła wydawać. Tylko skąd Cornelia wzięła maskę, skoro miała ją Whitney?
- Zgadłeś. - odpowiedziała i zaśmiała się.
Zawiodłem się na niej. Myślałem, że jest przyjaciółką Pepper i... moją. Przynajmniej tak mi się wydawało, a nawet liczyłem na coś więcej. Nie chciałem się do tego przyznać ale chyba się w niej zakochałem. Lubiłem spędzać czas w jej towarzystwie, choćby nawet była z Pepper. Rzadko zdarzyły się chwile abyśmy mogli spędzić je tylko we dwoje. Czasami chyba bałem się, że się przy niej zbłaźnię. Teraz to już wszystko nie ważne. Ona nic nie czuła do mnie i nie będzie. Ja też zapomnę, tak będzie lepiej.
- Dlaczego?
- Och, to proste. Zło jest bardziej pociągające. A poza tym bycie Madame Mask daje wiele możliwości. - powiedziała to z taką lekkością, że aż poczułem ucisk w sercu.
- Cornelia jeszcze nie jest za późno. Jesteś dobrą dziewczyną, znam Cię od początku liceum.
- Nie, Rhodey. Wybrałam. - powiedziała po czym skierowała się w kierunku drzwi. - Powiedz Tony'emu żeby się śpieszył. Pepper jest w ciężkim stanie, oj ciężkim.
Założyła maskę. Odwróciła się jeszcze i dodała:
- A może raczej Iron Man'owi, prawda War Machine?
Rozdziawiłem szeroko usta. Już miałem zaprzeczać, kiedy zorientowałem się, że ona jakby się rozpłynęła.
Zaświeciły się wszystkie światła w całym domu, jednakże nie miałem czasu ich zgasić. Nawet się nie przejąłem tym, że tak szybko się zaświeciły, akurat po jej wyjściu. Wybiegłem z domu prosto do zbrojowni. Muszę skontaktować się z Tonym. Znaleźliśmy się wszyscy w poważnych tarapatach. A w największych rudowłosa.
~*~
Otworzyłam oczy, z trudem. Powieki wydawały mi się jeszcze cięższe niż zazwyczaj kiedy wstawałam. Na dodatek słabo czułam, że gorzej widzę, kręciło mi się w głowie. Nie byłam w stanie nawet się podnieść. Dookoła było ciemno. Udało mi się dotknąć ręką pleców. Z rany dalej sączyła się krew, a ja czułam, że leżę w wielkiej kałuży. Jeszcze trochę a się wykrwawię. Chociaż czy już to nie nastąpiło? Może ja już nie żyję? Pepper, przestań! Lepiej pomyśl co się stało. Ach, tak. Napadła na mnie Madame Mask, przynajmniej tak się przedstawiła.
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i tupanie obcasów. Osoba ta podeszła do mnie, a zaraz za nią druga. Sądząc po sylwetkach to dziewczyny.
- Witaj Pepper. A może raczej żegnaj? - zaśmiała się jedna z nich.
- Kim jesteście? - spytałam cichym, słabym głosem.
- Nie poznajesz przyjaciółeczki?
Wtedy błysnęło światło na jedną z dziewczyn. Nie mogłam uwierzyć! Cornelia! Stała i patrzyła na mnie szydzącym wzrokiem, jednak gdzieś czaiła się nuta współczucia, która po chwili przygasła. Ubrana w czarny kostium, zupełnie jak ta dziewczyna, która mnie napadła. Czy to mogła być ona?!
- Przywitaj się też z Whitney. - blond włosa, wskazała na drugą osobę, na którą również błysnęła lampa.
- Czego chcecie? - chciałam to wykrzyknąć, jednak usłyszałam tylko jakby słabe piski.
- Właściwie już to dostałyśmy. Ty na granicy życia a śmiercią, Tony nie może się pozbierać po tym jak dowiedział się, że ponownie założyłam maskę... - mówiąc to, Whitney patrzyła na mnie litościwym a zarazem wzrokiem pełnym pogardy, dodając jeszcze. - A Rhoedy... cóż... sam na sam, ze złamanym sercem.
- Jak mogłaś! Myślałam, że się przyjaźnimy i czujesz coś do niego! - powiedziałam już trochę lepszym głosem. Może to przez wzburzenie i złość?
- Byłaś w błędzie. Nie mylę się, prawda? - tutaj zwróciła się do Cornelii.
- Owszem, nie.
- Po co ci to wszystko Whitney?!
- Wiedziałam od Cornelii, że pojawiło się coś między tobą a Tony'm. Tylko dlatego zgodziłam się przyjąć to zlecenie. - kiedy to mówiła jej twarz wykrzywił grymas.
- Natomiast ja dostałam zlecenie wtedy kiedy miałaś wypadek. Miałam zlikwidować ciebie, Iron Man'a i War Machine. Wszystkich po kolei. - uśmiechnęła się złośliwie - Mogę cię skreślić z listy... chyba, że Iron Man cię uratuje.
- Tymczasem żegnaj Pepper, módl się aby się nie spóźnił.
Zaśmiały się oby dwie, po czym światło zgasło. Dalej tego nie rozumiałam. Co ja miałam wspólnego z Iron Man'em i tym drugim? I kto chciałby mojej śmierci?
~*~
I jest nowy rozdział. Wiem, jeszcze nie wszystko jest wytłumaczone i na dodatek urwałam w najbardziej wyczekiwanym momencie. Może wam się to dalej wydawać pogmatwane, ale wszystko wyjaśni się w najbliższych rozdziałach. Na razie zdradzę tylko, że planuję wprowadzić nową postać, tyle, że to nic pewnego.
Pozdrawiam :-*
Whoa. Dwie wstrętne dziewczyny. Teoria Rhodey'go się potwierdziła. Aż mi go szkoda, bo coś czuł do Corneli. Fajnie to rozegrałaś. Mamy dreszczyk co wręcz uwielbiam <3 Urywasz w tym idealnym momencie i już czekam na nn. Whitney i Cornelia mają zadanie. Tylko po co to robią ? Czy ktoś im to zlecił . Eh no nic i tylko czekać . 23 lutego będzie u mnie rozdział . Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńiron-adventures.blogspot.com
Rozdział cudowny! Tylko krótki! A może nie? Mi zawsze mało. Masz talent dziewczyno. Ogromny talent.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
P.S. Czy mogłabyś informować mnie o nowych notkach? Zostawiam adres bloga smoczy-straznicy.blogspot.com
UsuńOgromne emocje i taki strach o życie Pepper! Ona się tam wykrwawia!!! Iron Manie, ty blaszaku zrób coś wreszcie!...kurcze,poniosło mnie. Biedny Rhoedy,a ja do końca miałam nadzieję,że Cornelia nie jest zła. Ale czy ktoś im to zlecił? Nie mogę się doczekać kolejnej notki,a ten rozdział jest świetny! ;-) pozdrawiam i życzę weny! <3
OdpowiedzUsuńJej super notka, a Pep, biedna, mam nadzieję że Tony ja uratuje i będzie wszystko ok. :)
OdpowiedzUsuńNotka mi się podoba, widzę, że akcja się rozwija.
Cornelia, a zaczynałam ją lubić. No cóż ludzie tacy są...
Czekam na więcej :)
Na imaa.blog.pl Nowa notka. Zapraszam :)
OdpowiedzUsuń