wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 8: Niemożliwe a jednak - Dwie maski czy jedna?



Wbiegłem do zbrojowni. Podszedłem do obrotowego fotela dzięki, któremu mogłem się połączyć z Tony'm i widzieć co się dzieje. Połączyłem się z przyjacielem, jednak usłyszałem kilka sygnałów za nim odebrał. Myślałem, że zwariuję.
- Tony! - wykrzyknąłem. - To Cornelia! To ona wszystko zaplanowała!
- Co?...- słyszałem w jego głosie zakłopotanie i strach. - To Whitney! Ja widziałem w Stark International Whitney!
- Niemożliwe! - odparłem z niedowierzaniem. - Cornelia była u mnie w domu! Specjalnie wszystko zaaranżowała! Pogasiła światła... to wszystko jakiś cholerny podstęp!
- Whitney zrobiła to samo! One musiały działać razem! - wrzasnął Tony, jeszcze bardziej zrozpaczony niż przedtem. 
- Tobie też powiedziały, że mają zlecenie? 
- Tak! A najgorsze jest to, że dalej nie wiem gdzie jest Pepper. A... - chciał coś dodać ale przerwałem mu.
- Whitney powiedziała Ci, że z nią źle. - domyśliłem się co chciał powiedzieć. - To samo i ja usłyszałem...
- Rhodey wskakuj w zbroję, lecimy jej szukać. 
Nie zastanawiałem się ani przez chwilę. Założyłem zbroję najszybciej jak się dało, jednak wydawało mi się, że trwa to dłużej niż zazwyczaj. Pewnie wszystko przez ten stres i strach. Spokojnie, ktoś tu musi racjonalnie myśleć, zwłaszcza kiedy Tony w takich sytuacjach nie potrafi się opanować i robi wszystko spontanicznie wpakowując wszystkich przy tym w kłopoty. 
Już po chwili szukałem Pepper z przyjacielem. Było to jednak żmudne poszukiwanie, gdyż nie mieliśmy żadnych wskazówek. 
- Tony, to bez sensu. - powiedziałem zatrzymując się w powietrzu. 
- Co? Jak to bez sensu?! - wrzeszczał na mnie bez opamiętania. - Chcesz zrezygnować, kiedy wiesz, że ona umiera?!
- Oczywiście, że nie! Zwariowałeś? - ja też dałem się ponieść emocją, mimo to dodałem już spokojniej. - Zastanówmy się gdzie może być. Skoro Whitney wysłała Ci fałszywe współrzędne, a mnie Cornelia zaprowadziła do domu to Pepper musi być w...
- Domu. - odpowiedział cicho Tony. 
- Cornelia mówiła, że była u niej w domu i jej nie było... - zacząłem, jednak po chwili zrozumiałem. - Zrobiła to specjalnie...
Wystrzeliliśmy jak z torpedy, w kierunku domu Pepper. Oby nie było za późno. 


~*~

Cholera! Jak mogłem być taki głupi i ominąć tak ważny znak! Czasami wydaje mi się, że mam większe zaćmienie niż słońca lub księżyca. Głupek! Zrobiła to specjalnie, chciała żebyśmy tak długo zwlekali, chciała żeby Pepper... nie przejdzie mi to przez gardło. Obym się tylko nie spóźnił.
Wylądowałem przed jej domem. Drzwi były otwarte. Ktoś tutaj był wcześniej niż ja? Na pewno to Whitney i Cornelia. Tony, nie wyobrażaj sobie, że wszyscy od razu chcieli napaść na Pepper.
Wbiegłem do środka i o mało co nie potknąłem się. A o kogo? O rudowłosą. Leżała w wielkiej kałuży krwi od razu na wejściu. Usłyszałem, że Rhoedy wylądował na podwórku. Patrzyłem na dziewczynę i nie wiedziałem co zrobić i przede wszystkim czy ona jeszcze żyje. Sprawdziłem jej puls. Mało wyczuwalny, jednak udało mi się go wyczuć. Słaby, bardzo. Odwróciłem się w stronę Rhodey'ego, w tym samym momencie zdejmując hełm. A właściwie odkrywając miejsce gdzie znajdowała się moja twarz. Mój przyjaciel stał w drzwiach, wyglądał na bardzo załamanego.
- Dzwoń po karetkę. - powiedziałem stanowczo.
Wyszedł przed dom, najwyraźniej skontaktować się z pogotowiem. Oby szybko przyjechali nie chce mieć żadnego człowieka na sumieniu, zwłaszcza dziewczyny, której wcześniej ocaliłem życie. Jest silna, przetrwa to. Będzie zdrowa. Zanim się obejrzysz Tony będziesz widział ją pełną życia.
Spojrzałem na nią. Była bardzo blada,  można powiedzieć, że  jak ściana. Usta jakby trochę posiwiały, a policzki zapadły.
Nachyliłem się i zacząłem oglądać jej ranę. Jest gorzej niż myślałem. Podniosłem ją delikatnie i przewróciłem na brzuch.
Usłyszałem sygnał karetki. Zasłoniłem twarz i wyszedłem przed dom. Wzbiliśmy się z Rhoedy'm w powietrze, patrząc jak lekarze transportują Pepper do karetki a potem jadą w kierunku szpitala.
- Tony?
Zamiast mu odpowiedzieć, odleciałem. Tak po prostu, bez niczego. Nie wiem dlaczego tak postąpiłem. Chyba za bardzo wstrząsnął mną stan Pepper i całe wydarzenie, które było z tym wszystkim związane.
Wylądowałem w zbrojowni. Schowałem pancerz i podszedłem do głównego komputera. Byłem wściekły a zarazem zdezorientowany, Od czego mam zacząć? Zawsze wiedziałem co robić aby zlokalizować wroga. A teraz? Czułem się jak w czarnej dziurze, co gorsza jakbym był sam. A przecież zawsze był przy mnie Rhodey. Czasami zdawało mi się, że przyjaciel to nie wszystko. Fakt był przy mnie, pocieszał, dawał dobre rady. Robił wszystko by mi pomóc, powstrzymać przed moimi głupimi decyzjami. Nie wiem co bym bez niego zrobił. Jednak ostatnio zacząłem zauważać, że mnie Tony'emu Starkowi, potrzeba miłości. Zrozumienia od płci przeciwnej i troski. Chciałem mieć kogoś przy sobie i wiedzieć, że to nie jest przejściowe. Szkoda tylko, że nie mogłem znaleźć odpowiedniej dziewczyny, która byłaby zarówno piękna, mądra i inteligentna. Spotykałem się z paroma dziewczynami, jednak żadna z nich nie miała nic do zaoferowania, co mogło mnie zainteresować. Po dłuższym czasie ,,poszukiwań" stwierdziłem, że nic na siłę. Mam nadzieję, samo to wszystko przyjdzie. Jednak przeszkodą do pełnego szczęścia był Iron Man i ciągłe zagrożenia wiążące się z nim. Nie chciałem nikogo narażać na gniew, któregoś z moich wrogów. Zwłaszcza osoby, której wyznałbym co czuję. Nie dałbym sobie rady po stracie kogoś bliskiego. Ledwo pogodziłem się ze śmiercią taty. Jak mógłbym pogodzić się ze śmiercią osoby, którą bym pokochał? Nie chce nawet o tym myśleć. Nie mogę po prostu robić sobie nadziei. Mogłem nie decydować się na Iron Man'a, wtedy moje życie wyglądałoby inaczej. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia bez ratowania świata. Widocznie za bardzo się do tego przywiązałem, a może traktuję to już jako rutynę? Nie, to zdecydowanie nie to. To coś więcej niż tylko zaangażowanie. To także poświęcenie.
- Tony?
Ciekawe ile Rhodey już tutaj jest. Pewnie przyleciał za mną i stoi tutaj od jakiś dziesięciu minut.
- Tak?
- Idziemy sprawdzić co z Pepper? - spytał.
Ja natomiast zamiast mu odpowiedzieć znowu się zamyśliłem. Na myśl o tym, że Pepper jest w jeszcze bardziej opłakanym stanie niż mi się wydaje mam ochotę znaleźć Whitney i Cornelię. Teraz, natychmiast. Jak można zrobić coś tak strasznego? Wiem, Whitney nie lubiła rudowłosej z tego co słyszałem od Rhodey'ego. Ciągle się ze sobą kłóciły i przezywały. Jednak Cornelia również była zdegustowana panną Stane. Zawsze stawała po stronie przyjaciółki. Myślałem, że jej co najmniej nie lubi a tutaj... sojusz? W dodatku blondynka powiedziała mi, że dostała to zlecenie od kogoś innego. Tylko od kogo? Nie była skora do rozmowy, mówiła bardzo zwięźle i zdawało mi się, że jakimś dziwnym szyfrem. Z pewnością to wszystko przez stres, dlatego nie mogłem jej dostatecznie zrozumieć.
- Tony! - wrzasnął Rhodey. - Żyjesz?!
Spojrzałem na niego. Ciężko było mi wydobyć jakieś słowa, jak nigdy.
- Nie możemy do niej iść. Skąd niby byśmy wiedzieli, że jest w szpitalu? Zbyt podejrzane.
- Właśnie dostałem telefon od mamy. Tata Pepper do niej dzwonił, możemy jechać. Wiedziałbyś to gdybyś mnie słuchał. - odparł lekko rozdrażniony.
Po tym wyszedł a ja pobiegłem zaraz za nim. Wyszliśmy ze zbrojowni, kierując się do szpitala. Stwierdziliśmy jednak, że taksówką będzie o wiele szybciej. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Wpadliśmy do szpitala potrącając wszystkich, którzy szli środkiem. Nim się obejrzeliśmy byliśmy przy tacie Pepper.
- Co z nią? - spytałem ledwo łapiąc oddech. Podparłem się rękami o kolana.
- Jest gorzej niż przedtem... operują ją, ale straciła dużo krwi. Na razie próbują zamknąć ranę. Będą ją trzymać pod kroplówką a jeśli to nie poprawi jej stanu trzeba będzie przetaczać krew.
- Jest aż tak źle?! - spytałem i usiadłem na krześle.
Zakręciło mi się w głowie. Pewnie to przez informacje związane z Pepper. Cholera! Nie byłoby tak źle gdybym pojawił się wcześniej w jej domu!
- Tony, w porządku? - spytał mnie Rhodey siadając obok.
- Tak. - odparłem i zwróciłem się do ojca dziewczyny. - Możemy tutaj zostać dopóki nie dowiemy się czy wszystko jest dobrze?
On tylko kiwnął głową.
Teraz pozostało tylko czekać. Posiedzimy tutaj długo, na pewno. Oby tylko wszystko poszło jak po maśle. Nie będzie potrzebna transfuzja, zaszyją ranę a Pepper będzie zdrowa. Gdyby wszystko było takie piękne i proste...


~*~

Dlaczego to tyle trwa? Siedzimy tutaj już dwie godziny. Wszystko byłoby dobrze gdybyśmy mieli jakiekolwiek informacje. Czułem zmęczenie, musiałem naładować implant. Nie byłem skory do tego aby stąd odejść, zwłaszcza, że dalej nic nie wiemy. W razie czego szpital na wyciągnięcie ręki. Gdybym i ja wylądował w szpitalu Rhodey chyba by nie wyrobił. Dwa wypadki w jeden dzień? Mnie samego by to przerosło. Nie chciałem sprawiać większego zmartwienia przyjacielowi, więc powiedziałem mu po cichu, że muszę do zbrojowni. Ten chyba źle mnie zrozumiał, bo zrobił kwaśną minę. Uznał, że śpieszno mi do Iron Man'a i odszukania maski. 
- A ty tylko o jednym! Pepper na operacji, a tobie w głowie blaszak! - powiedział bardziej zdenerwowanym tonem, jednak dalej szeptał.
- Muszę się naładować. - odparłem.
Jak śmiesznie to brzmi. Człowiek bateria ze mnie...
- Przepraszam... - widziałem, że zrobiło mu się głupio. Pewnie za jego wybuchowość.
- Nie musisz przepraszać. Wracam najszybciej jak tylko się da.
Wyszedłem ze szpitala. Chciałem złapać taksówkę, jednak żadna jak na złość nie chciała się zatrzymać.
No cóż, chyba nie wrócę tak szybko jak to możliwe.




Jest nowy rozdział, przed czasem. Aż sama sobie się dziwię, że wyrobiłam się dwa dni przed terminem. Starałam się żeby był dłuższy i chyba znowu nie wyszło. No, może jest i dłuższy ale nie taki jaki bym chciała. Z drugiej strony muszę was podtrzymywać w napięciu, dlatego taki rozdział być może w sam raz.
Pozdrawiam :-*






8 komentarzy:

  1. Super. Wszystko jak zwykle fajne, a uwielbiam te twoje opisy. Uratują Pepper, ale transfuzja? No i jeszcze Tony myśli by jednak mieć dziewczynę . No no, czyli coś do niego dociera :-D I jak zwykle idealny moment na zakończenie rozdziału. Aż mnie ciarki przeszły, co będzie dalej. U mnie w sobotę obiecany scenariusz i chciałabym żebyś o tym wiedziała. Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tony myśli a później i tak może zmienić zdanie. Na pewno będzie bardzo skołowany w tej sprawie. Jeszcze parę razy nie będzie wiedział co jest silniejsze. Uczucie, czy zapewnienie bliskim bezpieczeństwa ;)
      Postaram się jeszcze pod koniec tego tygodnia dodać nową notkę.

      Usuń
  2. Genialny rozdział. To czas na mój spis.
    Akcja? Jest.
    Uczucia? Są.
    Przemyślenia? I to jakie.
    Humor? Troszku brak.
    Czyli 3/4, ale genialne opisy sytuacji nadrabiają wszelkie braki. Gratuluje wielkiego talentu.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, humoru na razie nie będzie. Ciężko dodać coś z humorem, zwłaszcza w obliczu tak kryzysowej sytuacji.
      Uczucia, akcja (choćby nawet ta najmniejsza będzie, przynajmniej planuję i postaram się aby była w każdym rozdziale) i przemyślenia będą. Natomiast co do humoru różnie :)

      Usuń
  3. Genialny blog <3 Nie dawno zaczełam czytać. Podoba mi się strasznie . Zapraszam do mnie :
    http://panna-weaslay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę nową czytelniczkę :) Dziękuję bardzo za komentarz.
      Gdybyś chciała dowiedzieć się czegoś o blogu, pisz na tymbarkowa0026@o2.pl

      Usuń
  4. Kurcze, uwielbiam czytać takie opowiadania. Te rozmyślania Tony'ego,że chciałby mieć drugą połówkę...świetne napisane. W ogóle taka akcja tutaj,że masakra! Biedni bohaterowie, tyle muszą przeżyć, a zwłaszcza nasza Pep. Mam nadzieje,że wróci do zdrowia jak najszybciej;-) super notka, czekam na dalszą część. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Tony zawsze lubił rozmyślać i przy tym odpływać, zatracać się. A co do Pepper to nie będzie tak od razu wspaniale, dramat musi być. Spokojnie, nie będzie on duży.

      Usuń

Obserwatorzy