sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 9: Poświęcenie



Żałuję, że nie udało złapać mi się żadnej taksówki. Już dawno byłbym w zbrojowni. A nie jestem nawet w połowie drogi! Biec nie mogłem, implant mógłby nie wytrzymać. Nie ukrywajmy, padłbym na chodnik jak zużyta bateria. Czasami wydaje mi się, że to wszystko nie ma sensu. Moje życie, podwójne życie. Nie na długo dam rade ukrywać przed Robertą, kim jestem. Męczące staje się powoli to ukrywanie, maskowanie. Widzę, że Rhodey'ego też to męczy jednak nie przyzna się. Wie, że mi zależy na tym aby ratować innych. Najczęściej to on tłumaczy się przed jego mamą gdzie byliśmy, co się z nami działo przez ten czas. Wiem, że nie raz był wycieńczony. Ja czułem to samo, chciałem to wszystko rzucić, zostawić tak bez niczego. Pewnie po pewnym czasie wróciłbym nie wytrzymując być może z nudów, jak i z ciągłych pytań zadawanych przez lokalne media:
,,Gdzie jest Iron Man?" 
,,Bohater zrezygnował?"
Na dodatek nie mógłbym patrzeć na cierpienie innych i rozszerzanie się działalności złoczyńców w mieście. Gdybym zrezygnował byłoby ich dwa razy tyle. Nie oszukujmy się byłoby im łatwiej napadać na banki, prowadzić nielegalne interesy. Każdy z nich mógłby robić co chciał. Fakt, była jeszcze policja mimo to nie była wystarczająco skuteczna.
Kiedy moje myśli zeszły na temat policji, przypomniałem sobie o Pepper. Jej ojciec pracuje w FBI, a teraz siedzi pod blokiem operacyjnym razem z Rhodey'm. Nie ma czasu na rozterki i rozczulanie się! 
Przyśpieszyłem kroku. Jeszcze trochę i będę w zbrojowni. Obym tylko w miarę szybko się naładował, chce jak najszybciej wrócić do szpitala. Wrócić do niej.


~*~

Walczyłem z tym aby nie zamknąć oczu. Powieki ciążyły, jakby były wielkimi kamieniami i usilnie próbowały mnie zgnieść. Nie wiem ile czasu już tutaj ślęczę, ale czuję, że minęły dobre trzy godziny. Najgorsze było to, że operacja wydawała się nie mieć końca. Z bloku od czasu rozpoczęcia zabiegu nie pokazał się żaden lekarz, a co dopiero mówić o tym żeby przeszła tędy pielęgniarka. Gdzie tam! 
Zamknąłem oczy chociaż na chwilę. Nie było mi dane odpocząć, gdyż usłyszałem jak drzwi od sali otwierają się. Podskoczyłem i otworzyłem oczy. 
Dwie pielęgniarki pchały łóżko, na którym leżała nieprzytomna Pepper. Była jeszcze trzecia pielęgniarka, która ciągnęła kroplówkę. Za pewne była ona dla rudowłosej. 
Z sali wyszedł lekarz. Rozmowę zaczął ojciec dziewczyny.
- Doktorze co z nią? - widziałem, że był bardzo zdenerwowany i zrozpaczony. 
- Podaliśmy jej kroplówkę, jednak dziewczyna jest bardzo słaba. Nie obędzie się bez transfuzji.
Słysząc to z wrażenia usiadłem na krześle. 
- Jestem gotowy oddać krew. - odpowiedział ojciec Pepper.
- Spokojnie, najpierw musi się przebadać. Potrzeba tej samej grupy krwi. 
- Jej matka miała inną grupę krwi, więc ja muszę mieć taką jak ona. 
- Wszystko zaraz sprawdzimy, proszę na razie iść do pielęgniarek. Tam się pan wszystkiego dowie. 
Ja tym czasem wykręcałem numer do Tony'ego. Musiałem go poinformować, że jej stan jest bardzo poważny. 

~*~

Czemu to aż tyle trwa! Siedzę tu już godzinę, implant powinien być naładowany. Jeszcze parę procent. Niecierpliwiłem się, nie dostałem żadnego telefonu od Rhodey'ego. Chciałem wiedzieć co się dzieje, czy już wiadomo coś z Pepper. Jak na zawołanie, usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Bez zastanowienia odebrałem.
- Halo?
- Witaj Iron Man'ie. - usłyszałem zachrypnięty, szorstki głos.
- Słucham? To jakaś pomyłka. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Cholera, przecież dobrze strzegłem swojej tożsamości. Nikt o tym nie wiedział, oprócz mojego przyjaciela oczywiście. Może nie powinienem się rozłączać? Teraz pewnie utwierdziłem go w przekonaniu, że dobrze trafił.
Telefon zadzwonił drugi raz. Spojrzałem na wyświetlacz, dzwonił Rhodey. Co za ulga!
- Co z nią?
- Jest tragicznie. Nie mogą znaleźć dla niej dawcy.
- Co?! Potrzebna transfuzja?! - wrzasnąłem.
Jest aż tak źle? Przecież mówili, że uda im się zamknąć ranę i powinna wrócić do zdrowia pod kroplówką. Chociaż jak teraz sobie przypomniałem, w jakiej kałuży krwi ją znalazłem, przetaczanie krwi nie wydawało mi się już takim absurdem. Odłączyłem ładowarkę, mogłem iść już do szpitala.
- Tak. Ile jeszcze to potrwa?
- Już idę.
- Tony, tylko spróbuj wyjść ze zbrojowni nienaładowany do końca! Wiesz co już nie raz było!
- Nie martw się, tym razem jestem na sto procent gotowy. - odpowiedziałem i dodałem - Widzimy się w szpitalu.
Rozłączyłem się bez pożegnania. Wyszedłem ze zbrojowni i skierowałem się na główną ulicę. Tym razem udało mi się złapać taksówkę.
Wszystko się tak skomplikowało! Przecież lekarz mówił, że kroplówka powinna wystarczyć! Fakt, rana była duża, krwi też straciła zanadto. Gorsze jest to, że nie mogą znaleźć dawcy. A co z jej tatą? Pewnie miała grupę krwi taką jak jej matka. Ale się porobiło!
Auto zatrzymało się przed szpitalem. Zapłaciłem i wbiegłem do środka. W zawrotnym tempie znalazłem się tuż przy Rhodey'm.
- Jest dawca?
- Nie. Co gorsza, mają mało czasu, dawca musi być teraz, natychmiast.
Załamałem się. Nie mogą znaleźć odpowiedniej osoby. Ale chwilę... może ja mógłbym?
- A jaką ma grupę krwi? - spytałem.
- Z tego co słyszałem A+. - odpowiedział i spojrzał na mnie. - O nie, Tony! Zwariowałeś!
- Nie! Jeśli to ma uratować jej życie, to wcale nie zwariowałem.
- Ale twoje serce! - prawie wrzeszczał.
- Uspokój się! Nic mi nie będzie.
- Wiesz, że moja mama musi się zgodzić, nie jesteś pełnoletni... - powiedział do mnie.
- Dzwoń do niej. Powiedz żeby przyjechała, na pewno będzie musiała podpisać jakieś bzdety. - powiedziałem do niego i usiadłem na krześle.
Rhodey już w tym czasie rozmawiał ze swoją mamą.


~*~

Roberta właśnie podpisywała potrzebne dokumenty. Cieszyłem się, że się zgodziła. Na początku wahała się, tak jak Rhodey. Ostatecznie zgodziła się. Mnie w tym czasie przygotowywano do zabiegu. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Oby zrobili to sprawnie, z Pepper podobnież coraz gorzej, kroplówka nie wystarcza. 
- Tony, jesteś pewny? - spytała mnie po raz setny mama przyjaciela. 
- Tak. 
Teraz czas na zabieg. 


~*~

Minął tydzień od kiedy Pepper jest w szpitalu. Ja w tym czasie chodziłem do szkoły, ratowałem świat. Jednak nie mogłem się za bardzo skupić. Zabiegł przebiegł pomyślnie, nie było żadnych komplikacji. Lekarze mówią, że rudowłosa powinna niedługo się wybudzić. Niedługo, to znaczy za ile? Chciałem z nią porozmawiać, zapytać się czy coś pamięta. Chciałem po prostu usłyszeć jej głos i nie martwić się, że jest z nią źle. Moje myśli krążyły wokół niej od czasu tego feralnego dnia. Przejmowałem się jeszcze telefonem, który dostałem będąc w zbrojowni. Jednak zignorowałem to szybko, ponieważ nikt nie zadzwonił drugi raz. Może uznał, że to naprawdę była pomyłka? Wątpię, ale przynajmniej na razie miałem spokój. W wolnych chwilach chodziłem do szpitala, do Pepper i oczywiście szukałem Whitney i Cornelii. W sumie to moje życie krążyło tylko wokół tych dwóch spraw. Czasami miałem już dość, ogarniała mnie złość i bezsilność. One jakby nie istniały, zniknęły, ot tak! Byłem zły sam na siebie, że nie wyciągnąłem od Whitney większej ilości informacji. 
Usłyszałem dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Spakowałem książki i wyleciałem z klasy jak torpeda. Nie czekałem na przyjaciela, on i tak wiedział gdzie mnie znajdzie.
Szkoła była nie daleko szpitala, dlatego znalazłem się tam po jakiś piętnastu minutach. W szpitalu już mnie znali, nie musiałem się przedstawiać. Mogłem wchodzić do Pepper o każdej porze dnia i nocy. Dotarłem pod drzwi sali i wszedłem. Zobaczyłem paru lekarzy nad jej łóżkiem a moje serce zabiło mocniej. 
- Panie Stark, proszę jeszcze chwilę poczekać. - powiedział jeden z lekarzy.
Wyszedłem na korytarz, usiadłem na krześle. Ciekawe co się stało. Oby to nie było nic poważnego, przecież po oddaniu krwi miało być w porządku. 
Lekarze wyszli z sali. Do mnie podszedł jeden z nich. Mogłem już do niej wejść, a cieszyłem się jeszcze bardziej, gdyż obudziła się.
Otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka i zatrzymałem się przy jej łóżku. Wyglądała świetnie, tak jakby była w pełni zdrowa. Policzki nie były zapadnięte, nabrała kolorów. Wręcz promieniała. Cieszył mnie taki obrót sprawy.
- Cześć Pepper, jak się czujesz? 
- Cześć Tony. Świetnie. A ty? - spytała z uśmiechem, jednak widziałem w jej spojrzeniu coś dziwnego. Coś, czego nie umiałem rozszyfrować. 
- Dobrze. Wyglądam źle? - odparłem i zaśmiałem się. 
Ona tylko się uśmiechnęła. Chyba coś było nie tak. Zawsze dużo mówiła, Uśmiechała się, dogryzała.
- Stało się coś? - spytałem i usiadłem na krześle obok niej.
Westchnęła. Widziałem, że była zdołowana i nie wyglądała wcale na taką wypoczętą. Miała nie złe wory pod oczami, jakby płakała. 
- Muszę Ci podziękować. - spojrzała na mnie. 
- Nie masz za co... 
- Jest. - odparła i wyciągnęła do mnie ręce. 
Przytuliłem ją. Zwykły przyjacielski gest, ale... czułem się dziwnie. Inaczej. Nie wiem jak to określić. Nim się zorientowałem, usłyszałem jak cicho płacze. 
Oderwała się ode mnie i spuściła głowę na dół.
- Pepper?
- Dziękuję ci, że jesteś. 
Złapałem ją za rękę i uśmiechnąłem. Miałem dużo czasu, może powie dlaczego płacze.



~*~

Wiem, znowu krótki. Chce was podtrzymać w napięciu, dlatego tak kończę ten rozdział. Dowiecie się dlaczego Pepper jest w takim stanie w następnym rozdziale. 
Pozdrawiam.




5 komentarzy:

  1. Znęcasz się nade mną, zła kobieto! A Mówią, że to ja jestem okropna. Bijesz mnie na głowę, kończąc w takich momentach. Ja nie wytrzymam do kolejnego rozdziału! Pisz go szybciutko, bo moja kosa już czeka na niewinne ludzkie duszyczki.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Było napięcie, co m się bardzo podobało. I ten telefon w zbrojowni. Kto to był? Dobrze, że transfuzja siłę udała i Pepper wróci do zdrowia. Ale jak dobrze pamiętam, czeka nas jeszcze coś mocniejszego i na to czekam. A gest Tony'ego był odważny ze względu na ryzyko. I to jest piękne, że zrobi wszystko , by kogoś uratować . A Pepper płacze , Dlaczego ? Proszę, nie każ długo czekać na nn ;) Postaram się być cierpliwa

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, cudowny rozdział. Dobrze, że wszystko z Pep się udało, ale co to był za telefon?! Nie wspomniałaś czy to był kobiecy czy męski głos, dobrze. Teraz jeszcze więcej tajemnic. A jaki nasz Tony jest kochany! Jak on się o nią martwi:-* kochana nie każ mi długo czekać na kolejną notkę bo oszaleję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu , to jest takie słodkie, Tony oddal jej krew <3
    I jest super. Widzę że mają się ku sobie ❤
    Jak ja kocham czytać takie słodkie rozdziały :*

    Na imaa Nowa notka :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy