Byłem u Pepper już prawie godzinę. Chciałem zapytać co się stało, jednak ona nie przestawała płakać. Może już nie łkała tak jak na początku. Mimo to łzy dalej spływały po jej jeszcze bardziej różowych policzkach. Nie patrzyła na mnie tylko na swoje place. Co się mogło stać? Płacze przeze mnie? Nie, przecież nie dawno powiedziała, że mi dziękuje i dobrze, że jestem. Słysząc te słowa zrobiło mi się cieplej na sercu. Słyszałem je parę razy od przyjaciela, jednak słowa od dziewczyny, którą znam dwa tygodnie... bodajże trzy, wywołały u mnie pozytywne uczucia. Nie zwykły uśmiech, tylko prawdziwą radość. Chyba to wszystko przez te ostatnie wydarzenia. Naprawdę nie było lekko.
Zastanawiałem się co mogło się stać. Widać było, że płakała wcześniej. Nie wytrzymałem tej ciszy i odezwałem się.
- Powiesz mi co się stało?
Spojrzała na mnie żałosnym, przepełnionym goryczą wzrokiem i lekko kiwnęła głową. Widziałem, że nie jest skóra do rozmowy.
- Okazało się, że... człowiek, który mnie wychowywał przez tyle lat... nie jest moim ojcem...
Otwarłem szeroko oczy. Byłem zdziwiony, bardzo.
- Jak to?
Odetchnęła głęboko.
- Wtedy kiedy było ze mną źle... chciał oddać krew... powiedział, że nie mam takiej krwi jak mama, więc on musiał mieć... Wyszło inaczej, ale to chyba już wiesz. - odparła i niemrawo uśmiechnęła się.
- Byłem przy tym... twój tata wyglądał na zdezorientowanego... - powiedziałem patrząc na swoje dłonie.
Trudny temat, wiedziałem, że jest jej ciężko. Sam przeżyłem rozstanie z matką jak i ojcem. Jednak Pepper miała gorzej. Nie wiedziała kto jest jej prawdziwym ojcem.
- Minął tydzień... nie odwiedził mnie...
Drżała jej ręce gdy mówiła, co ja gadam cała się trzęsła! Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać jak nigdy dotąd. Czułem żal w sobie, że byłem bezsilny wobec tej sytuacji. Mogłem tylko przy niej być. Chociaż może to już ją wesprze?
- Jak to? - spytałem głupio.
- Nie wiem... codziennie się nad tym zastanawiam.
Usiadłem na łóżku, obok niej. Dalej nie patrzyła mi w oczy tylko na swoje szczupłe, smukłe dłonie. Nie wiedziałem, że jest w takim stanie. Ech... co ja mogłem zrobić? Nie powiem jej, że będzie dobrze bo nienawidzę tych słów. Zawsze mówiła mi to mama Rhodey'ego, jak i on sam. A ja i tak wiedziałem, że nie będzie. Trzeba było przywyknąć i pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Chociaż nawet to było trudne do zrobienia...
- Dlaczego nic nie mówiłaś wcześniej?
- Nie lubię rozmawiać o swoich problemach... jeszcze ta sprawa z Cornelią i Whitney... - odparła po czym dodała - Tony?
- Tak, Pepper?
- One mówiły, że... no... ty jesteś Iron Man'em. - powiedziała szybko i spojrzała prosto w moje oczy.
Cholera teraz to już po mnie. Co jej mam powiedzieć? ,,Nie słuchaj ich, one tylko żartowały."? Jak to głupio brzmi. Ufam jej wiem, że nie wyda naszego sekretu nikomu... Mam taką nadzieję. Właściwie to nie miałaby podstaw żeby komukolwiek powiedzieć. Ryzyk fizyk.
- I, że Rhodey to War Machine... Odpowiesz mi?
- No... tak... - odparłem, nerwowo przeczesując włosy ręką.
Próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło mi to. Bałem się jej reakcji... nie wiem dlaczego, ale nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Ostatnio tyle działo się moim życiu jak i w jej, że natłok wydarzeń może nią porządnie wstrząsnąć. Same wypadki i nieszczęścia... Czego jeszcze mogłem się spodziewać?
- Ja... nie mam pojęcia co odpowiedzieć... - spojrzała na mnie.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz. To mi wystarczy.
- Pewnie... nie wierzę... dwa razy uratowałeś mi życie... cholera, jak ja ci się odwdzięczę?
- Taka już moja rola. - odpowiedziałem i zaśmiałem się lekko.
- Tony, jest coś jeszcze...
- Tak? - spytałem z niepokojem w głosie.
- Powiedziały, że... mnie już mają z głowy... a teraz pora na was...
Mówiąc to zaczęły trząść się jej ręce, na nowo. Zagarnąłem ją w swoje ramiona, delikatnie gładząc ręką jej włosy. Objęła rękami moją szyję, wtulając głowę w moje ramię. Objąłem ją jeszcze mocniej i szepnąłem.
- Poradzimy sobie. Razem.
- Byłem przy tym... twój tata wyglądał na zdezorientowanego... - powiedziałem patrząc na swoje dłonie.
Trudny temat, wiedziałem, że jest jej ciężko. Sam przeżyłem rozstanie z matką jak i ojcem. Jednak Pepper miała gorzej. Nie wiedziała kto jest jej prawdziwym ojcem.
- Minął tydzień... nie odwiedził mnie...
Drżała jej ręce gdy mówiła, co ja gadam cała się trzęsła! Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać jak nigdy dotąd. Czułem żal w sobie, że byłem bezsilny wobec tej sytuacji. Mogłem tylko przy niej być. Chociaż może to już ją wesprze?
- Jak to? - spytałem głupio.
- Nie wiem... codziennie się nad tym zastanawiam.
Usiadłem na łóżku, obok niej. Dalej nie patrzyła mi w oczy tylko na swoje szczupłe, smukłe dłonie. Nie wiedziałem, że jest w takim stanie. Ech... co ja mogłem zrobić? Nie powiem jej, że będzie dobrze bo nienawidzę tych słów. Zawsze mówiła mi to mama Rhodey'ego, jak i on sam. A ja i tak wiedziałem, że nie będzie. Trzeba było przywyknąć i pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Chociaż nawet to było trudne do zrobienia...
- Dlaczego nic nie mówiłaś wcześniej?
- Nie lubię rozmawiać o swoich problemach... jeszcze ta sprawa z Cornelią i Whitney... - odparła po czym dodała - Tony?
- Tak, Pepper?
- One mówiły, że... no... ty jesteś Iron Man'em. - powiedziała szybko i spojrzała prosto w moje oczy.
Cholera teraz to już po mnie. Co jej mam powiedzieć? ,,Nie słuchaj ich, one tylko żartowały."? Jak to głupio brzmi. Ufam jej wiem, że nie wyda naszego sekretu nikomu... Mam taką nadzieję. Właściwie to nie miałaby podstaw żeby komukolwiek powiedzieć. Ryzyk fizyk.
- I, że Rhodey to War Machine... Odpowiesz mi?
- No... tak... - odparłem, nerwowo przeczesując włosy ręką.
Próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło mi to. Bałem się jej reakcji... nie wiem dlaczego, ale nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Ostatnio tyle działo się moim życiu jak i w jej, że natłok wydarzeń może nią porządnie wstrząsnąć. Same wypadki i nieszczęścia... Czego jeszcze mogłem się spodziewać?
- Ja... nie mam pojęcia co odpowiedzieć... - spojrzała na mnie.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz. To mi wystarczy.
- Pewnie... nie wierzę... dwa razy uratowałeś mi życie... cholera, jak ja ci się odwdzięczę?
- Taka już moja rola. - odpowiedziałem i zaśmiałem się lekko.
- Tony, jest coś jeszcze...
- Tak? - spytałem z niepokojem w głosie.
- Powiedziały, że... mnie już mają z głowy... a teraz pora na was...
Mówiąc to zaczęły trząść się jej ręce, na nowo. Zagarnąłem ją w swoje ramiona, delikatnie gładząc ręką jej włosy. Objęła rękami moją szyję, wtulając głowę w moje ramię. Objąłem ją jeszcze mocniej i szepnąłem.
- Poradzimy sobie. Razem.
~*~
Minęło już kilka godzin. Siedziałem dalej w szpitalu u Pepper. Właśnie zasnęła. Była bardzo zmęczona widziałem jak zamykają jej się oczy, jednak ona wciąż powtarzała, że jest w pełni sił. W końcu skończyło się na tym, że zasnęła na wpół siedząco. Nie chciałem jej budzić dlatego wyszedłem z sali i skierowałem się do wyjścia. Był już wieczór, dziwiłem się, że aż tyle czasu u niej spędziłem. Nie przeszkadzało mi to, że przesiedziałem razem z nią całe po południe. Potrzebowała z kimś porozmawiać zwłaszcza teraz kiedy Cornelia ją zdradziła, tak samo jak mnie i Rhodey'ego. Zapomniałem nawet o tym gdy byłem w szpitalu. A teraz znowu wszystko powróciło. Muszę je znaleźć. Muszę wiedzieć dlaczego one to zrobiły. Chociaż może nie muszę ich szukać? Wydaje mi się, że same wrócą. Będą chciały mnie wykończyć, w końcu takie mają zadanie. Tylko dalej nie mieści mi się to w głowie, że pozwoliły tak skrzywdzić Pepper. Zwłaszcza panna White. A o Stane... szkoda gadać... myślałem, że już nigdy nie włoży Maski. Myliłem się. Stała się przez nią agresywna, a przede wszystkim inna. Co dziwniejsze wyglądało na to, że powstała druga maska specjalnie dla Cornelii. Kto mógł powtórzyć dzieło mojego ojca? Ta maska była jedynie prototypem a co najważniejsze jedyna. Nikt nie wiedział o jej istnieniu oprócz mnie i wynalazcy. Później dowiedziała się Whitney, kiedy jej ojciec przejął firmę. I tak została Madame Mask. Długa historia, pełna zawiłości. Chyba nie mogę znieść tego, że złamała daną mi obietnicę... Znaliśmy się bardzo długo i to wpłynęło również na mój stan. Teraz jednak liczyło się tylko żeby Pepper wyzdrowiała. Nie żałuję, że powiedziałem jej kim jest Iron Man i War Machine. Chociaż o tym drugim się domyśliła. Ufam jej, wiem, że mogę jej powierzyć mój największy sekret. W sumie to wie mniej niż połowę. Nie ma pojęcia o implancie i początkach. Kiedyś na pewno przyjdzie czas na opowiedzenie jej o tym.
Przekroczyłem drzwi zbrojowni. Nawet nie wiedziałem jak się tutaj znalazłem. Chyba nogi same mnie tutaj poniosły. Widocznie byłem bardzo zamyślony, co zdarzało mi się bardzo często. Geniusze już tak mają... albo geniusze z odrobiną szaleństwa.
Wstukałem kod na panelu i wszedłem do mojego królestwa. Tak, uwielbiałem to miejsce. Traktowałem je jak odskocznię od innych problemów jak i też poważną sprawę związaną z Iron Man'em. Jak się okazało Rhodey był już w środku. Siedział na obrotowym fotelu, wyraź znudzony. Coś czuję, że zaraz się ożywi i zacznie matkowanie i zbędne pytania. Podszedłem do głównego komputera aby sprawdzić czy coś nie dzieje się w mieście. Nic. Coś czuję, że to cisza przed burzą.
- Gdzie ty byłeś? - spytał podirytowanym głosem. - Dzwoniłem chyba z 10 razy!
- Spokojnie byłem u Pepper. - odparłem.
- Co tak długo? - powiedział to, tym razem zabawnie. - Nowy romans?
Mówiąc to zaczął chichotać i zabawnie ruszać brwiami, Cały James i jego poczucie humoru. Szkoda, że mi nie było do śmiechu. Widząc moją krzywą minę natychmiast spoważniał.
- Powiesz o co chodzi?
Zacząłem mu opowiadać wszystko to co powiedziała mi Pepper. Widziałem, że było mu przykro z powodu zaistniałej sytuacji.
- Jest coś jeszcze.
- Kolejna katastrofa?
- Zależy jak ty na to spojrzysz. - odpowiedziałem z niemrawym uśmiechem. - Powiedziałem jej, że Iron Man to ja... Właściwie sama się o to zapytała.
- Jesteś pewien, że możemy jej zaufać? - spytał podejrzliwie patrząc na mnie wzrokiem pełnym obaw.
- Tak jestem pewien. Ufam jej.
- Skoro ty tak sądzisz, to... co teraz?
- Zamierzam poczekać. Whitney i Cornelia wrócą, nie muszę ich szukać. - westchnąłem i dodałem. - A co do Pepper to chyba trzeba pokazać jej zbrojownię, prawda?
James pokiwał tylko głową.
Ja natomiast zabrałem się za ulepszanie mojej zbroi. Skoro od tej pory mamy dwie maski i wariata, który je wynajął przydadzą się nowe możliwości.
Przekroczyłem drzwi zbrojowni. Nawet nie wiedziałem jak się tutaj znalazłem. Chyba nogi same mnie tutaj poniosły. Widocznie byłem bardzo zamyślony, co zdarzało mi się bardzo często. Geniusze już tak mają... albo geniusze z odrobiną szaleństwa.
Wstukałem kod na panelu i wszedłem do mojego królestwa. Tak, uwielbiałem to miejsce. Traktowałem je jak odskocznię od innych problemów jak i też poważną sprawę związaną z Iron Man'em. Jak się okazało Rhodey był już w środku. Siedział na obrotowym fotelu, wyraź znudzony. Coś czuję, że zaraz się ożywi i zacznie matkowanie i zbędne pytania. Podszedłem do głównego komputera aby sprawdzić czy coś nie dzieje się w mieście. Nic. Coś czuję, że to cisza przed burzą.
- Gdzie ty byłeś? - spytał podirytowanym głosem. - Dzwoniłem chyba z 10 razy!
- Spokojnie byłem u Pepper. - odparłem.
- Co tak długo? - powiedział to, tym razem zabawnie. - Nowy romans?
Mówiąc to zaczął chichotać i zabawnie ruszać brwiami, Cały James i jego poczucie humoru. Szkoda, że mi nie było do śmiechu. Widząc moją krzywą minę natychmiast spoważniał.
- Powiesz o co chodzi?
Zacząłem mu opowiadać wszystko to co powiedziała mi Pepper. Widziałem, że było mu przykro z powodu zaistniałej sytuacji.
- Jest coś jeszcze.
- Kolejna katastrofa?
- Zależy jak ty na to spojrzysz. - odpowiedziałem z niemrawym uśmiechem. - Powiedziałem jej, że Iron Man to ja... Właściwie sama się o to zapytała.
- Jesteś pewien, że możemy jej zaufać? - spytał podejrzliwie patrząc na mnie wzrokiem pełnym obaw.
- Tak jestem pewien. Ufam jej.
- Skoro ty tak sądzisz, to... co teraz?
- Zamierzam poczekać. Whitney i Cornelia wrócą, nie muszę ich szukać. - westchnąłem i dodałem. - A co do Pepper to chyba trzeba pokazać jej zbrojownię, prawda?
James pokiwał tylko głową.
Ja natomiast zabrałem się za ulepszanie mojej zbroi. Skoro od tej pory mamy dwie maski i wariata, który je wynajął przydadzą się nowe możliwości.
~*~
Mam dość. Nie mogę dłużej znieść leżenia w czterech ścianach. Na dodatek prawie sama. Dlaczego prawie? Odwiedził mnie dzisiaj tylko Tony. A ja tak bardzo liczyłam, że w drzwiach zobaczę mojego tatę. Nie widziałam się z nim od tygodnia... a właściwie, to co teraz? Jak mam się do niego zwracać? Tato? Mam nadzieję, że nie skreślił mnie... chciałabym żeby wszystko było tak jak dawniej.
Jeszcze teraz ta sytuacja z Tony'm... Uratował mi dwa razy życie. Nie docierało do mnie za bardzo, że jest Iron Man'em. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaką odpowiedzialność nosi gdy staje się bohaterem. Tyle niewinnych ludzi, których broni. Właściwe to jak on sobie z tym wszystkim radzi? Taka duża odpowiedzialność. Ja bym chyba nie dała rady na jego miejscu. Teraz już przynajmniej wiem co po części dzieje się w jego głowie, wtedy kiedy jest zamyślony. Dziwię się, że przyznał się od razu, że jest Iron Man'em. Przecież równie dobrze mógł się wytłumaczyć, że mi dostatecznie nie ufa aby powiedzieć prawdę. Znamy się zaledwie miesiąc, może nawet nie cały. Cieszę się, że był w stanie mi zaufać.
Z dnia na dzień lubię go coraz bardziej. Nie dlatego, że dowiedziałam się, że jest tym słynnym bohaterem, który radzi sobie z wieloma złoczyńcami. Po prostu uratował mnie dwa razy. Poświęcił się dla mnie i oddał krew. Jest miły, zabawny. Paroma słowami dobrze mu z oczu patrzy. Wydaje mi się, że dużo przeszedł i dalej ciężko mu zamknąć za sobą przeszłość. Ma przyjaciela, który go wspiera ale może i to dla niego za mało. Muszę mu się jakoś odwdzięczyć, ale nie wiem jak. Zrobił przecież dla mnie wiele, zbyt wiele. Chyba naprawdę musi mnie lubić... innego wyjścia nie widzę.
Lekarz oświadczył mi, że za dwa dni mogę opuścić szpital. Nie ma żadnych powikłań po transfuzji, a rana goi się świetnie. Nareszcie, nie wytrzymałabym tu kolejnego tygodnia. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu a zwłaszcza bezczynnie. Teraz pozostaje kwestia tylko tego, kto mnie odbierze. Głupio mi prosić Tony'ego o pomoc po raz kolejny, ale jeśli tata się nie zjawi znowu będę musiała liczyć na Starka.
Dochodziła godzina jedenasta. Pora iść spać, miejmy nadzieję, że jutro będzie lepszy dzień.
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać. Jeszcze rozdział jest krótki i wydaje mi się całkiem bez sensu. Jeśli wam się coś nie podoba, lub są jakieś błędy bądź cokolwiek... piszcie. Potrzebuję waszych opinii, lepiej mi się wtedy pisze :)
Pozdrawiam.
Ps. Kolejny rozdział postaram się napisać w tydzień, nie tak jak teraz.
Fajny rozdzialik. Taki bardzo intrygujący. Kto mógł stworzyć drugą maskę? I Tony jej powiedział o sekrecie. Widocznie jej ufa. To właśnie fajnie się układa, ale Pepper nie zna swojego pradwziwego ojca? Czy ja dobrze zrozumiałam? No jestem w szoku, bo tego jeszcze nie było. Jednak cudownie się go czytało i czuję, że kłopoty będą. Pozdrawiam, Katari :)
OdpowiedzUsuńhttp://unprotected-colia.blogspot.com/2015/03/unprotected-10-lat-pozniej-probka.html
Kto stworzył drugą maskę, wyjaśni się w następnych rozdziałach. Tak, Pepper nie zna swojego ojca. To też zamierzam zawrzeć w kolejnych rozdziałach :)
UsuńJejku, rozdział cudowny. Tony się przyznał do bycia super bohaterem :)
OdpowiedzUsuńPepper wyjdzie za dwa dni :) i co z jej ojcem? Zostawił ją, jak się okazało, ze nie jest jej ojcem?! Teraz to jestem zła. A jak po nią nie przyjedzie? Martwię się teraz, ale na szczęście ma Tony'ego <3
Świetny rozdział <3
Spokojnie, z ojcem wszystko się wyjaśni :) oczywiście nie tak od razu.
Usuń