niedziela, 11 lutego 2018

Rozdział 31: Lek na przeżycie

Tony w co ty się wpakowałeś? 
Podążałam za czarnowłosym, który szedł w kierunku zbrojowni. Dziwiłam się, że nie założył zbroi, przecież to było najprostsze co mógł zrobić! Tony wpisał kod do zbrojowni, a ja zaraz za nim weszłam do królestwa blaszaka. Niebieskooki wyglądał na bardzo zdenerwowanego. 
- Mandarynie czego ty chcesz... - zastanawiał się na głos patrząc w telefon. 
Przestraszyłam się. Może Mandaryn specjalnie chce wplątać w coś Tony'ego? Może grozi mu niebezpieczeństwo? 
Tony zaczął majstrować przy komputerze. Widziałam, że szukał Mandaryna, usilnie próbował go namierzyć. Do zbrojowni wszedł szybkim krokiem Rhodey. 
- Jestem, co się dzieje? 
Widocznie Tony zdążył wysłać SMSa, do przyjaciela. Czułam, że zapowiadają się poważne kłopoty. Tylko dlaczego teraz? Co jeszcze musi się zdarzyć? 
- Mandaryn. Napisał mi bardzo dziwną wiadomość. - mówiąc to Tony pokazał wiadomość Jamesowi. 
Byłam bardzo ciekawa treści tej wiadomości. Wyglądało to tak, jakby Tony przeczuwał, że tu jestem. Postanowiłam się nie ujawniać. Może tylko tak dowiem się co się stało? 
- Tony, nie rób tego. To na pewno jest pułapka. - odezwał się przerażony Rhodey. - Właściwie nie wiemy czym są te pierścienie i do czego one naprawdę mogą służyć Mandarynowi. Nawet jeśli, damy radę ochronić Pepper i moją mamę. Tony, po prostu się na to nie zgadzaj. 
- Nie, Rhodey. Już nigdy więcej nie zaryzykuje życia Pepper, sam wolę zginąć niż wiedzieć, że choć mogłem ją uratować to tego nie zrobiłem. 
Miałam wrażenie, że moje serce na chwilę się zatrzymało. Czy Tony oszalał? Nie może się dać pogrzebać, bo Mandaryn mu grozi! Ale... czy Tony naprawdę tak bardzo mnie ceni, że jest wstanie się dla mnie poświęcić? Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że znajdę osobę, która będzie mi tak pomocna i oddana. Mimo wszystko, nie mogę dopuścić do tego żeby Tony przystał na propozycje Mandaryna. Właściwie czy to można nazwać propozycją? On mu bezczelnie dyktuje warunki! 
- Tony, co Ty chcesz powiedzieć Pepper? Znikniesz na nie wiadomo ile dni, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy i po co! Chłopie, ocknij się! Jesteś Iron Man'em, ja War Machine razem ochronimy je! 
Widziałam rozpacz w oczach Rhodey'ego. Przecież Tony był jego najlepszym przyjacielem od dziecka. Jak teraz mógłby się zgodzić na to co postanowił czarnowłosy? 
- Kryj mnie. - odparł Tony po chwili zastanowienia. - Powiedz, że jestem chory, albo, że mam pewne załatwienia, związane z odziedziczeniem firmy... 
- Chyba nie mówisz poważnie! - wrzasnął Rhodey, po czym złapał się na głowę. 
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Łzy napływały mi do oczu, bo czułam, że Tony idzie na pewną śmierć. Mimo, że był Iron Man'em, był silny... Ale implant, jego słabe serce... Przecież on nie ma pojęcia co może go spotkać kiedy pomoże zdobyć Mandarynowi kolejny pierścień. Czułam, że tracę kontrolę nad sobą i zaraz przestanę być niewidzialna. Skup się Pepper! Musisz wytrzymać. 
- Mam dać mu odpowiedź w ciągu dwudziestu czterech godzin. - odparł zrezygnowany Stark. 
- Po prostu tego nie rób. - odparł zdenerwowany Rhodey. - Dam Ci czas do namysłu. 
Powiedziawszy to wyszedł z pomieszczenia a ja zaraz za nim. Zaczęłam biec w stronę domu. Dalej byłam niewidzialna i potrącałam wielu ludzi, którzy wyglądali na bardzo skołowanych. Rozumiałam to, w końcu to nie codzienność, właściwie nie wierzę żeby coś takiego się mogła przytrafić oprócz superbohaterom. 
Nim się spostrzegłam byłam pod moim domem. Mogłam znów stać się widzialna. Nie ukrywam, że byłam strasznie wyczerpana. Weszłam do domu i od razu skierowałam się do pokoju. Nie wiem czy ojciec był w domu czy nie, w tym momencie byłam zbyt załamana żeby się tym przejmować. Padłam na łóżko i patrzyłam w sufit. Nie wiedziałam jak mam zatrzymać Tony'ego ani jak z nim porozmawiać, żeby przemówić mu do rozsądku.


~*~

Nie wiem ile spędziłem już czasu w zbrojowni, ale czułem jakby to były wieki. Myślałem o Pepper, myślałem jak mam jej to wszystko wytłumaczyć... Co mam jej powiedzieć? Że Mandaryn chce abym zdobył dla niego pierścień? Jeśli tego nie zrobię to... Nie, nawet nie chce myśleć o konsekwencjach. Znalazłem się w sytuacji, w której jedno wyjście jest gorsze od drugiego. Jeśli na coś się zdecyduje to wybiorę mniejsze zło. Ale czy tak faktycznie będzie? Może Rhodey ma jednak rację, że razem sobie poradzimy w tej trudnej sytuacji. Nie wiem już co mam myśleć, co robić. Moją głowę ogarnął straszny mętlik i chaos. Miałem wrażenie, że cokolwiek nie zrobię i tak decyzja, którą podejmę będzie zła i zaważy na przyszłości... Mandarynie, czy sam nie jesteś w stanie tego zrobić? Mogę się założyć, że to tylko czysta gra z jego strony. Może chce mnie tylko odciągnąć od Pepper i zaatakować jak ja stracę czujność i będę gdzieś daleko? Jego niedoczekanie, Rhodey będzie chronił Pepper i swoją mamę. Mam nadzieję, że będzie wstanie to zrobić w pojedynkę. Chociaż całkiem sam nie jest bo Pepper ma nadludzkie zdolności. Ale nie, ona nie może się w to mieszać. Nie pozwolę żeby spadł jej włos z głowy. Już nigdy więcej nie dopuszczę do sytuacji, która miała miejsce trzy miesiące temu. Boże, jak ja się o nią bałem. Wariowałem każdego dnia, bez wyjątku. Tak strasznie się martwiłem tym co będzie jeśli mi się nie uda, co będzie jeśli zawiodę wszystkich wkoło a najbardziej siebie i stracę kogoś kogo kocham, naprawdę kocham. Czułem to kiedy spoglądałem na nią, kiedy myślałem o niej, kiedy była przy mnie. Wystarczył jej śmiech, dotyk, spojrzenie a moje serce, które jest chore jakby znalazło lek. Lek na życie. To, że Pepper jest przy mnie, daje mi wsparcie chociaż o tym nie wie jest dla mnie lekiem na moje wadliwe serce. Oczywiście Rhodey też daje mi wsparcie ale to jest zupełnie co innego. Znalazłem osobę, dla której jestem w stanie zrobić naprawdę dużo... A może i nawet wszystko?
Naprawdę nie wiem jak mam jej powiedzieć jaką podjąłem decyzję. Tylko czy powinienem jej to powiedzieć? Przecież Rhodey ma rację, ona w życiu się na to nie zgodzi... Wiem, że jestem dla niej ważny szkoda tylko, że jako przyjaciel... Ale ona pewno się na to nie zgodzi. Czuję to w głębi serca, czuje, że nie pozwoli mi na tą szaloną wyprawę. A ja z jednej i z drugiej strony mam wyjście gorsze i jeszcze gorsze.
Musiałem zebrać się w sobie. To jedyne wyjście jakie teraz widziałem. Decyzję już podjąłem - zdobędę pierścień dla Mandaryna.

~*~

Kilka godzin później

Zasnęłam. Byłam bardzo zmęczona wydarzeniami ostatnich dwóch dni. Przez to co wydarzyło się dzisiaj miałam jeszcze większy mętlik w głowie dlatego tak szybko oddałam się w objęcia snu. 
Kiedy tylko się obudziłam było już ciemno. Spojrzałam na zegarek, było parę minut po północy. Przeciągnęłam się i zeszłam do kuchni. Zastałam tam ojca, który przytulił mnie na przywitanie. Nawet nie zapytał co się ze mną dzieje, jak się czuję. Nic, kompletnie nic. Czułam się czasami jak piąte koło u wozu. Nie traktował mnie ani trochę jak córkę, a ja bardzo chciałam żeby zmienił swoje zachowanie wobec mnie. Ale cóż, mogłam tylko o tym pomarzyć. Wzięłam z lodówki sok pomarańczowy i poszłam na górę do swojego pokoju. Spojrzałam przez okno na niebo i zastanawiałam się jaką decyzję ostatecznie podejmie Tony. Zastanawiałam się co teraz robi i gdzie jest... Przecież musi być jakieś inne wyjście z tej całej sytuacji. Mandaryn nie może zawładnąć naszym życiem od tak, nie możemy mu pozwolić aby nami manipulował. Czy Tony tego nie widzi? Czemu chce się na to porwać przecież to czyste samobójstwo...
Nagle usłyszałam wibracje mojego telefonu. Zastanawiałam się kto może dzwonić. Na ekranie wyświetlił się numer Rhodey'ego. Miałam złe przeczucia.
<Pepper, przyjedź natychmiast do zbrojowni, to pilne.>
<Co się dzieje?> 
<Tony chciałby ci coś powiedzieć.>
Przez chwilę czułam że brakuje mi powietrza. Sparaliżowało mnie, nie wiedziałam co sobie myśleć ani co odpowiedzieć. Czy Tony chce powiedzieć mi jaką podjął decyzję?
<Nie jest aby trochę za późno? Jest prawie pierwsza w nocy...> 
<Pepper, błagam tylko ty jedna możesz go zatrzymać.> 
Rozłączyłam się. Już byłam pewna co za chwilę może się stać jeśli nie zainterweniuje. Tony co ty najlepszego chcesz zrobić! Wiedziałam, że ojciec jeszcze nie śpi dlatego postanowiłam wymknąć się przez okno. Bałam się, że zrobię sobie krzywdę, ale na szczęście nie skoczyłam zbyt wysoka. Nawet nie odczułam żadnego bólu, a to pewnie przez Ekstremis. Zaczęłam biec w stronę zbrojowni, bo wiedziałam, że mam bardzo mało czasu.

~*~

Przed telefonem Rhodey'ego do Pepper

Mandaryn przysłał mi wszelkie instrukcje. Mam wyruszyć już dzisiaj w nocy. Pierścień znajdował się w jednym z aktywnych wulkanów. Dość dziwne miejsce aby ukryć pierścień. Na miejscu aby zdobyć i uaktywnić pierścień musiałem zdać test. Powiedziałem o wszystkim Rhodey'emu aby był w gotowości. Nie możemy ufać Mandarynowi, nie po tym co przeżyliśmy. Jednak mój przyjaciel dalej próbował odwieźć mnie od tego pomysłu. Narzekał i gderał jak to Rhodey - matka opiekunka nas wszystkich. Sam miałem pewne wątpliwości ale nie chciałem tego pokazywać. 
- Tony, powiedz chociaż Pepper co zamierzasz. Jeśli tego nie zrobisz, to ja zrobię to za ciebie. 
- Nie, nie mogę jej powiedzieć, ani ty ani ja. Zrozum tak będzie dla niej lepiej. 
- Co będzie lepiej? Chłopie, mam ją okłamywać? A co jeśli coś będzie nie tak? 
Cały Rhodey. Zawsze musiał przeczuwać najgorsze. Rozumiałem go, ale po co od razu być pesymistą? Ja sam miałem obawy, ale przecież nie mogę sobie pozwolić na chwilę zwątpienia. 
- Zadzwoń do niej i jej powiedz co się dzieje. Przecież ją kochasz Tony, nie rób jej tego. 
Coś mnie tknęło kiedy Rhodey to powiedział. Po części ma rację, wyruszam w wyprawę, z której być może mogę nie wrócić i mam jej nic nie powiedzieć? Nawet nie próbować jej uspokoić i powiedzieć, że wrócę i, że wszystko będzie dobrze? Wiem to brzmi strasznie banalnie, ale czemu chce ją tak zostawić bez żadnego wytłumaczenia? Chyba tylko dlatego żeby się nie martwiła... Poza tym nie pozwoliłaby mi na tą misję. Wiem o tym. 
Zanim się zorientowałem Rhodey zadzwonił do Pepper i ściągnął ją tutaj. Czułem się bardzo zestresowany tą całą sytuacją. Teraz już nie mam wyjścia, muszę jej powiedzieć prawdę... Ona tego nie zniesie, czuję to. Nie będzie chciała pozwolić mi się na to porwać. Najgorsze jest to, że ja naprawdę nie mam wyjścia.
Spojrzałem na zbroję Iron Mana. Przypomniałem sobie moją obietnicę sprzed pół roku. Obiecałem sobie, że jeśli będę musiał być sam do końca życia poprzez moją drugą twarz to tak będzie. Tyle, że teraz kiedy zakochałem się w Pepper wszystko się zmieniło. Jak mogłem dotrzymać danej sobie obietnicy skoro Pepper była dla mnie najważniejsza? Jednocześnie bardzo narażam ją poprzez moją rolę ale jak mógłbym bez niej żyć? Przypomniałem sobie o jeszcze jednej ważniej rzeczy. W święta Bożego Narodzenia, kupiłem prezent Pepper. Mianowicie chodzi o bardzo duży naszyjnik z pięknym błękitnym sercem. Czekał u mnie w pokoju, zapieczętowany w szafce. Tak naprawdę nie miałem okazji aby jej go wręczyć. Teraz gdy mogę nie wrócić to chyba jedyne co mogłoby jej po mnie zostać... Wiem, gadam jakbym szedł na stracenie. Ale nie wiem co mnie czeka w poszukiwaniu pierścienia.
- Rhodey, zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego? - spytał z wyraźnym zastanowieniem. - Nie, nie będę kryć cię przed Pepper, to już postanowione.
- Nie o to chodzi. W moim pokoju, w szufladzie jest coś dla niej. Gdybym długo nie wracał po prostu jej o tym powiedz...
- Tony, przestań. Wrócisz i sam jej to dasz.
- Po prostu to zrób jeśli będzie trzeba... - odpowiedziałem. - Mogę na ciebie liczyć?
Rhodey spojrzał na mnie. Zastanawiał się nad moimi wcześniejszymi słowami, wiedziałem o tym.
- Zawsze.
Uśmiechnąłem się i w tym samym momencie ktoś wpisywał kod do zbrojowni. Pepper.

~*~

Wpisywałam w pośpiechu kod do zbrojowni. Właściwie prościej byłoby rozwalić drzwi, ale nie chciałam dawać po sobie poznać, że jestem wściekła. 
Weszłam i zobaczyłam, że chłopaki stoją przy zbroi. Widać było, że na mnie czekali. Tony chciał coś powiedzieć ale ja nawet nie chciałam dopuścić go do głosu. 
- Wiem o wszystkim! - wrzasnęłam na nich a oni od razu jakby się skulili pod dźwiękiem mojego głosu. 
Zapadała cisza. Rhodey spojrzał na Tony'ego, Tony spojrzał na Rhodey'ego. Widziałam, że Stark nie ma pojęcia co powiedzieć. 
- Pep... to nie jest tak jak myślisz.
Oho, zaczyna się. Wymówka za wymówką. Może będzie próbował mnie okłamać?
- Proszę, usiądź i wysłuchaj mnie. 
Przez chwilę wahałam się co zrobić. Jednak trochę spokorniałam i razem z nim usiadłam na kanapie. Rhodey w całym tym zamieszaniu gdzieś się ulotnił i zostawił nas samych. On chyba robi to specjalnie... 
- Dobrze, słucham. 
- Jak się dowiedziałaś? 
- Poszłam za tobą Tony, ty nie umiesz kłamać. - mówiąc to delikatnie mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem. 
Nie uszło to na uwadze Tony'emu, który wyglądał na dość skołowanego. Czułam, że po tej rozmowie może nie być zbyt przyjemnie.


~*~

Tadam! Muszę potrzymać Was w niepewności! 


3 komentarze:

  1. Czekam na kolejną notkę, bo zapowiada się ciekawie z tym Mandarynem. Będzie grubo.
    Przy okazji wróciłam do bloga. Zapraszam ;)
    iron- adventures.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam zostanę na dłużej lece czytać potem tu wrócę i opiszę moje wrażenia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam się tutaj przypadkiem, nadrobilam wszystkie rozdziały... Gdzie jest autorka? Czekam i czekam, ale Cie nie ma, coś się stało, że nie piszesz?

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy