wtorek, 29 maja 2018

Rozdział 32: Żegnamy się na zawsze?

Było już bardzo późno. Ja dalej siedziałam w zbrojowni, na kanapie, tuż obok Tony'ego. Czułam jakby minęła wieczność... A to dopiero pięć minut. Pięć minut jak Tony nie powiedział ani słowa. Zaczęłam się zastanawiać czy on jeszcze w ogóle tam jest, czy nie odpłynął. Znowu zaczęłam się denerwować, aż w końcu nie wytrzymałam.
- Tony? Ja o wszystkim wiem, po prostu wyduś coś z siebie!
Dalej nic. Cisza. Tony jakby naprawdę zaginął gdzieś w otchłani swojego umysłu. Może to cisza przed burzą?
- Pepper, Mandaryn postawił mi ultimatum. Jeśli mu nie pomogę to zrobi krzywdę tobie i mamie Rhodey'ego. Myślisz, że zaryzykuje wasze życie?
Nie ukrywam, że jednak to co powiedział Tony bardzo mnie wzruszyło. Na tyle, że powstrzymywałam płacz. Właściwie powstrzymywałam łzy od kiedy tylko stanęłam w progu zbrojowni. Bądź twarda, Pepper.
- Tony chcesz to zrobić za cenę własnego życia? - spytałam patrząc na niego z ukrytym podziwem. - Dobrze wiesz, że nie pozwolę ci na to samobójstwo.
Tony westchnął z żalem. Widziałam, że był bardzo rozdarty, jednocześnie pełny obaw. Coś nie dawało mi spokoju kiedy na niego patrzyłam. Wydawał się mimo wszystko pogodzony z losem, tak jakby już wszystko przewidział i ułożył sobie to w głowie. Nie mogłam tej postawy zrozumieć i nawet nie próbowałam. Jestem tutaj aby wybić mu ten pomysł z głowy.
- Tony, jesteś Iron Man'em, a Rhodey War Machine. Ja sama nie jestem do końca bezbronna, widziałeś co się stało ze zbroją Mandaryna. - odparłam ze spokojem.
- Nie pozwolę ci walczyć. Nie ma mowy. - spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Dlaczego? Nie możesz wiecznie mnie ochraniać.
- Pepper, przestań. Dobrze wiesz, że będę bo nie pozwolę żeby stała ci się krzywda. I tak wolę ryzykować swoim życiem niż twoim.
Czarnowłosy powiedział to tak zdecydowanym tonem, że czułam się na straconej pozycji. Jednocześnie byłam bardzo zaskoczona jego postawą. Poczułam przez chwilę, że jestem dla niego kimś ważniejszym niż tylko przyjaciółką. Ale po chwili moje przeczucia zostały rozwiane przez zdrowy rozsądek. Przecież Tony jest tylko oddanym przyjacielem, nie kocha cię. Tylko czy gdyby nie kochał to chciałby pocałować? Przecież sam się do tego przyznał Rhodey'emu... Nic już z tego wszystkiego nie byłam w stanie zrozumieć. Coś tutaj wyraźnie nie pasowało a ja wprost nie mogłam się dowiedzieć co. Bardzo mnie to denerwowało ale też intrygowało. Tony był zagadką, nikt nie wiedział o czym myśli ten nietuzinkowy geniusz. Wiedziałam tylko jedno, że będzie bardzo ciężko odgadnąć co mu chodzi po głowie. Przecież to bez sensu, oddałby za mnie życie, pocałował, chciał to zrobić a jeszcze wcześniej nie? Kłamać nie umie a to wszystko brzmi jak akcja w melodramacie. Choćby nie wiem co nie dam mu się udać na żadną szaloną misję.
- Nigdzie nie polecisz. - powiedziałam zdecydowana. - Koniec kropka.
- Nie, Pepper. Nie mogę tego wszystkiego drugi raz przeżywać.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Czy chodziło mu o to, że prawie umarłam? Jak słowo prawie potrafi zrobić różnicę... Było bardzo blisko, ale Tony się nie poddał. Podziwiam jego upór, ale to nie znaczy, że do końca życia ma bać się o mnie jak o małe dziecko... 
- Straciłem ojca, nie chce stracić ciebie. - mówiąc to przybliżył się do mnie. - Zrozum mnie, Pepper. Wrócę i będzie dobrze ale proszę nie utrudniaj mi tego.
Kiedy patrzył na mnie tymi swoimi cudownymi, nieziemskimi oczami czułam, że mięknę. Zastanawiałam się czy sytuacja sprzed nocy się powtórzy, czy znowu mnie pocałuje. Nie liczyłam na to, w tym momencie jedyne o co prosiłam to to, żeby nie wybuchnąć płaczem. Czułam, że tracę grunt pod nogami, bo nie mogłam go zatrzymać. Tak bardzo chciałam żeby nie porywał się na to szaleństwo a on dalej był uparty przy swoim! Tony, czemu musisz być taki uparty? Czemu nie dasz sobie pomóc? Przecież to jedyna szansa żeby go zatrzymać... Później może być... No właśnie jak może być? Albo lepiej albo gorzej - nic pomiędzy. Czułam, że jeśli pozwolę mu się udać tam samemu to to będzie ostatni raz kiedy go zobaczę. Ale z drugiej strony jeśli mu tego zabronię i stąd wyjdę to i tak nie będę w stanie go powstrzymać. Tony jest czasami jak duże dziecko... Zabronić mu czegoś a zrobi to bez względu na konsekwencje. Czułam, że zaczynam panikować. Łzy cisnęły mi się do oczu a ja już nie umiałam ich powstrzymać chociaż bardzo chciałam być twarda. Ale może to go zatrzyma?
Złapałam go za ramiona, chciałam nim potrząsnąć i dać do zrozumienia, że nigdzie stąd nie pójdzie dopóki ja na to nie zezwolę. Nie mogłam opanować łez, obraz zaczął się robić zamazany. Tony widząc w jakim jestem stanie strasznie spanikował. Przysunął mnie bliżej do siebie i mówił coś, tyle, że ja nie rozumiałam nic. Nie docierało do mnie najmniejsze słowo, gest. Czułam jakbym unosiła się ponad swoim ciałem. Może faktycznie tak było? Wiedziałam, że to przez Ekstremis i zastanawiałam się jakie niespodzianki jeszcze przyniesie. Dopiero chwilę później się zorientowałam, że po prostu tracę świadomość z wyczerpania i zbyt wielu emocji kłębiących się we mnie. Nie mogłam się otrząsnąć, czułam jakby moja dusza opuszczała ciało. Tym razem nie było to uczucie podobne do śmierci. Zaczęłam słyszeć czyjś głos, jednak to nie był głos Tony'ego. Poznałam ten głos - to Cornelia. Starała się mi coś powiedzieć ale nie mogłam usłyszeć o co chodzi. Nagle wszystko wróciło do normy a ja odzyskiwałam wzrok. Światło oślepiało mnie, a ja sama leżałam na kanapie a przy mnie stał bardzo spanikowany Tony. Wzięłam głęboki oddech i starałam się wstać. Niebieskooki nie pozwolił mi na to i kazał leżeć.
- To nic takiego. Nic mi nie jest, po prostu to chyba znowu się dzieje.
- To? To znaczy co?
- Cornelia, próbowała mi coś powiedzieć ale nie zrozumiałam z tego nic. - odparłam wstając i podchodząc do Tony'ego.
Dalej miałam łzy w oczach. Już nie ukrywałam jak bardzo się martwię. Było mi zbyt ciężko żeby udawać twardą.
- Próbuję cię zrozumieć Tony, ale nie mogę ci na to pozwolić.
Tony już zaczął zakładać zbroję. Nie wiedziałam jakim cudem on tak szybko to zrobił, ale po chwili, pomimo moich interwencji Tony był już gotowy do drogi. Próbowałam go zatrzymać, używałam siły, nawet telekinezy - moje próby zdały się na nic. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, już prawie zawodziłam z rozpaczy.
- Pepper, błagam nie utrudniaj mi tego. - widziałam, że jemu też jest bardzo ciężko. - Proszę, zaufaj mi. Gdybym jednak nie wrócił to chciałbym ci coś powiedzieć...
Nie byłam w stanie wytrzymać tego napięcia, zwłaszcza po tych słowach. Przecież on zwyczajnie mówi o sobie jakby już nie żył! Nie mogłam tego słuchać, nie mogłam tego znieść... Czułam, że to naprawdę ostatnia chwila kiedy mogę spojrzeć w jego oczy. To było zbyt trudne.
- Przestań do cholery. Masz wrócić. - starałam się zapanować nad moim ciałem, które trzęsło się z nerwów.
Tony chciał mi coś powiedzieć jednak nie dokończył bo do zbrojowni wszedł Rhodey. Ja odwróciłam się w jego stronę, w nim chciałam szukać pomocy. Tymczasem Tony nim się spostrzegłam poszybował w górę. Po chwili już go nie było a ja czułam w tym wszystkim podstęp. Oni zrobili to specjalnie!
- Rhodey zrobiliście to specjalnie!
- Nie, nie wiedziałem, że on tu jeszcze jest.
Nie odpowiedziałam tylko skierowałam się w stronę wyjścia. Ledwo mogłam iść bo moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Rhodey próbował mnie zatrzymać jednak ja mu na to nie pozwoliłam., odepchnęłam go od siebie być może trochę za mocno bo zachwiał się. W tym momencie nie dbałam o niego ani o siebie, martwiłam się o to czy Tony wróci. Byłam zła na cały świat, że pozwoliłam mu tak po prostu odlecieć. Wykorzystał moment mojej nieuwagi i tak po prostu jak gdyby nigdy nic poleciał. Nie mogę sobie tego wybaczyć, że tak po prostu pozwoliłam mu uciec. Ani jemu nie mogłam wybaczyć tego, że tak po prostu się na to porwał!
Błąkałam się gdzieś po mieście. Nie poznawałam żadnej z tych okolic, chyba zabłądziłam jednak to nie było najważniejsze w tym momencie. Rozmyślałam nad tym co się stanie jak już Tony zdobędzie pierścień. Bałam się, że nie wróci jednak nie chciałam nawet brać pod uwagę takiej możliwości. Ale co jeśli faktycznie tak się stanie? Sam Tony tak myśli... Jednak ja się nie mogę poddać. Będę na niego czekać. 
Byłam bardzo przybita i zaczęłam zatracać się w wspomnieniach. Gdybym tylko wiedziała jak mogę pomóc Tony'emu... No właśnie ja nie wiedziałam a bardzo chciałam. Tony co ty najlepszego zrobiłeś? Przecież tak nie może być do cholery!
Sama już nie wiedziałam co robię a przede wszystkim co mam myśleć... Czy Tony jest wobec mnie przyjacielem czy to już coś więcej? Och jak ja bym chciała żeby tu teraz był i powiedział na czym stoimy! Przecież to nieuniknione... Czuje, że ta rozmowa musi nadejść prędzej czy później. Jakie jednak przyniesie skutki? Mam nadzieję, że nasza przyjaźń się nie rozpadnie. Zrobię wszystko, nawet jeśli będę musiała być tylko jego przyjaciółką, jednocześnie skrycie go kochając... Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane? Nie mogę sobie wyobrazić tego, że ON może nie wrócić. Tony musi wrócić, nawet nie myśl w żaden inny sposób.
Nagle przypomniałam sobie o tym, że Cornelia próbowała się ze mną skontaktować. Czułam, że miała coś ważnego do przekazania. Na pewno chciała mi powiedzieć abym powstrzymała Tony'ego przed wyprawą... A może nawet w ten sposób próbowała mi pomóc a ja z tego nie skorzystałam? Niech to cholera weźmie, jak ja mam teraz z nią porozmawiać? Właściwie po co mam z nią rozmawiać? Czy to nie ona razem z Whitney ściągnęła na nas Mandaryna i od tamtej pory Tony wypruwa sobie żyły aby nas ochronić i cierpi za nas wszystkich podwójnie? Cholera wie co ja mam teraz robić!
Próbowałam się uspokoić jednak moje myśli krążyły tylko wokół tego, że Tony nie wróci. Nie wiem dlaczego ale moje serce tak mi właśnie podpowiadało, a rozsądek kazał się opanować i nie dramatyzować. Jednak jak mogłam nie dramatyzować? Przecież nawet nie wiem dokąd dokładnie poleciał Tony! Zapewne nie wie tego nawet Rhodey, a to oznacza, że sprawa jest naprawdę poważna. Może jednak Tony zostawił jakiś ślad... A gdyby tak poszukać w domu Rhodey'ego? Tak, to dobry pomysł!
Nawet nie wiem ile zajęło mi czasu zajęło mi dotarcie pod dom przyjaciela. Nie wiem też jaką drogą tutaj trafiłam, cały czas błądziłam myślami za Tony'm i tym co się z nim dzieje. Nie miałam również pojęcia czy czarnoskóry znajduje się w domu. Jego mamy na pewno bym nie zastała bo pracuje do późnych godzin w biurze. Rozglądnęłam się z daleka i pomyślałam, że wykorzystam moje zdolności aby sobie pomóc. Stałam się niewidzialna i zaczęłam rozglądać się czy ktoś przypadkiem nie jest w domu. Wyglądało na to, że dom jest pusty, nie świeciło się żadne światło. Teraz pozostało pytanie jak wkraść się do środka. Miałam szczęście, jedno z okien było otwarte. Wślizgnęłam się do środka dalej pozostając niewidzialną. Wszystko wskazywało na to, że w domu nikogo nie ma, jednak dalej wolałam pozostać niezauważoną. Rozejrzałam się jeszcze raz po salonie a później po kuchni i weszłam po schodach na piętro. Pierwszy pokój należał do Rhodey'ego, dlatego przystanęłam na chwilę i zaczęłam nasłuchiwać czy on tam jest czy nie. Po chwili stwierdziłam, że może śpi lub naprawdę nie ma go w domu a jest w zbrojowni. Kolejny pokój należał do Tony'ego. Ostrożnie otworzyłam drzwi i zapaliłam w nim światło. Był to całkiem spory pokój o ciemnoniebieskich ścianach. Po lewej stronie od ściany stało łóżko a nad nim wisiały półki z wieloma książkami i innymi tego typu rzeczami. Od prawej strony łóżka stało biurko zawalone papierami, wszelakiego rodzaju kartkami. Na biurku oprócz tylu dokumentów znajdował się komputer. Od drzwi stała szafa, za pewne na ubrania. Ach, Tony... Chciałabym po otworzeniu tych drzwi zobaczyć ciebie, kiedy leżysz na łóżku zapatrzony w sufit i myślisz... A nad czym to tylko ty jeden wiesz.
Rozpoczęłam przeszukanie od biurka. Znalazłam tylko jakieś notatki nie mające składu i ładu a tym bardziej celu. Obszukałam każdą kartkę i każe zapisane na niej słowo, jednak niczego nie znalazłam. Nic nie przykuło mojej uwagi. Coraz bardziej się denerwowałam... O ile można jeszcze bardziej. Mimo wszystko jakoś panowałam nad swoją niewidzialnością. Teraz postanowiłam od góry do dołu przetrzepać półki i również nic nie znalazłam.
Otworzyłam szufladę w biurku. Moją uwagę zwróciło prostokątne pudełko. Odruchowo po nie sięgnęłam. Zawahałam się czy je otworzyć... Może nie powinnam przeszukiwać jego prywatnych rzeczy? Miałam wyrzuty sumienia, ale jednocześnie chciałam wiedzieć gdzie jest mój przyjaciel. To niedorzeczne co działo się w mojej głowie.
Zdecydowałam się na otworzenie pudełka kiedy nagle usłyszałam trzask drzwi. Prawdopodobnie ktoś z domowników wszedł do domu. Starałam się ponownie skoncentrować tak jak wcześniej aby nie utracić niewidzialności. Zgasiłam światło i wycofałam się z powrotem na korytarz. Nie pomyliłam się - to był Rhodey. Widziałam, że jest zdołowany i przybity, jednak nie chciałam się ujawniać. Myślałam, że pójdzie do swojego pokoju i w nim się zamknie a ja będę mogła się jeszcze trochę rozejrzeć. Ku mojemu zaskoczeniu czarnoskóry wszedł do pokoju Tony'ego. Zdziwiło mnie to na tyle, że postanowiłam obserwować to co będzie robił. Może przez to czegoś się dowiem?
Rhodey otworzył szufladę, którą przed chwilą przeglądałam. Wyjął również to samo pudełko, które trzymałam w ręce. Otworzył je, jednak nie widziałam co w nim jest. Z pudełka wypadła jakaś koperta, którą Rhodey podniósł i obejrzał dokładnie. Westchnął przyglądając się temu co zobaczył. Nie zamykając pudełka położył go na biurku. Dostrzegłam kolie wysadzaną brylantami. Była przepiękna, aż zaparło mi dech w piersi. Kolia była bardzo subtelna, oprócz brylantów miała jeszcze inne kamienie, wydawało mi się, że były to szmaragdy.
Co ten Tony przed nami ukrywa? Teraz jeszcze mam się dowiedzieć, że ktoś mu się podoba i tego kogoś kocha a ja będę patrzeć na to wszystko? Wiem, to egoistyczne i samolubne. Ale prawda jest taka, że dalej byłby moim przyjacielem aż po kres wszystkich dni i nocy tylko... tylko pękałoby mi serce każdego nowego dnia, kiedy widziałabym ich razem. W jednej chwili poczułam się dwa razy gorzej niż wcześniej. To cios prosto w serce, jeśli moje przypuszczenia są trafne. Ciekawiło mnie co jest w tej kopercie. Na bank jest tam list, który ma dostać ta dziewczyna gdyby on... No właśnie gdyby on jednak nie wrócił. Czułam, że zaraz mogę stracić nad sobą kontrolę dlatego zeszłam w dół po schodach i wyszłam na zewnątrz. Przestałam kontrolować wszystko co się ze mną działo. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Nawet nie odeszłam na krok od drzwi Rhodey'ego. Usiadłam pod nimi i płakałam. Nie wiem ile ta chwila trwała ale miałam wrażenie, że moje serce umiera. Czułam jak rozdziera się na kawałki, znowu się skleja by po chwili znów rozkleić... Nie mogłam tego powstrzymać. W dodatku zaczęłam tracić świadomość i po chwili przeniosłam się znowu w to miejsce - tajemnicze, spowite mgłą, całe białe. Ja sama byłam w bieli, moje włosy powiewały na wietrze, który nie wiadomo skąd się pojawiał. Zobaczyłam Cornelię, która była ubrana inaczej niż zwykle - już nie miała elementów czerni, teraz była ubrana zupełnie jak ja.
- Nie martw się, on wróci. - powiedziała spokojnym, harmonijnym głosem. - Jedynie jego wybory zaważą na tym jak wróci.
- O-o o czym ty mówisz? - spytałam pełna lęku
- Nie wiem czy wróci z tego cało Pepper. Wybacz mi ale nie mogę mówić wszystkiego... To nie jest tylko zależne ode mnie.
Zrozumiałam to doskonale. Pomaga mi, ale ktoś też tutaj musi być, nie jesteśmy same. Ktoś przecież dał jej to zadanie.
- Rozumiem... Chciałaś mi coś powiedzieć, tak przynajmniej myślałam kiedy rozmawiałam z Tony'm.
- Tak, to prawda. Chciałam żebyś go zatrzymała, ale bardziej reagujesz na Tony'ego niż na mnie, to oczywiste.
Poczułam jak zaczynam się rumienić. Odwróciłam głowę w innym kierunku niż twarz Cornelii. Szkoda tylko, że Tony'ego nie ciągnie do mnie, tak jak mnie do niego. Każdy jego dotyk, spojrzenie przeżywam codziennie na nowo, tak jakby za każdym razem się w nim ponownie zakochiwała i każdego dnia kochała jeszcze bardziej.
- Widzę, co jest między wami. Ale żadne z was nie powie tego głośno.
- Co? Co jest między nami? Tony jest moim przyjacielem, ja jestem jego przyjaciółką... Nic między nami więcej nie było, nie ma i nie będzie.
- Tak myślisz? - spytała patrząc na mnie uporczywie.
Czułam jej palący wzrok na sobie, taki który chce przeszyć kogoś na wylot jeszcze raz i tak w nieskończoność. Aż sama zaczęłam wątpić w to co powiedziałam.
- Tak... tak właśnie myślę. -  w moim głosie było czuć zawahanie.
Cornelia tylko się uśmiechnęła.
- Chciałam cię tylko uspokoić, więcej nie mogę ci powiedzieć.
- Czyli... to znaczy, że wiesz gdzie on jest?
Tym razem to Cornelia odwróciła głowę. Poczułam się bardzo niezręcznie a jednocześnie byłam wściekła. Dlaczego wszystko nie może być takie proste?
- Na ciebie już pora.
Nie zdążyłam nic powiedzieć. Obraz stał się zamazany a ja znowu poczułam się jakbym odchodziła do wieczności. Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu o dość oślepiającym światłu. Nim się spostrzegłam nade mną stał Rhodey.
- Gdzie... gdzie jestem? - spytałam słabym głosem.
- W pokoju Tony'ego. Przeniosłem cię tutaj. Wiem jak jest on dla ciebie ważny, dlatego pomyślałem, że poczujesz się lepiej będą tutaj.
Zamilkłam. Czy to aż tak widać, że go kocham? Może nawet ślepy by to mógł zauważyć tylko nie Tony... Co ja plotę, przecież jest dla mnie ważny jako przyjaciel, pewnie to miał na myśli James.
- Dziękuję. - odparłam z westchnięciem.
- Gdybyś czegoś potrzebowała jestem u siebie.
Powiedziawszy to wyszedł i zamknął drzwi a ja położyłam się na łóżku i pogrążyłam w myślach.




~*~

Ja i moja kochana wena wróciły. Do miłego moi drodzy, oby następna notka ukazała się niebawem ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy